Na zdjęciu trzy uśmiechnięte kobiety. Spotkały się w Warszawie na Paradzie Równości. „Fajnie jest przypomnieć sobie, dla jak wielu z nas ważna jest różnorodność, otwartość i akceptacja. Bo potrzebujemy jej wszyscy i wszystkie” – pisze autorka zdjęcia, Jola Szymańska. „Każdy z nas ma prawo do życia, bezpieczeństwa, spokoju i komfortu, do własnej drogi we własnym tempie. Każdy na nie zasługuje” – kontynuuje.
Poster girl Kościoła mówi „stop”
Własne tempo i prawo do niego jest w kontekście tej wypowiedzi niezwykle ważne. Szymańska, jedna z ciekawszych influencerek w polskim Internecie (67 tysięcy followersów na Instagramie), sama przeszła długą drogę. Popularność w sieci zdobyła niemal 10 lat temu jako autorka bloga „Hipster Katoliczka”. Plan był taki, by z luzem i przymrużeniem oka pisać o życiu wierzącej studentki. Wychowana w wierze, ale, jak sama podkreśla – otwartej, pełnej akceptacji – szybko zdobyła popularność. Zaczęto zapraszać ją, by występowała przed wiernymi, pokazywała dzieciakom, że wiara może być fajna. Jednocześnie czuła się coraz bardziej obco w środowisku, w które trafiła na studiach. To była inna wiara: hermetyczna, wspierająca m.in. antysemityzm. Szymańska była poster girl Kościoła, ale przeżywała kryzys, także wiary.
Z czasem, także dzięki psychoterapii, zaczęła weryfikować pewne prawdy, których do tej pory nie kwestionowała. W tekście z 2016 roku opisała, jak wyglądałby świat, gdyby w życie wcielono pomysł Ordo Iuris na karanie kobiet, które dokonały aborcji. Pro-life opisywała nie jako jeżdżenie ciężarówką oblepioną zdjęciami płodów, ale m.in. wspieranie dzieci już urodzonych i samotnych matek. Potem był artykuł o tym, że nie obraża jej tęczowa Matka Boska. Sukcesywnie mierzyła się z rosnącymi falami hejtu. Ogromną odwagą i siłą wykazała się, gdy po latach postanowiła wrócić do sprawy molestowania, jakiego ofiarą padła przed laty. Odkryła, że zgłoszenie zlekceważono, a sprawę zatuszowano. Proces, który rozpoczął się po latach, nie spełniał podstawowych standardów. „Mały blog stał się drogą do emancypacji” – mówiła Szymańska w wywiadzie z Igą Dzieciuchowicz. W 2019 roku Szymańska odeszła z Kościoła. „Była to jedna z najlepszych decyzji mojego życia. Nareszcie żyję na własnych zasadach i w zgodzie ze sobą”. Swoimi przemyśleniami i wnioskami Jola wciąż regularnie dzieli się w mediach społecznościowych. Wciąż nie boi się trudnych tematów.
Matka już nie z plakatu
Na wspomnianym w pierwszym akapicie zdjęciu obok Joli siedzi Natalia Białobrzeska. O Natalii usłyszałam po raz pierwszy, gdy zaręczyła się z moim licealnym kolegą. Ot, plotki znajomych z ławki – kto z kim, kiedy, dlaczego. Publikowała wówczas na jednym z katolickich blogów, z czasem jej teksty zaczęły pojawiać się na wielu kojarzonych z Kościołem portalach. Szybko umieściłam ją w pudełku „nawiedzona oazówa” i zamknęłam klapkę. Dla mnie, wychowanej w bardzo liberalnym domu, nawet jej bardziej zniuansowane opinie wydawały się radykalne. Minęło kilka lat. Już jako mama małego dziecka z zainteresowaniem przeglądałam instagramowe konta, które o macierzyństwie i kobiecości mówiły w innym duchu niż narracja pt. „jak zgubić ciążowe kilogramy” czy „jesteś przede wszystkim matką, a potem człowiekiem”. Wyskoczyło mi konto… Natalii.
