Podważamy stereotypowe wzorce męskości – mówią Michał Przybyła i Dominik Więcek. I robią to z pasją, przekonaniem i przytupem. Już 17 grudnia duet przyjaciół wystąpi z tanecznym spektaklem „Bromance” na Scenie Tańca Studio w Warszawie.
Kiedy zaczął się wasz bromance?
Michał Przybyła: Podczas prób do jednego ze spektakli Polskiego Teatru Tańca, w którym obaj pracujemy. A że obsada była niewielka i próby bardzo intensywne, poznaliśmy się lepiej. Zbliżyliśmy się, otworzyliśmy, poczuliśmy, że możemy sobie ufać i mamy całkiem sporo wspólnych artystycznych zainteresowań.
Dominik Więcek: Pracowaliśmy wtedy w krótkim czasie nad trzema spektaklami jednocześnie i w każdym robiliśmy coś razem. Okazało się, że jest też między nami porozumienie fizyczne. Dobrze nam razem w działaniach ruchowych.
Długo jesteście w Polskim Teatrze Tańca?
Michla: Trzeci sezon. Przyszliśmy tu razem, ale Dominika widziałem już wcześniej, podczas eliminacji do konkursu SoloDuo Dance Festival w Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark w Bytomiu. Pamiętam, jak tańczył i pamiętam, że wygrał. Został mi w głowie „ten rudy chłopak”.
W spektaklu opowiadacie o waszym spotkaniu w poczekalni lekarza medycyny pracy.
Dominik: Nie zapowiadało się wtedy na przyjaźń, bo mimo tego, że sporo nas łączyło, sporo też dzieliło. Ja jestem raczej typem introwertycznym.
Michał: A ja ekstrawertycznym, ale Dominik wydawał mi się od początku bardzo mądrą osobą, więc czułem się w tej poczekalni onieśmielony.
Dominik: Mnie się wydawało, że to jest świetna okazja, by się zaprzyjaźnić.
Michał: A mnie się wydawało, że wyjdę na głupka. I tyle z tego będzie.
Dominik: Teraz znamy się do tego stopnia, że jeden kończy zdanie drugiego.
„Bromance”, jak zatytułowaliście spektakl, to termin, który liczy sobie jakieś dwie dekady, więc nie jest nowy, ale też chyba niezbyt znany. Łączy słowa „brother” oraz „romance” i oznacza bardzo bliską, ale nieseksualną relację między dwoma mężczyznami.
Dominik: Dla mnie bromance to relacja kompletna.
Michał: Relacja, która uwzględnia także fizyczność, ale, o czym wspomniałeś, bez seksualności. To jest bliska relacja dwóch facetów, którzy mogą sobie dać buzi na przywitanie, pogładzić się albo klepnąć żartem w tyłek.
Dominik: Mężczyźni są bardzo zamknięci na fizyczność, zwłaszcza między sobą. Sam mam znajomych, którzy poczuli się niekomfortowo, gdy chciałem ich uściskać na przywitanie, bo faceci – wiadomo – podają sobie rękę, a nie przytulają. Przynajmniej w Polsce.
Kiedyś zapytał mnie o to ściskanie i cmokanie w policzek na przywitanie mój dobry heteroseksualny kolega. „A dlaczego my się nie całujemy?” – zagaił.
Michał: Heterycy nie dają sobie na coś takiego miejsca, bo to byłoby „pedalskie”.
Dominik: Ja nawet robiąc warsztaty ruchowe dla mężczyzn, wiedziałem, że nie mogę użyć słowa „taneczne”, bo by się faceci nie zapisali. Taniec jest dla dziewczyn i gejów.
W spektaklu bawicie się konceptem męskości, rozmawiacie o nim, podważacie go, rozmontowujecie. Skąd ten pomysł?
Dominik: Wiedzieliśmy, że chcemy zrobić coś razem i zaczęliśmy zbierać inspiracje. Mnie na scenie zawsze interesowało poruszanie spraw tożsamościowych, które dotykają widza najbardziej, gdy są osobiste, bezpośrednio dotyczą wykonawców. A ja od zawsze czuję, że nie bardzo wpisuję się polski heteronormatywny wizerunek mężczyzn. I tak się to zaczęło.
Michał: Gdy Dominik powiedział mi o tym pomyśle, od razu wiedziałem, że to jest strzał w dziesiątkę, bo czułem też, że sam nie pasuję, ale z innych nieco powodów.
