Kabriolety BMW: Samochody dla królów szosy
Jeździł nimi Elvis Presley, ścigali się europejscy arystokraci, występowały też w filmach o Jamesie Bondzie. Kabriolety BMW rozpalają wyobraźnię kierowców na całym świecie. Do historii z pewnością przejdzie także najnowszy M850i Cabrio inspirowany klasycznym modelem 507.
Sto lat temu na drogach widywało się przede wszystkim kabriolety. Takie samochody było po prostu łatwiej budować. Drogie marki, takie jak należący dzisiaj do BMW Rolls-Royce, oczywiście oferowały też wielkie auta z dachem. A przynajmniej dla pasażerów, bo szofer nie zawsze dostępował zaszczytu jazdy w warunkach chroniących go przed niepogodą. Samochody tańsze, sportowe i wyścigowe były zazwyczaj pozbawione dachu.
Jako że automobil był względną nowością, konstruktorom łatwiej było zbudować minimalne nadwozie, bez martwienia się o drzwi z bocznymi szybami, uszczelkami chroniącymi przed przeciekaniem do środka kabiny i dachem, który zachowywałby się poprawnie pod kątem aerodynamiki podczas szybkiej jazdy.
Pierwsze samochody przypominały dorożki, więc budowane były na podobnych zasadach. Nadwozie osadzone było na ramie (dosyć wysoko), a kierowca siedział nad silnikiem (jakby musiał spoglądać na drogę sponad zadu konia). Firma BMW jeszcze wtedy nie istniała, a przynajmniej nie w tej formie, jaką znamy dzisiaj. Od 1916 roku produkowała bowiem nie samochody, lecz silniki lotnicze.
Od Polaka do Presleya
Zanim jednak przejdziemy do Elvisa Presleya, prześlizgnijmy się przez tragiczną utratę fabryk marki po II wojnie światowej. Znalazły się one w sowieckiej strefie okupacyjnej, a BMW musiało się ratować finansowo, przez chwilę produkując patelnie i garnki. Zanim opowiemy o pierwszym pełnoprawnym kabriolecie BMW, czyli flagowym modelu 501, którego można by nazwać protoplastą dzisiejszej serii 8 (także w wersji coupé), wspomnijmy, że również przed wojną marka wyprodukowała parę bardzo interesujących samochodów z otwartymi nadwoziami – eleganckich sportowych roadsterów, takich jak np. BMW 328.
Zresztą za design pierwszej wersji 328, auta produkowanego w latach 1936–1940, odpowiadał Niemiec polskiego pochodzenia Peter Szymanowski. Został on także powojennym szefem designu marki. Był odpowiedzialny za modele 501 i 502 i zbudowanie tego, co dzisiaj nazwalibyśmy językiem designu marki, poprzez pozostawienie we wszystkich samochodach BMW słynnego grilla przypominającego kształtem nerki.
Model 328 był wyjątkowy nie tylko pod względem urody. To jeden z pierwszych samochodów na świecie, który testowano pod kątem aerodynamiki. Ponieważ nie było wtedy tuneli wiatrowych, jego konstruktorzy opracowali oryginalną metodę sprawdzania tego, jak bardzo opływowy jest ten samochód. Rozpędzali się do prędkości maksymalnej, wrzucali luz i stoperem mierzyli, ile czasu mija do momentu całkowitego zatrzymania.
Niemiecka organizacja pracy i pomysły m.in. genialnego aerodynamika Wunibalda Kamma zaowocowały zwycięstwami pierwszego modelu 328 w sporcie motorowym. W 1936 roku w klasie do 2 litrów pojemności na słynnym Nürburgringu, piątym miejscem w Le Mans w roku 1939 i zwycięstwem w pierwszym powojennym Grand Prix Australii w 1948 roku (które dzisiaj nazwalibyśmy wyścigiem Formuły 1).