Dziś ma 46 tysięcy followersów, mamą czwórki dzieci. Jednak z tamtej „oazowej” dziewczyny myślącej sztywnymi schematami nie zostało nic. Na jej drodze kościelne dogmaty też z czasem stały się przeszkodami. Natalia jest edukatorką pozytywnej dyscypliny, ale przede wszystkim adwokatką praw kobiet. Praw do czucia się wystarczająco w swoim ciele. Do właściwej opieki zdrowotnej. Do życia bez wstydu. Do oswajania fizjologii na własnych warunkach. Do poszukiwania wsparcia psychoterapeuty bez towarzyszących temu krokowi szkodliwych stereotypów. Aktywnie walczy też z podwójnymi standardami social mediów. Kiedyś rozpętała mocarną burzę po tym, jak algorytm zdjął jej post promujący urządzenie do ćwiczenia głębokich mięśni pochwy. Za co? Zapewne za padające w nim słowo „cipka”. „Tak się NAS UCISZA! Tematy, które DLA NAS SĄ WAŻNE. Tematy, które NAS DOTYCZĄ! Nie ma we mnie na to zgody! Jest złość!” – pisała w poście, który polubiło ponad 9 tysięcy użytkowników.
Nie pytaj „co?”, zapytaj „skąd?”
Kiedy rozglądam się dokoła, rozmawiam z ludźmi podczas wywiadów, czytam, słucham i oglądam przekazy medialne, ugruntowuję się w przekonaniu, że wszyscy żyjemy w pewnych „bańkach”. Kolegujemy się z ludźmi o podobnych poglądach. Poruszenie czy oburzenie pewnymi tematami uznajemy za instynktowną reakcję. Zakładamy, że coś jest oczywiste, bo jest oczywiste dla nas. Nie robimy tego ze złej woli czy głupoty. W codziennym pędzie łatwiej jest pewne rzeczy wziąć za pewnik i nie marnować czasu na rozkładanie ich na części pierwsze. Potem, im bardziej napięta staje się sytuacja, tym szybciej okopujemy się na znanych pozycjach i zaczynamy ostrzał. Do tego zachęca władza, wyznająca, zdaje się, zasadę: strasz i groź, a nuż same się zagryzą. To robią kobietom Kościół i rząd: nie chcą słuchać, nie próbują poznać, nie dopuszczają możliwości, że nie mają racji. Od razu sięgają po ostrą amunicję, którą bywają zawstydzanie, slut-shaming, ocenianie, ale też, coraz częściej, karanie, wykluczanie, zabieranie praw.
I my też strzelamy: pewnie, ostro. Nawet do znajomych, którzy są niewystarczająco jacyś, którzy nie przyklasnęli nam od razu w ataku na polityka X, który powiedział Y. „Dobrze mu tak” – zacieramy ręce, bo znany aktor nie poprowadzi ceremonii rozdania prestiżowych nagród, skoro dekadę temu napisał homofobiczny twitt. Co stało się w czasie 10 lat? Czy przeprosił, czy zrozumiał? Nieistotne. Jesteśmy otwarci i rozumiemy niuanse, ale wpuściliśmy cancel culture do domów bocznym wejściem, a nawet daliśmy mu własny pokoik. Dialog? Tego się dziś nie uczy, na to nie ma czasu. Swoją cegiełkę dorzucają też media, które bezlitośnie dyskontują to, że lepiej klikają się kłótnia i tarcie niż szukanie porozumienia.
W polskim internecie coraz więcej jest kobiet, które kompetentnie edukują, mądrze wspierają, pomagają zdejmować tabu i oswajać lęki. Propagują świadomy feminizm, budują siostrzeństwo. Dobrą robotę robią Martyna Kaczmarek, Ciałopozytyw, Kasia Koczułap, Anna Wiatrowska, Paulina Młynarska. Osoby takie jak Jola Szymańska czy Natalia Białobrzeska uczciwie zapracowały na miejsce w tej grupie. Dziś stoimy na jednej barykadzie. Czy to, kim kiedyś były i jak myślały, może odebrać im prawo do wypowiadania się dziś, kiedy są bogatsze o wszystko, co po drodze? Wiem tyle: by porozmawiać ze sobą, wystarczy lustro. Ciekawsza, a na pewno bardziej ubogacająca jest wymiana myśli z kimś, kto dziś jest „z nami”, ale swoich poglądów nie „odziedziczył” po rodzicach czy środowisku, ale wyrobił je sobie od początku do końca sam. Świadomie wybrał. Z kimś, kto zna drugą stronę i potrafi wziąć pod uwagę jej realia i wrażliwość. Kto dzięki tej wiedzy może pomóc tam, gdzie nasza jurysdykcja nie sięga. Z kimś, kto przeszedł „własną drogę we własnym tempie”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.