Sydonia von Borck mogłaby być pierwszą damą renesansu, ale los, czy też porządek społeczny, skazał ją na tortury, śmierć i pohańbienie. Suknia, w której przedstawia ją Edward Coley Burne-Jones jest rodzajem rehabilitacji. O obrazie „Sydonia von Borck” pisze kierownik Katedry Mody Wydziału Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. To nowy odcinek cyklu, który przybliża historię mody, widzianą przez pryzmat dzieł światowego malarstwa.
W 1860 roku malarz Edward Coley Burne-Jones namalował wyimaginowany portret Sydonii von Borck – bohaterki, która jest jednocześnie prawdziwa i wymyślona, realna i literacka, historyczna i legendarna. W tytule dzieła Burne-Jones odsyła nas do zamierzchłej przeszłości, ale patrząc na obraz, mamy przekonanie, może nawet jesteśmy pewni, że to, co historyczne, jest tu przede wszystkim przebraniem, kostiumem, maską.
Sydonia von Borck jest postacią historyczną – pomorską szlachcianką, urodzoną w roku 1548, a zmarłą w 1620 roku, kiedy to w wyniku oskarżenia o czary, trucicielstwo i obcowanie ze złymi duchami wykonano na niej wyrok śmierci. Publiczna egzekucja poprzez ścięcie mieczem miała miejsce w Szczecinie przy ówczesnej Bramie Młyńskiej, a ciało Sydonii zostało spalone i pochowane na cmentarzu, który znajdował się w miejscu dzisiejszej ulicy Sowińskiego.
Podaję te szczegóły za encyklopedyczną notką, by pokazać, jak bardzo była to postać historyczna i jak bardzo udokumentowane są jej życie i śmierć.
Jednak Sydonia z portretu Burne-Jonesa to postać przede wszystkim literacka. Jej życiorys i legenda dotarły do Anglii w połowie XIX wieku poprzez powieść pomorskiego pisarza Johannesa Wilhelma Meinholda „Sidonia von Bork: die Klosterhexe”, którą przetłumaczyła na angielski jako „Sidonia: the Sorceress” Francesca Speranza. Był to literacki pseudonim poetki, polityczki, bojowniczki o wolność Irlandii i prawa kobiet Lady Jane Wilde – matki Oscara Wilde’a.
W powieści Sydonia otrzymuje wychowanie niezgodne z normami propagowanymi na dworze pomorskich książąt z rodu Gryfitów w Wołogoszczy. Wbrew etosowi opartemu na surowych zasadach religijnego purytanizmu ojciec zachęca ją, by podążała za własnymi ambicjami, mierzyła wysoko i nikogo się nie bała.
To raczej wątek literacki, bo w rzeczywistości Otto Borck zmarł w 1551 roku, kiedy Sydonia miała najprawdopodobniej trzy lata. Zapowiada jednak cechy, które zadecydowały o jej faktycznych losach.
Cechy te nie odnoszą się jedynie do czasów renesansu. Pozycja kobiety i sposób postrzegania jej roli w życiu społecznym nie uległy wielkim zmianom pomiędzy wiekiem XVI a XIX, kiedy Burne-Jones namalował swój obraz. W roku 1860, w epoce wiktoriańskiej – pomimo że na czele najpotężniejszego wówczas imperium stała królowa – ideał kobiety zawierał się w słowach pure, chaste, refind, modest (czysta, cnotliwa, subtelna, skromna), a realizacji tego ideału sprzyjać miały społeczne normy i prawa, których kobiety powinny przestrzegać. Jedną z takich norm było to, że kobieta nie mogła samodzielnie występować w sądzie jako strona pozywająca.
Miano czarownicy ściągnęły na Sydonię liczne procesy, w których domagała się dla siebie praw i szacunku. 300 lat po jej śmierci jej sposób bycia kobietą był ciągle niedopuszczalny, sprzeczny z prawem, a nawet niemoralny.
Sukni, w którą ubrał Sydonię, Edward Coley Burne-Jones nie kupił w second handzie. Zaczerpnął ją z renesansowego portretu, niejako przemalował. Podobnie jak John Everett Millais w przypadku „Ofelii” i ten malarz, żeby namalować postać swojej bohaterki, potrzebował prawdziwej sukni: potężnej, bogatej, wyrazistej, dostojnej. Nie jakiegoś tam ubrania, ale sukni-obiektu.