Samochód był zresztą tak dobry, że specjalne wersje nadwoziowe, w tym właśnie ta jeszcze bardziej aerodynamiczna, opracowana przez Kamma, oraz słynne 328 Mille Miglia Bügelfalte (oznacza to dosłownie „kant w spodniach”, kanty te przebiegały przez całą długość samochodu u góry błotników) zajęły wysokie miejsca w rozgrywanej w 1940 roku edycji słynnego Mille Miglia.
Jako że na świecie szalała wojna, był to jedyny raz, kiedy wyścig nie odbył się na oryginalnej trasie 1600 km biegnących z Brescii do Rzymu i z powrotem do Brescii, a na torze drogowym wyrysowanym na planie trójkąta biegnącego pomiędzy Brescią, Mantuą a Padwą. Nie oznacza to jednak, że o wygraną było łatwo. Zwyciężyło oczywiście BMW. Za kierownicą baron Fritz Huschke von Hanstein, wytrawny kierowca, który na całej trasie osiągnął średnią prędkość 166 km/h, a na swoim najlepszym okrążeniu niewiarygodne 174 km/h.
I mimo że zrobił to modelem 328 z zamkniętym nadwoziem wyprodukowanym przez firmę Carrozzeria Touring z Mediolanu (specjalizującej się w lekkich aluminiowych karoseriach), to warto o tym wspomnieć, bo otwarte „328” były niedaleko z tyłu, zajmując miejsca 3., 5. i 6. Równolegle BMW produkowało jeszcze jeden kabriolet – czteromiejscowe „335” z tym samym sześciocylindrowym, rzędowym silnikiem, którego pojemność zwiększono z 2 do 3,5 litra. Niestety, w wyniku wojny zapotrzebowanie na tego typu auto było niewielkie.
Król jest jeden
Gdy kurz po światowym konflikcie opadł, odbudowana na produkcji garnków i rowerów marka, która utraciła fabryki na rzecz Sowietów, postanawia stworzyć dwie linie pojazdów. Z jednej strony debiutuje ogromny model 501 zaprojektowany przez Szymanowskiego, z drugiej malutka Isetta – projekt kupiony od włoskiej marki ISO. Po dwóch latach w „501” ląduje pierwszy wzorowany na konstrukcjach amerykańskich silnik V8 o pojemności 3,2 litra. Samochód zyskuje przydomek „barokowy anioł”.
I choć jego produkcja wkrótce się skończy, bo niemieckiego społeczeństwa nie stać już na tak drogi samochód, a BMW przeżywać będzie kolejny finansowy kryzys (zostanie uratowane przez swoich obecnych właścicieli, czyli rodzinę Quandtów), na koniec wypuszcza jeszcze dwa modele, mniej znane „503” i słynne „507”, oba projektu Albrechta Goertza.
Ten drugi, choć nie był specjalnie technicznie zaawansowany i niezbyt dobrze się go prowadziło (był też strasznie drogi – „507” kosztowała wtedy około 10 tys. dolarów, a w założeniu miała kosztować połowę), był tak piękny, że przeszedł do historii. Nie tylko wystąpił w filmie o przygodach Fantomasa, ale stał się ucieleśnieniem dolce vita, epoki jet set life, a jeździł nim Elvis Presley.
Król musiał swój egzemplarz przemalować z koloru białego na czerwony, żeby nie było widać pisanych szminką listów miłosnych od fanek. Wszystkie późniejsze sportowe kabriolety BMW nawiązują właśnie do wyglądu ikony.
Oczywiście marka produkowała także modele bardziej masowe, tzw. Neue Klasse – 1802 i 2002 cabrio. To one dały nam pozbawione dachu BMW serii 3 (e21, e30, e36, e46 etc.), a także najnowszą serię 4, ale też naprawdę ekscytujące roadstery, do których wzdychaliśmy przed laty – Z3 czy Z8. Pomogło, że obydwoma jeździł najsłynniejszy agent Jej Królewskiej Mości, James Bond. Emocje budzi też dzisiejsze fenomenalnie prowadzące się Z4, inspirowane właśnie BMW 507.
