Znaleziono 0 artykułów
25.04.2023

Toksyczna pozytywność: Jak żyć w świecie, w którym rządzi obsesja szczęścia?

25.04.2023
Legalna blondynka / Fot. Everett Collection/East News

Każdego dnia jesteśmy poddawani presji pozytywności, która mówi, że kluczem do osiągnięcia szczęścia w życiu jest wyzbycie się negatywnych uczuć i myśli. Social media zalane są hasłami w stylu „Good vibes only” oraz trendami pokroju Lucky Girl Syndrome, które przekonują do siły pozytywnego myślenia i afirmacji. Dlaczego więc ludzie są coraz bardziej nieszczęśliwi?

Już szósty raz Finlandia znalazła się na pierwszym miejscu w rankingu krajów, w których żyje się najlepiej, przygotowywanym co roku przez United Nations Sustainable Development Solutions Network. Sami Finowie jednak w rozmowach z „New York Timesem” przyznali, że nie uważają się za wyjątkowo szczęśliwych. Mówią o sobie, że są po prostu zadowoleni. Czerpią satysfakcję głównie ze zrównoważonego sposobu życia oraz bezpieczeństwa finansowego, które pozwala im na zaspokajanie najważniejszych potrzeb. Innymi słowy, jak tłumaczy prof. Arto O. Salonen z University of Eastern Finland, który naukowo zajmuje się badaniem dobrostanu w fińskim społeczeństwie, chodzi o to poczucie, kiedy wiadomo, że to, co się ma i jak się żyje, jest wystarczające. Dojście do tego etapu sprawia, że człowiek jest szczęśliwy, bo nic więcej nie jest mu potrzebne. Tyle że to całkowicie przeczy temu, co każdego dnia głoszą social media, mówcy motywacyjni, poradniki, przemysł rozrywkowy czy kultura rozwoju i „happy endów”. Że ciągle trzeba chcieć lepiej, więcej, bardziej.

Jeśli pieniądze szczęścia nie dają, to co?

Definicja szczęścia? Nie ma. Nauka nie jest w stanie objąć tego, co dzieje się w sercach i umysłach poszczególnych osób, by stworzyć uniwersalny wzór na szczęście. Dla niektórych oznacza więc brak zmartwień, dla innych miłość, zdrowie lub bogactwo. To ostatnie najczęściej kojarzymy z dobrostanem, choć badania dowodzą, że podniesienie statusu materialnego nie zapewnia szczęścia. Także wzrost ekonomiczny w danym państwie nie sprawia, że jego mieszkańcy czują się szczęśliwsi (mówimy tu o sytuacji, gdy wszystkie podstawowe potrzeby, jak dach nad głową i wyżywienie, są zapewnione).

To, że pieniądze szczęścia nie dają, potwierdzają także najdłuższe na świecie badania nad szczęściem, trwające od 84 lat na Uniwersytecie Harvarda, które dokładnie opisano w wydanej w 2023 roku książce „The Good Life”. Jak tłumaczą autorzy, prof. Robert Waldinger i dr Marc Schulz, to między innymi sposób, w jaki działa nasz mózg, sprawia, że mylnie odbieramy rzeczy dla nas ważne – to, co widoczne i namacalne, jak dobra praca czy pieniądze, a nie to, co niepoliczalne, jak relacje i uczucia. Wierzymy, że na szczęście trzeba sobie zapracować, że to coś, co się osiąga.

A to właśnie relacje z innymi sprawiają, że jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi i żyjemy dłużej. Ich jakość i częstotliwość zostały uznane za dwa najważniejsze czynniki pozwalające osiągnąć dobre życie. Jak piszą Waldinger i Schulz, ewoluowaliśmy do kontaktu z drugim człowiekiem i dziś potrzebujemy siebie nawzajem, a uwaga, którą poświęcamy innym, jest najbardziej podstawową formą miłości, bo czas jest czymś najcenniejszym, co posiadamy.

Z relacjami jednak powiązane są nie tylko najlepsze momenty naszego życia, ale i te najgorsze, jak strata, rozstanie, choroba. Rodzina i przyjaciele bywają często większym źródłem stresu niż radości, a najbliższe nam osoby, które kochamy najbardziej, potrafią jednocześnie ranić nas najmocniej. Doskonale oddaje to buddyjskie powiedzenie mówiące o przeżywaniu dziesięciu tysięcy radości i następnie dziesięciu tysięcy smutków. Życie, a więc i relacje z innymi, to całe spektrum emocji, których według przemysłu pozytywności nie powinniśmy przeżywać.