Pożyczył ją z obrazu Giulia Romana (ok. 1499-1546), ucznia Rafaela. Po pierwsze dlatego, że portret namalowany przez włoskiego artystę pochodzi z epoki, więc w pewnym sensie może odgrywać rolę historycznego kostiumu. Po drugie, na portrecie autorstwa Romana widziano w czasach Burne-Jonesa Isabellę d’Este – włoską arystokratkę z książęcej rodziny, zwaną „pierwszą damą renesansu”. Suknia z portretu tak ważnej postaci miała więc to wszystko, czego malarz potrzebował dla ukazania Sydonii von Borck – była symbolem wielkości, siły i potęgi. Znakiem władzy.
Jedna z prawomocnych koncepcji źródeł mody jest taka, że rodzi się ona nie ze sposobu, w jaki się szyje suknie, ale ze sposobu, w jaki się je ozdabia. Zwróćmy uwagę, że suknia, w którą ubrane są obie bohaterki, składa się niemal wyłącznie z ozdoby. To, co nadaje jej kształt sukni, jest właściwie bielizną, na którą nałożono monstrualną konstrukcję, skomponowaną z rozlicznych węzłów i splotów uszeregowanych w łańcuchy z ozdobnych wstęg.
Używam słowa „ozdobnych”, ale to, co widzimy, to nie tyle ozdoby, ile ozdobniki. Ostentacyjna demonstracja smaku i artystycznej inwencji. Oblicze piękna rozumianego jako popis ludzkich zdolności i możliwości. Modowa koloratura.
To nie są symboliczne wijące się węże, jak chce popularna interpretacja. To precyzyjnie zaprojektowane sploty i węzły, które niczego nie udają. Nie przedstawiają niczego innego poza sobą. Węzły i sploty mają bowiem w renesansie same w sobie wartość estetyczną, artystyczną i intelektualną. W Mediolanie ich projektowanie było niezależną sztuką, która osiągnęła wysoki stopień zaawansowania.
Autorem projektu tego konkretnego układu jest poeta i intelektualista Niccolò di Correggio (to on podobno nazwał Isabellę d’Este „pierwszą damą renesansu” i rozpropagował to określenie). Dodaję słowo „intelektualista”, bo obawiam się, że poetę można posądzać o nadmiar nieuporządkowanej fantazji. Tymczasem tu nie chodzi o jakieś tam esy floresy, maziaje czy bazgroły. Węzły i sploty, zwane po włosku fantasie dei Vinci, to zdyscyplinowana forma geometryczna wymagająca precyzyjnego wykreślenia i dokładnych wyliczeń. To skomplikowana wiedza i wyjątkowa umiejętność. Taki wzór wymaga znajomości reguł sztuki, matematyki, geometrii, piękna. Dlatego musi być dziełem nie tylko artysty, ale i intelektualisty.
O projekcie wzoru złożonego z węzłów i splotów korespondowały siostry Isabella i Beatrice d’Este w roku 1493. Z ich listów dowiadujemy się, że ornament taki został zaprojektowany na ich zamówienie przez Niccolò di Corregio; że Isabella waha się, czy chce go wykorzystać, a Beatrice ma pomysł by użyć go przy sukni, którą planuje na ślub Bianki Sforzy.
Nie wiadomo, czy piszą konkretnie o tym wzorze, który znamy z obrazów Romana i Burne-Jonesa, ale widać z listów, jak wielką wagę przywiązywano do węzłów i splotów i jak doniosłą rolę odgrywały one w ówczesnym stroju. Były jednością piękna i praktyczności, intelektualnego wysiłku i gry wyobraźni. A pozwalać sobie mogły na nie tylko wyjątkowe kobiety.
Skazana na śmierć czarownica Sydonia von Borck na obrazie Burne-Jonesa ma i w sobie, i na sobie moc, siłę, piękno i potęgę przynależną władczyniom. Mogłaby równie dobrze być „pierwszą dama renesansu”, choć los – który nazwać tu można historią albo społecznym porządkiem – skazał ją na niesławę, więzienia, tortury, śmierć i pohańbienie. Suknia, w której przedstawia ją Edward Coley Burne-Jones, jest rodzajem rehabilitacji. Tej konkretnej tytułowej czarownicy, a kto wie, czy i nie każdej innej, przeszłej i przyszłej.
Tym bardziej że w roli Sydonii występuje na obrazie Fanny Cornforth, którą samodzielne decyzje życiowe mogłyby zaprowadzić na stos dla czarownic, gdyby takie płonęły w wiktoriańskiej Anglii.
Społeczeństwa tak naprawdę nigdy nie zrezygnowały z polowań na czarownice, widząc je we wszystkich kobietach, które nie zgadzały się pokornie na przypisane im rolę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.