W historii dziewczyny uczącej się medytacji znajdziemy zdania, które mogą okazać się receptami na gnębiące nas niepokoje. Ale nie o wartką i napiętą akcję tu idzie. Bo to raczej przewodnik, podręcznik z pięknymi przypowieściami-naukami, które pozwalają zastanowić się nad podstawowymi sprawami, zatrzymać na chwilę, spojrzeć z boku, odpuścić, odetchnąć. Są jak masaż dla niespokojnej głowy i spiętego przez stres ciała. Nie jest to też poradnik, nic z tych rzeczy. Jak najbardziej „Haru” jest literaturą.
„Ile razy łucznik może zgubić łuk? Na to pytanie mistrzowie odpowiadają: Ile razy człowiek gotów jest stracić życie?”
Już 10 miesięcy zmagamy się z nową ograniczoną rzeczywistością, ze strachem, izolacją, samotnością, utratą nadziei na zmianę. Podobno po roku życia w pandemii poczujemy się lepiej – tak mówią psychiatrzy – bo będziemy mieli ją dobrze oswojoną.
Żeby wytrzymać, uciekam w książki. Ostatnio trafiłam na taką, która przypomniała mi o jeszcze jednej niezawodnej metodzie. O medytacji.
Rzecz dzieje się w Japonii, dawno temu, bo przed epoką powszechnej elektryczności, ale wyobrażam sobie, że mogłaby się rozgrywać i dziś. Piętnastoletnia Haru – tytułowa bohaterka powieści argentyńskiej pisarki Flavii Company – po śmierci matki zostaje posłana przez ojca do dōjō, szkoły medytacji i strzelania z łuku prowadzonej przez mistrzów w tych dziedzinach. Dziewczynka, jak i inni uczniowie, pozostaje w szkole pięć lat, ćwiczy umysł, koncentrację, dyscyplinę. Nie wszyscy dotrwają do końca, odejdą wcześniej. Haru, choć niecierpliwa, zbuntowana, niemogąca wybaczyć ojcu, że odesłał ją daleko od domu, staje się największą nadzieją mistrzów. Po ukończeniu nauki trafi do warsztatu szewskiego w dużym mieście, gdzie pod okiem kolejnego mistrza będzie poznawać nowy fach, ale przede wszystkim będzie dalej ćwiczyć uważność, a szewc będzie ją uczył, jak wyzbyć się niepotrzebnych emocji. Nadejdzie dzień, w którym Haru będzie gotowa, by wrócić najpierw do domu i ojca, a potem do dōjō, by zostać nauczycielką.
O tym w wielkim skrócie jest książka. Ale nie o wartką i napiętą akcję w niej idzie. Bo to raczej przewodnik, podręcznik z pięknymi przypowieściami-naukami, które pozwalają zastanowić się nad podstawowymi sprawami, zatrzymać na chwilę, spojrzeć z boku, odpuścić, odetchnąć. Są jak masaż dla niespokojnej głowy i spiętego przez stres ciała. Najlepiej czytać po jednym rozdziale dziennie – a są króciutkie – wsłuchiwać się w zdania i medytować nad nimi, a niektóre mogą okazać się receptami na gnębiące nas myśli, niepokoje. Nie jest to też poradnik, nic z tych rzeczy. Jak najbardziej „Haru” jest literaturą.
Nie wiem, skąd Flavia Company czerpała inspirację do książki, czy miała okazję przebywać w szkole medytacji, może w jakimś klasztorze buddyjskim, może spotkała mistrza, który ją uczył, ale w wyjątkowo łagodny, niepretensjonalny i pokorny sposób przekazuje otrzymane czy skądś zebrane nauki.
Weźmy jeden przykład.
Na zajęciach z kaligrafii, mistrzyni podchodzi do Haru:
„– Poczyniłaś postępy, Haru. Ale nadal za dużo myślisz. Widać to w każdym pociągnięciu, w niecierpliwych gestach, w twoich oczach, które nie przestają omiatać spojrzeniem wszystkiego wokół.
Haru odrywa pędzelek od papieru, spogląda na mistrzynię i mówi:
– Nie rozumiem, mistrzyni, dlaczego nie wystarcza sama poprawność. Nie rozumiem, dlaczego musimy uganiać się za harmonią.
Mistrzyni wzdycha i odpowiada:
– Przede wszystkim, Haru, nie musisz niczego rozumieć, wystarczy, że przyjmiesz to do wiadomości. Poza tym za niczym się nie uganiamy; przychodzi to, co ma przyjść. Musisz wiedzieć, że podporządkowując się dyscyplinie, do poprawności dochodzą nawet ludzie leniwi. Harmonia jednak pojawia się dopiero wtedy, kiedy dzięki dyscyplinie udaje nam się zapomnieć o sobie, a tym samym o naszym wysiłku.
Natsu, która właśnie zbiera swoje przybory, prosi o głos:
– Czy dyscyplina jest jedyną drogą?
Sho rozwiązuje tę kwestię:
– Jedynie dzięki dyscyplinie możemy podążać za rozumem, a nie za emocją”.
Nie wiem, czy – jak na okładce napisał wydawca – „po przeczytaniu historii Haru inaczej przeczytasz swoje życie”, nie przepadam za takimi górnolotnymi obietnicami. Ale na pewno „Haru” wycisza i uspokaja, pozwala się skupić, być cierpliwszym. Mobilizuje. Mnie odpowiada.
Flavia Company, „Haru”, z hiszpańskiego przełożyła Aleksandra Wiktorowska, wydawnictwo Nisza
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.