Bywa, że sam proces szukania szczęścia sabotuje jego osiągnięcie

Dekadę temu pisał o tym Oliver Burkeman w „The Antidote: Happiness for People Who Can't Stand Positive Thinking”. Powołując się na starożytnych filozofów i eksperymentalnych psychoterapeutów, Burkeman podkreśla, że wszyscy oni, a także wielu przed nimi oraz wielu po nich, uznało niezdrową fiksację, ciągły wysiłek i próby bycia szczęśliwym jako coś, co unieszczęśliwia najbardziej. Nie sam cel, ale droga do niego, podczas której ambicje pozbycia się z życia niepewności, porażek czy smutku (wszystkiego, co nie jest kojarzone ze szczęściem), przyczyniają się do jeszcze większego poczucia niepewności, niepokoju i zmartwień.

Nie wzięło się to znikąd. Każdego dnia jesteśmy zarzucani ze wszystkich stron presją pozytywności, która mówi, że kluczem do osiągnięcia zadowolenia i szczęścia w życiu jest wyzbycie się negatywnych uczuć i myśli. Social media zalane są hasłami w stylu „Good vibes only” oraz trendami pokroju Lucky Girl Syndrome, które przekonują do siły pozytywnego myślenia i afirmacji. Pełne są też miłych kadrów z podróży, magicznych zaręczyn, idealnych dzieci, sukcesów, pracy, która jest spełnieniem, i szczęśliwych zakończeń, jak z komedii romantycznych. Dlaczego więc mimo otaczającej zewsząd pozytywności ludzie są coraz bardziej nieszczęśliwi? Bo próbują żyć życiem, które poza mediami społecznościowymi nie istnieje, są zmęczeni ciągłym udawaniem, że wszystko jest OK, a „szczęście i pozytywne nastawienie stały się jednocześnie celem i obowiązkiem”, jak pisze Whitney Goodman w „Toxic Positivity: Keeping it real in a world obsessed with being happy”.

Czym jest toksyczna pozytywność?

Tak działa toksyczna pozytywność, koncepcja, która nakazuje skupianie się wyłącznie na dobrych emocjach i odrzucenie tego, co negatywne. Innymi słowy prowadzi do momentu, w którym pozytywne myślenie zastępuje zdrowy rozsądek. Może się przejawiać, na przykład kiedy próbuje się kogoś pocieszyć. Wypowiadane w dobrych intencjach: „głowa do góry”, „inni mają gorzej” albo „musisz zmienić nastawienie”, powoduje, że w rozmowie zaczyna brakować miejsca na tę drugą osobę i jej prawdziwe uczucia. Złe emocje od razu próbuje się przekuć w pozytywne, choć nie ma żadnej pewności, że słowa „będzie dobrze” znajdą potwierdzenie w rzeczywistości. Bo co, jeśli w najbliższym czasie wcale nie będzie dobrze? Bez względu jednak na to, jak beznadziejna jest sytuacja, ta idea każe wierzyć, że możemy coś zmienić, myśląc pozytywnie.

Jak pisze Burkeman, im bardziej staramy się unikać cierpienia, rozczarowań, tym bardziej będziemy je odczuwać, ponieważ „każda mała rzecz, nawet całkowicie nieistotna, będzie cię torturować proporcjonalnie do twojego strachu przed zranieniem”. W „The Antidote” proponuje więc inną ścieżkę do szczęścia, nie tę usłaną różami i pozytywnym myśleniem, ale taką, która zachęca do rozpoznawania i przeżywania porażek, niepewności, braku poczucia bezpieczeństwa oraz pesymizmu.

Tyrania pozytywności sprawia, że wciąż zastanawiamy się, czy już jesteśmy wystarczająco szczęśliwi

W jednym z wywiadów dla amerykańskiego „GQ” światowej sławy terapeutka par i autorka bestsellerowych książek Esther Perel powiedziała z kolei, że tyrania pozytywności jest ciężarem, który nosimy każdego dnia i który sprawia, że szczęście postrzegamy jako przymus, ciągle więc zastanawiamy się, czy jesteśmy szczęśliwi. Czy jesteśmy już wystarczająco szczęśliwi? A może w innym związku będziemy jeszcze bardziej? Przez to zmagamy się z niepewnością i zwątpieniem, bo kiedy będziemy wiedzieć, że to już?

