Tytuł pracy Juanity McNeely „Is it Real? Yes It Is” jest bardzo wymowny. Wbrew pozorom nie dotyczy obecnej sytuacji Polek. Juanita McNeely opowiada o własnym traumatycznym doświadczeniu. Jest jedną z wielu artystek, która cierpienia wywołane okrutnymi przepisami, pokazuje w sztuce. Kierownik Katedry Mody warszawskiej ASP przygląda się obrazom aborcji w sztuce.
Czy to prawda? – pyta pierwsza część tytułu pracy Juanity McNeely z 1969 roku. „Czy to naprawdę tak wygląda” – zdajemy się dziwić, może nawet trochę nie dowierzać. Ale malarka nagłaśniając to nasze pytanie, zdziwienie, wątpienie i niedowierzanie nie pozostawia wątpliwości. Tytułowego pytania nie zawiesza w próżni, a odpowiedzi nie zostawia naszym domysłom. Odpowiada: „Yes, it is” – Tak, tak to właśnie wygląda.
Praca Juanity McNeely zatytułowana „Is it Real? Yes It Is” składa się z dziewięciu obrazów, na których widzimy kobietę poddawaną zabiegowi aborcji. Legalnej, czyli zgodnej z prawem. A jednocześnie wydawałoby się jakiejś nierzeczywistej. Jeżeli nawet nie koszmarnej.
Juanita McNeely: To jest wojna
Nierzeczywista rzeczywistość obrazów McNeely dzieje się w szpitalu. O czym mówi wyraźnie środkowy, największy obraz dzieła. Mamy na nim coś w rodzaju gabinetu zabiegowego czy sali operacyjnej zaopatrzonej w osiągnięcia nowoczesnej myśli technicznej. Mamy lampy, wysięgniki, rentgeny, kroplówki; mamy przewody, które dostarczają prąd i przewody, które dostarczają krew – całe to instrumentarium, które jest obrazem nauki w służbie życia i zdrowia człowieka. I mamy człowieka – postać kobiecą rozciągniętą pomiędzy tymi narzędziami, ekspresjonistycznie zdeformowaną, spłaszczoną, zdehumanizowaną. Uwięzioną w plątaninie kabli i rurek, z nogami nienaturalnie i boleśnie rozciągniętymi w ginekologicznych strzemionach. Kształt jej ciała właściwie nie różni się od kształtów widocznych na rozwieszonych obok rentgenowskich zdjęciach.
Podobne artykułyStrajk Kobiet: Artyści, którzy wspierają protestyJulia WłaszczukSamo ciało, jego ułożenie i perspektywa, z której na nie patrzymy zostało całkowicie podporządkowane waginie, która wydaje się jedynym żywym elementem tego ciała. A jednocześnie jego krwawiącą raną.
Nowojorski krytyk sztuki James Fuentes pisze, że jesteśmy tu świadkami „sadyzmu patriarchalnej medycyny”. Jeżeli komuś określenie to wydaje się przesadne, to trzeba przypomnieć kilka okoliczności, w których powstały te obrazy. To był rok 1969, a więc czasy sprzed wyroku Sądu Najwyższego USA znanego jako Roe przeciw Wade, który uznał większość antyaborcyjnych restrykcji obowiązujących w prawach stanowych USA za niezgodne z konstytucją. Zanim do tego doszło (22 stycznia 1973 roku) prawo do aborcji było w wielu stanach ograniczone właściwie jedynie do przypadków „ratowania życia matki”. Odbierało podjęcie tej decyzji kobiecie, a przyznawało spatriarchalizowanej, zinstytucjonalizowanej medycynie. Prawo do tego prawa kobieta musiała sobie u niej wyprosić, wynegocjować, wywalczyć. Czyniło to ją przedmiotem procesów administracyjnych i medycznych. Odbierało podmiotowy status pacjentki.
Realizację tego prawa musiała też wywalczyć sobie Juaniita McNeely, której ciąża zbiegła się w tamtych latach z gwałtownym nawrotem choroby nowotworowej. Nielegalność aborcji wiązała się praktycznie z pozbawieniem jej prawa do leczenia. Chora na raka i ciężarna McNeely straciła prawo do decydowania o swoim ciele, zdrowiu i życiu. Kontrolę nad nim w całości przejęły przepisy prawne i administracyjne decyzje. Czy to możliwe? Is It Real? Yes It Is.
Nieprawdopodobną, niewyobrażalną realność tego doświadczenia, swojego osobistego doświadczenia zawiera właśnie w pracy „Is it Real? Yes It Is”. Była wtedy po trzydziestce. I oto podporządkowane antyaborcyjnemu prawu instytucje medyczne rozpoczynają pracę nad jej trudnym i kłopotliwym przypadkiem. Trzeba unieruchomić ciało, rozpiąć, przywiązać, podłączyć do systemu, prześwietlić, zajrzeć do środka, spenetrować kleszczami, wziernikami, rurkami.
