Najlepszy ośrodek narciarski w Alpach kusi nie tylko doskonałymi warunkami, lecz także miejscowym rzemiosłem – biżuterią, wyrobami skórzanymi i garniturami szytymi na miarę.
Kitzbühel jest przyzwyczajone do wygrywania. W 2015 roku uznano je za najlepszy ośrodek narciarski na świecie, a w ostatnich latach za najlepszy ośrodek narciarski w Austrii. Położone w samym sercu Alp słynie nie tylko z luksusu, lecz także z przywiązania do rzemiosła. Niezależnie od tego, czy jeździcie na nartach (wtedy skusi was 230 wyciągów i możliwość zjechania ze słynnego Hahnenkamm, czyli z grzywy koguta, na której ścigają się najwięksi narciarze świata), Kitzbühel jest destynacją przyciągającą koneserów luksusowych akcesoriów. Miasteczko w Tyrolu nie narzeka na brak gości. Miejscowa filia sklepu Louis Vuitton odnotowuje tutaj największe zyski w całej Europie, a przecież mieszkańców jest zaledwie nieco ponad 8 tysięcy. Nie będziemy się jednak skupiać na dobrze znanych luksusowych markach, ale na miejscowych rzemieślnikach, którzy dorównują im jakością. O ile ich nie prześcigają.
Najmłodsza kozica w Tyrolu
Zaczęła się uczyć fachu w wieku lat 14, a mając zaledwie 20 lat, otworzyła własną pracownię na parterze rodzinnego domu przy Hornweg 5. Był 1993 rok i Margarete Klingler przeszła do historii jako najmłodsza złotniczka w całym Tyrolu. Parę lat później sławę przyniosła jej kolekcja wykorzystująca symbol miasta – kozicę górską. Złotniczka, sięgając po wzór z najstarszych udokumentowanych godeł heraldycznych Kitzbühel z XIV wieku, uczyniła z kozicy główny motyw swoich pierścionków, naszyjników, bransoletek i wisiorków. Całość, mimo historycznych korzeni, ma bardzo minimalistyczny i nowoczesny charakter. Margarete od razu zastrzegła symbol, chociaż dziś pełno jest jego kopii w miejscowych butikach. Oryginał pozostaje jednak u Klingler, a każda z jej prac ma swój unikatowy numer. Biżuteria nie należy oczywiście do najtańszych. Artystka korzysta z 18-karatowego złota oraz kamieni szlachetnych, takich jak kryształ górski, tanzanit, opal, turmalin, akwamaryn lub ametyst. Czasami sięga po nieoczywiste materiały, jak w przypadku pracy z okazji dziesięciolecia swojej działalności – ozdobny łańcuch powstał z oryginalnych starych żelaznych kluczy miasta połączonych ze sobą malutkimi kozicami z 18-karatowego złota (9500 euro). Klingler wciąż pracuje na parterze rodzinnego domu, gdzie znajduje się również jej butik. Oglądając biżuterię, można więc dosłownie zajrzeć jej przez ramię. Sama złotniczka mieszka na drugim piętrze budynku nad piętrem rodziców. Spacerując po mieście, nie sposób przeoczyć intrygującej bryły domu.
Kurtka z 80 kawałków skóry
W latach 50. ubiegłego wieku Anna i Hans Frauenschuh otworzyli garbarnię i zajęli się wyprawianiem skór. Zaopatrywali w popularne wówczas materiały tekstylne całą okolicę, bo skórzane musiały być przede wszystkim tradycyjne stroje tyrolskie, takie jak męskie spodnie, czyli Lederhosen. Dziś pod marką Frauenschuh kryją się całoroczne kolekcje ubrań dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Firmę rodziców przejęła druga generacja, rodzeństwo Kaspar i Theresia, które z wdziękiem potrafiło skorzystać z dorobku rodziców i nadać mu ponadczasowy sznyt. W latach 90. wyruszyło poza granicę Austrii i podbiło rynki zagraniczne, nie rezygnując przy tym wcale z lokalnej produkcji. Bestsellerem Kaspara i Theresii dalej są wyroby ze skóry jagnięcej i koziej, m.in. męskie skórzane spodnie czy kurtki, które składają się przynajmniej z 80 elementów, dzięki czemu idealnie układają się do każdej sylwetki. Jakością zachwycają również ubrania uszyte z kaszmiru oraz wełny merynosa. Kosztują sporo, a marka ich nigdy nie przecenia. Jedyna okazja, by kupić je taniej, nadarza się w markowym outlecie. Sklep przy głównej ulicy w Kitzbühel to największy sklep marki. Widać go już z daleka, bo elewację zdobi charakterystyczny pantofelek, ozdoba z metaloplastyki, rozpoznawalna dla wszystkich mieszkańców Kitzbühel. Frauenschuh słynie bowiem z trwałego i wygodnego skórzanego obuwia. Jego ogromny wybór, głównie w wariantach zimowych, można znaleźć na parterze sklepu. Wysokie buty z cudownie miękkiej skóry, wiązane za kostkę, kosztują około 350 euro. Na pierwszym piętrze zaś, prócz wyrobów rodzinnej firmy, są także inne luksusowe skórzane akcesoria i ubrania, jak np. produkty hiszpańskiego Loewe.