Perel twierdzi również, że w wyniku presji szczęścia doprowadziliśmy do patologii, kiedy zwyczajnie nie można powiedzieć „jest mi smutno”, gdy nic konkretnego się nie wydarzyło. Nie można być smutnym, melancholijnym, przygaszonym, nie ma w dzisiejszym świecie miejsca na osobiste cierpienie. Społeczne przyzwolenie na nie pojawia się zwykle w kontekście depresji lub przeżytej traumy. Trzeba mieć powód, który legitymizuje ból i zmartwienia.

Wszechobecny przemysł pozytywnego myślenia wciąż jednak unika negatywnych emocji i porażek, choć tylko w Stanach Zjednoczonych od 2009 do 2021 roku aż o 18 proc. (z 26 proc. na 44 proc.) zwiększyła się liczba nastolatków w kryzysie zdrowia psychicznego, którym towarzyszy uporczywe uczucie smutku i beznadziei. Jak podaje Centers for Disease Control and Prevention, to największy w historii poziom smutku, jaki kiedykolwiek zarejestrowano.

Od lat naukowcy, dziennikarze, filozofowie i artyści alarmują społeczeństwo o szkodliwości pościgu za szczęściem, o tym, jak wielkie krzywdy wyrządza toksyczna pozytywność. Poradniki z rodzaju „jak osiągnąć szczęście” nie działają (potwierdzają to badania) i jak łatwo się domyślić, najszczęśliwsze społeczeństwa na Ziemi to nie te, które kupują ich najwięcej.

W „The Good Life” autorzy przywołują stworzone w starożytności pojęcie eudajmonii, które do dziś jest często używane w psychologii. Opisuje ono pełnię osobistego szczęścia, stan spełnienia wynikający z dobrego życia. Często zestawia się je z hedonizmem, który z kolei jest postawą opartą na dążeniu do ulotnego szczęścia wynikającego z czasowych przyjemności. Jak tłumaczą Waldinger i Schulz: „Hedonistyczne szczęście mówi o tym, że dobrze się bawisz, a eudajmonistyczne o tym, że po prostu masz dobre życie”. Dlatego pojęcie szczęścia jest tak trudne do zdefiniowania – dla jednych oznaczać będzie chwile przyjemności, dla innych wręcz duchowe poczucie spełnienia.

Jako przykład badacze podają sytuację, gdy ktoś wygrywa na loterii. Przez pierwszy rok zwycięzca może czuć euforię i radość z pieniędzy, ale nie będzie podobnie podekscytowany przez całe życie. W dużej mierze wynika to z tego, jak działa ludzki mózg. Szybko przyzwyczajamy się do danej sytuacji, po czym zawsze chcemy więcej i więcej. Lepszy samochód, większy dom, nigdy więc nie dotrzemy do takiego momentu, w którym już zawsze i na zawsze będziemy szczęśliwi.

Co w takim razie ze szczęśliwym fińskim narodem? Nie bez powodu wspomniana tu nieraz książka o szczęściu nosi tytuł „The Good Life”, a nie „The Happy Life”. Jej autorzy, a więc i autorzy badań, którzy o szczęściu, wydawałoby się, wiedzą wszystko, dają do zrozumienia, by zamiast gonić za tym szczęśliwym życiem, docenić to zwyczajnie dobre, które jest możliwe i warte wysiłku. Ze wszystkimi wzlotami i upadkami, lepszymi i gorszymi dniami, dobre życie może być wystarczające.


Korzystałam z artykułów opublikowanych w m.in.: „The New York Times”, „The Atlantic”, „GQ”, „Refinery29” oraz książek „The Good Life: Lessons from the world’s longest scientific study of happines”, „The Antidote: Happiness for People Who Can't Stand Positive Thinking” oraz „Toxic Positivity: Keeping it real in a world obsessed with being happy”.

Ismena Dąbrowska
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Toksyczna pozytywność: Jak żyć w świecie, w którym rządzi obsesja szczęścia?
Proszę czekać..
Zamknij