Jakich?
Michał: Nie pasuję z powodu mojej orientacji seksualnej. Gej nie pasuje do obrazka męskości. Nie bez powodu mówi się na nas „cioty”. Ciotka to przecież kobieta, a nie mężczyzna. I mimo tego, że jestem umięśniony, mam brodę i buzuje we mnie testosteron to i tak – według wielu – nie jestem stuprocentowym mężczyzną, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Mówisz też ze sceny o swojej relacji z ojcem.
Michał: Czułem potrzebę rozliczenia się z pierwszą relacją męsko-męską, czyli z relacją ojciec-syn. To jest bardzo skomplikowany związek, bo syn jest przecież przedłużeniem ojca, to ojciec wprowadza syna w męski świat, syn przenosi nazwisko ojca. U mnie ta relacja została przerwana najpierw przez rozwód rodziców, a potem przez mój coming out. Zacząłem więc szukać odpowiedzi na wiele pytań po omacku. Także pracując nad naszym spektaklem. Czy to, że jestem gejem znaczy, że w mniejszym stopniu jestem mężczyzną?
Co o tym myśli twój ojciec?
Michał: Jeszcze mu nie zadałem tego pytania.
Dominik: Jadąc kiedyś z rodzicami samochodem, usłyszałem w radiu księdza. Mówił, że mężczyzna potwierdzenia swojej męskości szuka u kobiety, z którą jest w związku, a powinien u ojca. Michał – jako homoseksualny mężczyzna – nie znajdzie tego potwierdzenia ani u kobiety, ani u ojca. Na czym ma więc męskość budować? O tym też chcieliśmy powiedzieć w naszym spektaklu.
Czym więc jest męskość?
Dominik: Nie wiem, czy udało nam się znaleźć odpowiedź.
Michał: Myślę, że się nie da.
Dominik: To jest zbyt płynne pojęcie, zmieniające ciągle swoją definicję i przez to nieuchwytne. Nie da się dzisiaj powiedzieć, czym jest męskość i kim jest mężczyzna.
Gdybyśmy zrobili teraz sondę uliczną, dostalibyśmy szybko zestaw męskich atrybutów.
Michał: Oczywiście. Też chcieliśmy stworzyć taką listę, ale okazało się, że to, co ja uważam za męskie, Dominik uważa za kobiece. I odwrotnie. Gdy jako męskie cechy wymieniłem opiekuńczość i lojalność, Dominik od razu mnie kontrował, mówiąc, że to przecież cechy kobiece.
Dominik: Bo męskość budowana jest dzisiaj już chyba wyłącznie przez fizyczność, a nie cechy charakteru.
Michał: Facet ma być wysoki, dobrze zbudowany, owłosiony i mówić niskim głosem.
Dominik: I penis! Penis jest kluczowy. Wszystko, że tak powiem, stoi na penisie. A gdy wpisałem w internecie hasło „atrybuty męskości”, wyskoczyły mi samochody, zegarki i krawaty.
Michał: Z tego zestawu mam tylko zegarek.
„Gdzie ci mężczyźni?” – pytała kiedyś śpiewająco Danuta Rinn.
Dominik: Pytała oczywiście w ramach odwiecznej tęsknoty za tak zwanym prawdziwym mężczyzną, który chwyci siekierę i narąbie drewna.
Michał: Jak mi dasz siekierę, to ci narąbię drewna, ale i tak nie wiem, czy pasowałbym do obrazka, bo mam pewnie zbyt obcisłe spodnie.
Dominik: Widzisz Mike, gej by narąbał, a ja – heteryk nie umiem.
I to cię dręczy?
Dominik: Dręczy w tym sensie, że od zawsze nie pasowałem do wyobrażenia prawdziwego heteroseksualnego faceta, mimo iż przez prawie sześć lat byłem w związku z kobietą. Na pewno wpłynęło to bardzo na to, kim dzisiaj jestem. Na mój introwertyzm, na moje kompleksy, na moje funkcjonowanie w społeczeństwie i na to, jak nawiązuję relacje z mężczyznami.
Teraz świetnie się tym niedopasowaniem, takie mam przynajmniej wrażenie, bawicie, grając „Bromance”, bo na pierwszy, stereotypowy rzut oka, można by pomyśleć, że Dominik jest gejem, a Michał jest hetero.
Michał: Tymczasem jest odwrotnie.
Dominik: Świadomie tego używamy.