Jak jacht
Mamy więc spadek po wyścigowych wyczynach marki, kultowe kształty (jak choćby wloty w błotnikach przypominające skrzela rekina) i wielkie samochody do przemierzania długich tras bez większego wysiłku kierowcy. W prosty sposób możemy więc wyrysować inspiracje, jakie składają się na najnowsze, pozbawione dachu dziecko BMW, czyli flagowy model M850i.
To samochód imponujący. Nie tyko dzięki detalom takim jak kryształowy wybierak służący do zmiany biegów i podobnie wykończone pokrętło iDrive z guillochowanymi bokami oraz guzik start-stop. Kabina nowej serii wykonana jest wyłącznie z materiałów najwyższej jakości. Przyciski wykonano z chłodnego w dotyku, szczotkowanego aluminium, podobnie jak osłony głośników i wewnętrzne klamki drzwi. Resztę pociągnięto fortepianowym lakierem albo aluminium pokrytym gęstą kratką przypominającą wykończenie szkatułki z biżuterią, ewentualnie miękką i pachnącą skórą.
Naciśnięcie umieszczonego na konsoli środkowej guzika w 15 sekund pozbawia M850i dachu. Po jego schowaniu samochód przeobraża się w jacht służący zarówno do powolnego pełzania po eleganckich miejskich bulwarach, jak i – dzięki funkcji Airscarf nawiewającej ciepłe powietrze na szyję kierowcy i pasażera (specjalne wloty w zagłówkach), funkcjom podgrzewania i chłodzenia foteli, a także tzw. windshotowi zapobiegającemu hulaniu wiatru po kabinie – do pokonywania większych odległości nawet ze złożonym dachem. Komfortowo, szybko, choć niekoniecznie w ciszy.
System audio Bowers & Wilkins Diamond Surround Sound odtwarza bowiem każdy dźwięk z precyzją godną domowego Hi-Fi klasy audiofilskiej (potrafi także generować kinowy dźwięk przestrzenny), oferując klarowne soprany i głębokie, czyste basy i, co ważne w kabriolecie, nie tracąc przy tym środka pasma (wymaga 30 tys. dopłaty, ale warto). Ten samochód prosi się o ścieżkę dźwiękową jak z Bonda. Kojące dźwięki wydobywają się też spod maski, a raczej z wydechu tego bmw.
Za te ostatnie odpowiedzialny jest wyjątkowy silnik – ośmiocylindrowy, o pojemności 4,4 litra z dwiema turbosprężarkami. Generuje on 530 KM i 750 NM momentu obrotowego. W połączeniu z napędem na cztery koła X-Drive, stojącym na straży trakcji i bezpieczeństwa, wystarczy, by ten ważący ponad 2 tony samochód pierwsze 100 km/h osiągnął w 3,9 sekundy. Jeśli to dla kogoś dużo, to niedługo dostępna ma być wersja M8, która będzie miała sto koni więcej, zamieniając serię 8 cabrio w rywala najszybszych samochodów sportowych na świecie.
Ci, którzy uważają, że gazowanie od świateł do świateł nie przystoi tak dostojnemu wozowi, ucieszą się z paru innych dobrych informacji. BMW zadbało o nieskończoną liczbę możliwości konfiguracji tego samochodu (nie tylko przy zamawianiu). Możemy więc nie tylko, tak jak do tej pory, nastawić sobie, w jaki sposób będzie pracował układ kierowniczy, jaka mapa silnika zarządza sposobem dostarczania mocy i momentu na koła, oraz ostrością reakcji zarówno skrzyni biegów, jak i pedału gazu. Możemy nie tylko zmienić kolory podświetlenia kabiny czy wyregulować podświetlenie głośników w drzwiach (!), ale także włączyć tzw. Experience Modes, które stwarzają odpowiedni oświetleniowy nastrój i regulują różne parametry samochodu, np. podgrzewanie lub chłodzenie foteli, a także to, jak pracuje klimatyzacja. Wszystko po to, byśmy mogli czuć się (jeszcze) bardziej zrelaksowani.