Na jednym z obrazów koszmaru, jaki zapisuje McNeely, widzimy bezkształtną z trudem przypominającą ludzkie ciało formę, w którą wbijają pazury i dzioby siedzące na niej wielkie czarne ptaszyska. Na innym – pod wielką lampą oświetlającą bezkształtny zwój organów i narzędzi pojawiają się trzy zamaskowane głowy pracowników medycznych. Na każdym widzimy nienaturalnie powykręcane ciało kobiety poddawane kolejnym przypominającym tortury zabiegom. Jest tak jakbyśmy budzili się z koszmarnego snu i uświadamiali sobie, że to wcale nie jest sen.
Dla przedstawienia tego doświadczenia McNeely posługuje się językiem bliskim „Guernice” Picassa, ale również malarstwu Ernsta Ludwika Kirchnera czy pracom z cyklu „Der Krieg” (Wojna) Ottona Diksa. Retoryka wojennego koszmaru, w jakiej tworzyli artyści po I wojnie światowej, u progu nowoczesności, została tutaj zaangażowana do opowiedzenia o aborcji, o sytuacji kobiet w czasach pokoju, 50 lat po tamtym koszmarze, o którym opowiadali mężczyźni. I 20 lat po ostatniej wojnie światowej, która tamten koszmar spotęgowała. Istnieją, zdaje się mówić McNeely, dwie historie cierpienia: męska i żeńska, przy czym tylko ta pierwsza znajduje odzwierciedlenie w mitach i opowieściach współczesności.
Dlatego to jedno z pierwszych dzieł o aborcji we współczesnym malarstwie nie tyle pyta czy przedstawione na nim koszmarne wizje to prawda, co o(d)powiada: tak wygląda prawda.
Paula Rego: Nigdy nie będziesz szła sama
Paula Rego należy do najpopularniejszych i najważniejszych artystek w Wielkiej Brytanii. Ale urodziła się i wychowała w Portugalii, w której całkowity zakaz aborcji bez względu na okoliczności obowiązywał do roku 1984 roku, a który został zastąpiony restrykcyjnym prawem dopuszczającym aborcję jedynie w czterech przypadkach. Do legalizacji aborcji doszło w Portugalii dopiero w 2007 roku. Wcześniej została ona odrzucona w referendum z 1998 roku. To właśnie owo przegrane referendum stało się bezpośrednią przyczyną powstania serii 10 obrazów, które artystka namalowała na przełomie 1998 i 1999 roku i zatytułowała. „Untilted. The Abortion Pastels”, znanej również w wersji rozszerzonej o akwaforty jako „The Abortion Series”.
Nielegalna aborcja to nic innego ja kryminalizacja kobiet. Życie każdej z nich toczy się nieustannie na granicy przestępstwa. Prawo zakazujące aborcji pozbawia kobiety, mówię tu o wymiarze egzystencjalnym, zasady domniemania niewinności. Każda kobieta jest zgodnie z takim prawem uśpionym przestępcą, dlatego właśnie, że jest kobietą.
Ale Paula Rego w swoich obrazach nie mówi przenośniami. Używa języka malarstwa realistycznego. Jej obrazy są po to, by kobiety dokonujące nielegalnych aborcji mogły nam spojrzeć prosto w oczy. Nam – czyli tym, którzy nie musieli podejmować takiej decyzji.
Swoim malarstwem Paula Rego zaprowadza nas do miejsc, w których dokonuje się jak to sama nazywa „backstreet solutions”. Sceneria obrazów Rego jest zawsze taka sama. Małe obskurne pokoje, wyposażone w ten sam zestaw: łóżko, fotel, miski lub wiadro, naczynia w rodzaju dzbanków, coś na kształt ręcznika, ściereczki a może dywanika. I kobieta. Na łóżku, obok łóżka, przy łóżku, można powiedzieć czasem niemal „pod łóżkiem”.
Obca w tym otoczeniu i samotna. Samotna, bo pozostawiona sama sobie. Przez tych, którzy dokonują nielegalnego zabiegu i przez tych, którzy ją nań skazują. Przez prawo, które dla niej nie jest obroną, lecz oskarżeniem i przez moralność głoszoną wspólnie przez państwo i Kościół. Bo prawo oparte na potępieniu odbiera kobietom w imię zasad tejże moralności, powiedziałbym językiem Kościoła katolickiego, „przyrodzoną godność człowieka”.