Krawiec znanych narciarzy
Na ścianach wiszą stare fotosy. Wszyscy szyli tu garnitury: Sean Connery, Omar Sharif, Robert Redford, Roman Polański i Jean-Claude Juncker. Znanego krawca gwiazd odwiedzały także damy, ze zdjęć spogląda zarówno Romy Schneider, jak i Emmanuelle Seigner. Wciąż są i tacy, którzy do Kitz wpadają tylko na parę dni, jedynie po to, żeby obstalować sobie u niego garnitur. 81-letni pan Franz Prader jest swoją najlepszą reklamą – niezmiennie od 51 lat, zawsze w świetnie skrojonym garniturze, codziennie stoi za ladą swojego zakładu. Sławę przyniosły mu spodnie klinowe, szyte tak zręcznie, że nawet po latach nie wybrzuszają się na kolanach. Klienci mówią, że noszą się jak druga skóra. Krawiectwo Franza Pradera cenione jest nie tylko za kunszt rzemiosła, lecz także za jakość materiałów. Na sklepowych półkach piętrzą się piękne kaszmirowe swetry we wszystkich kolorach tęczy, a na wieszakach wiszą przyciągające wzorami tweedowe grube marynarki. Krawiec z dystansem traktuje swój sukces, tłumacząc go lokalizacją butiku tuż obok wagoników Hahnenkamm: „Nie wszyscy chodzą do kościoła, ale wszyscy wsiadają do kolejki linowej Hahnenkamm” – w końcu Kitzbühel to najbardziej elegancki ośrodek w Alpach, więc gros klientów Pradera to narciarze.
Zegarki pana Schrolla
W samym centrum miasteczka, na szlaku miejskiego wybiegu, pomiędzy najdroższymi butikami w Europie, stoi widoczna z daleka stara kamienica pomalowana na dość jaskrawy pomarańczowy kolor. Nie sposób przeoczyć zarówno budynku, jak i przeszklonej witryny na parterze, skrzącej się od drogiej biżuterii i luksusowych zegarków. Na wystawę składa się cała historia zawodowego życia pana Schrolla, który w zeszłym roku obchodził 50-lecie swojej pracy. Tyle dokładnie lat temu, po ukończeniu szkoły jubilerskiej, otworzył swój warsztat. Zaczynał od biżuterii, by później całkowicie poświęcić się konstruowaniu zegarków. Pasjonował go zarówno etap projektowania, jak i samej produkcji, słowem – cały proces wymagający niezwykłej staranności i precyzji, który w przełożeniu na pojedynczy zegarek oznaczał mniej więcej dwa lata pracy. Cena za pracę pana Schrolla jest adekwatna do wysiłku – takie cacuszko potrafi kosztować nawet 3 tysiące euro. Nie tylko ceny są w tym miejscu wysokie, lecz także miejsce pracy samego zegarmistrza. Pan Schroll obliczył, że dokładnie w samym centrum kamienicy, w której mieszczą się jego warsztat i butik, znajduje się najwyższy punkt miasteczka. I dokładnie tam, na wysokości 800 m n.p.m., ustawił swoje biurko. Tu właśnie działa zakład zegarmistrzowski, w którym można zarówno zamówić zegarek na miarę, jak i naprawić stary. W gablotach są także gotowe produkty marek Rolex, Tudor, Chopard, MontBlanc i Longines. Podobnie rzecz ma się z biżuterią – na ponad 100 metrach butiku zgromadzono przepiękne ozdoby od Choparda, Niessinga, Tamary Comolli, IsabelleFa i Leo Wittwera. Pan Schroll jednak, jak na prawdziwego jubilera przystało, przyjmuje do naprawy wszystkie ozdoby, nie tylko markowe. Czyści je i przerabia, lutuje i skraca, graweruje i na nowo osadza w nich kamienie szlachetne. Dzieło ojca kontynuują syn Christopher wraz z żoną Yvonne. W takim mieście jak Kitzbühel jubilerzy zawsze mają ręce pełne roboty.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.