Luksusowy, bezpieczny, emocjonujący
Z poszczególnych funkcji menu najnowszej serii 8 cabrio można by napisać doktorat. Przy parkowaniu pomaga kamera 360 stopni, która teraz nie tylko pokazuje samochód od góry, ale przełączając się pomiędzy widokami przód-tył w animacji, jakby przelatuje nad samochodem niczym umieszczona na ramieniu kamera filmowa. Zresztą seria 8 potrafi nie tylko sama zaparkować, ale półautomatycznie cofnąć, powtarzając drogę, którą przejechała przed chwilą, nie dłuższą niż 50 metrów.
Wszystko to widać jak na dłoni na wielkim centralnym, nachylonym ku kierowcy ekranie dotykowym. Pozostałe informacje wyświetlane są na cyfrowym zestawie wskaźników Live Cockpit Professional, który zastąpił tradycyjne zegary. Jak w każdym rozwiązaniu tego typu możemy na nim sprawdzić zarówno, ile jedziemy i na jakim biegu, jak i dokąd prowadzi nas nawigacja, jakiego kawałka akurat słuchamy, czy ile G przeciążenia generujemy w zakrętach. Dla tych, którym ekran wyda się odrobinę przeładowany informacjami, jest dobra wiadomość. Wszystkie podstawowe parametry znajdują się także na wyświetlaczu przeziernym Head-Up Display.
A jeśli komuś nie odpowiada obsługa za pomocą kryształowego iDrive’a czy nawet dotykanie ekranu, można określonymi funkcjami, takimi jak zmiana głośności czy przełączenie na kolejną piosenkę, sterować bmw gestami.
Laserowe reflektory najnowszej generacji, które zamontowane są w BMW M850i Cabrio, potrafią wycinać innych użytkowników drogi, tak by ich nie oślepiać, a nowa generacja asystentów jazdy oprócz nieoświetlonych lub niezauważonych pieszych wykrywa także rowerzystów, minimalizując ryzyko kolizji. Podobnie adaptacyjny tempomat, który potrafi awaryjnie zahamować zarówno podczas jazdy autostradowej, jak i powolnego toczenia się w korku. Asystent pilnujący pasa ruchu nie tylko sprawdzi, co znajduje się w martwym polu, i nas o tym poinformuje, ale także nie pozwoli nam na nieumyślną zmianę tegoż pasa (bez kierunkowskazu) i sam dokona korekty, gdybyśmy przez przypadek stracili czujność. To działa tak dobrze, że samochód właściwie potrafi sam skręcić i jechać dłuższy czas, np. w korku, bez naszej ingerencji.
Jeśli ktoś lubi prowadzić samodzielnie, to w okiełznaniu ogromnej mocy tego samochodu pomogą skrętne koła tylnej osi (pomagają także przy manewrach, jakby skracając samochód), a także aktywna stabilizacja przechyłów bocznych oraz aktywny dyferencjał, który znamy z samochodów BMW z serii M. Ich działanie zależne jest od prędkości, z jaką się poruszamy w zakręcie, kąta kierownicy, położenia pedału gazu, ale także od trybu jazdy (Adaptive, Eco Pro, Comfort, Sport i Sport+). Dzięki temu zawsze mamy odpowiednie czucie samochodu oraz trakcję.
To, co w dzisiejszych czasach można jednak najbardziej docenić, to jeszcze lepsza integracja samochodu ze smartfonem. Nie dość, że można za jego pomocą otworzyć samochód i go uruchomić, to Apple Car Play obsługiwane jest bezprzewodowo. Jeśli nie chcemy obarczać naszego telefonu kolejną funkcją, BMW oferuje też zaawansowany kluczyk z ekranem, dzięki któremu możemy sprawdzić status samochodu i chociażby zdalnie włączyć klimatyzację. Zarówno kluczyk, jak i telefon naładujemy w M850i indukcyjnie.
Ten samochód to prawdziwy tour de force. Efekt wielu lat doświadczeń inżynieryjnych w budowaniu samochodów pięknych i luksusowych. Czerpiący z tradycji marki, ale nie interpretujący jej poprzez patrzenie w przeszłość, tylko godzący ją z ekscytującą pod kątem technologicznym przyszłością. Elvis, gdyby żył, chciałby jeździć takim BMW.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.