Rego mówi więc do tych, którzy stanowimy publiczność muzeów i galerii, do bywalców wernisaży, do krytyków i kuratorów, do nabywców dzieł sztuki i do dyrektorów muzealnych kolekcji, a więc do elit, które dzięki pieniądzom i pozycji mogą sobie zafundować bezpieczną aborcję w dowolnym kraju, w którym jest ona legalna – wejdźcie w te ciemne zaułki, w których kobiety, ryzykując zdrowie i życie, dokonują aborcji i pozwólcie by spojrzały wam w oczy. Siedząc na wiadrze, przy brudnym łóżku, w obskurnym pokoju.
Is It Real? – można by zapytać. „Yes It Is” odpowiada Paula Rega za swoją słynną poprzedniczką. Ta kobieta w niebieskiej sukience i ta dziewczyna w atłasowej bieliźnie i ta dziewczynka w szkolnym mundurku – to są w świetle prawa kryminalistki.
Paula Rego maluje je z dbałością o realizm nawet nie po to byśmy mogli na nie patrzeć, ale po to by one mogły patrzeć na nas. By mogły odważnie spojrzeć światu w oczy.
Malarstwo Rego to akt ich dekryminalizacji. Odbywa się ona poprzez siłę sztuki i poprzez instytucję sztuki. Kobiety na tych obrazach stają się równe madonnom, damom, kochankom i bohaterkom, które portretowała całą dotychczasowa sztuka. Chociaż nie stają się nimi. Nie przybierają żadnego kostiumu ani roli. Pozostają na nich kobietami (pracownicami, studentkami, uczennicami) które miały seks, kochały się i zaszły w niechcianą, nieplanowaną, ciążę i okazało się, że złamały prawo. Is It Real?
Viva Ruiz: Piekło kobiet
Dziś w sztafecie światowych artystek wprowadzających temat aborcji na czoło wysuwa się Viva Ruiz. W jej twórczości temat aborcji wychodzi poza tradycyjne ramy dziedzin sztuki, a jej celem nie jest wprowadzanie go do muzeum, ale wyprowadzenie na ulice.
Podobne artykułyAborcja: Na co zezwala dziś prawo w Polsce?Basia CzyżewskaRuiz to artystka i aktywista, która tworzy sztukę poprzez działania społeczne. Nie przemawia w niczyim imieniu. Gromadzi wokół siebie i swojej sztuki ludzi, by wspólnie i publicznie wykrzyczeć to, co razem mamy do powiedzenia. Akcje Vivy Ruiz przeprowadzane są pod jej autorskim hasłem „Thank God for Abortion” (Dziękuję Bogu za aborcję), a towarzyszy im jej autorska grafika, na którą składa się właśnie to hasło oraz rysunek otwartych dłoni, nad którymi unosi się biały gołąb.
Jeżeli uważacie, że dziwnie brzmi słowo „Bóg” w zestawieniu z aborcją w dodatku w ustach queerowej artystki to znaczy, że to do was skierowana jest jej sztuka. Celem Ruiz – o czym mówi sama artystka – jest bowiem destygmatyzacja aborcji. Zdjęcie z niej piętna winy i grzechu. Dziękując Bogu za aborcję artystka nie stosuje żadnych ironicznych strategii. Do Boga może się zwracać każdy i każda z nas. Jak chce i z czym chce. Nie potrzebujemy do tego ani kościołów, ani religii, które chcą nam mówić, jak i kiedy możemy rozmawiać z Bogiem; kto i jak może się na niego powoływać, kto i kiedy w ogóle może to słowo wypowiadać. Słowo „Bóg” w ustach tych, którzy przyznają sobie do niego wyłączne prawo, wykorzystywane jest właśnie do tego, by stygmatyzować aborcję, by sprawiać wrażenie, że jej zakaz nie jest ustanowiony przez różnego rodzaju ludzkie władze, ale że to okrutne prawo jest jedynie zapisem „woli Bożej”.
Stygmatyzacja aborcji działa także tam, gdzie prawo jej nie zakazuje. Pomimo legalności pozostaje ona w strefie mroku. Jest grzechem, piętnem, poczuciem winy. Dlatego o prawo do aborcji trzeba walczyć również tam, gdzie jest ona legalna. Bo to prawo nie może być tylko zapisane w kodeksie, ono musi być w nas. Prawo do aborcji jest nieustannie zagrożone nawet tam, gdzie jest ona legalna, właśnie poprzez proces stygmatyzacji. I właśnie dzięki niemu politycy są w stanie je ograniczać rożnymi administracyjnymi decyzjami, nawet nie naruszając ogólnego prawa do niej.
Dlatego – mówi Ruiz – aborcja wymaga głośnego mówienia o niej. A nawet krzyku. A tam, gdzie jest ona legalna i nie podlega prawnym ograniczeniom niech to będzie krzyk radości. Na przykład dziękczynny krzyk skierowany do Boga. Is It Real?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.