Michał: Nasza fizyczność jest tu bardzo przewrotna. Zbijamy nią widzów z pantałyku.
Dominik: Byli też tacy, którzy myśleli, że jesteśmy parą tancerzy-gejów, którzy robią spektakl o swoim związku. Używamy tych klisz, licząc oczywiście, że kiedyś zostaną zniszczone.
I wtedy facet będzie mógł pleść facetowi włosy na ławce w parku?
Dominik: Michał robi mi kucyki i ta scena z jakiegoś powodu wzbudza niepokój.
Michał: Choć byłaby naturalna z zakładzie fryzjerskim. Bo fryzjer jest według powszechnego stereotypu gejem.
Dominik: Bardzo te wszystkie klisze są ciekawe. I pokazują, jaki jest niewielki margines dopuszczający odstępstwa od heteronormy. Łatwiej jest się nie załapać, niż załapać.
A łatwo jest opowiadać intymne historie na scenie?
Michał: Gdy podczas prób Dominik zaczął opowiadać o tym, czego się wstydzi, wydało mi się to niezwykle piękne i jednocześnie uniwersalne. Każdy z nas ma przecież takie czy inne kompleksy. Wtedy pomyślałem, że musimy o nich opowiedzieć widzom. I Dominik, i ja.
Dominik: Gdy mówię o swoich kompleksach ze sceny, czuję, że mówię je jako przedstawiciel większej grupy. To bardzo pomaga. Choć chcę zaznaczyć, że „Bromance” nie jest spektaklem terapeutycznym i nie epatujemy w nim ciągle życiowymi niedolami.
Michał: Chodziło nam raczej o podzielenie się z widzami naszymi wątpliwościami i pytaniami z nadzieją, że mają podobne wątpliwości i pytania. Dlatego też opowiadam o mojej niełatwej relacji z ojcem, bo jestem pewien, że inni też są w takiej sytuacji. A poza tym myślę, że jednym z zadań artysty jest odsłanianie się, ryzykowanie i wychodzenie ze swojej sfery komfortu.
Tylko na scenie?
Michał: Wiesz, ja całe życie słyszałem, że chłopak nie tańczy, tylko gra w piłkę, a ja od dziewiątego roku życia tańczyłem, bo taniec jest moją ukochaną formą ekspresji. Odsłonięty byłem więc od zawsze, ale dzisiaj – jako dwudziestopięcioletni mężczyzna – niczego już się nie muszę wstydzić. Wszystko sobie ułożyłem i przestała mieć dla mnie znaczenie opinia innych, poza bliskimi oczywiście. Kiedyś uważałem, że muszę walczyć z tym, że jestem według kogoś niemęski, dzisiaj już mam to gdzieś.
Dominik: Ja też nie potrafiłem grać w piłkę nożną, co w szkole było koszmarem, ale nawet całkiem niedawno, będąc na Śląsku, gdzie się wychowałem, usłyszałem na ulicy: „ryży pedał!”. To jest jakaś niekończąca się historia.
Obaj jesteście tancerzami, ale „Bromance” to nie tylko ruch.
Michał: Zaskoczyli cię mówiący tancerze?
Jakbym zobaczył jednorożca!
Dominik: Zawsze byliśmy wyjątkowi.
Skąd ten balans między tańcem i aktorstwem?
Michał: Scena Robocza w Poznaniu ogłosiła konkurs na rezydencję teatralną Nowa Generacja, dzięki czemu dostaliśmy możliwość zrobienia spektaklu, co potraktowaliśmy poważnie. Postanowiliśmy, że mimo tanecznego doświadczenia, wykorzystamy także inne nasze zdolności, na przykład aktorskie.
Dominik: Poza tym chcemy eksperymentować, nie chcemy się zamykać z jednej formie. I „Bromance” był świetną ku temu okazją. Zdradzę ci też, że moim odwiecznym marzeniem jest stand up!
Bo i sporo jest dowcipu w waszym spektaklu.
Michał: Od początku chcieliśmy, żeby było i poważnie, i zabawnie. My się w każdym razie bawiliśmy świetnie, dlatego przed premierą, tak na wszelki wypadek, zaprosiliśmy kilkoro znajomych, żeby nam powiedzieli, czy ich też to śmieszy. Okazało się, że tak.
I nic nie zgrzytało?
Dominik: Nic, naprawdę.
Michał: Próbowaliśmy tak, że realizowaliśmy nawzajem propozycje drugiej strony. Raz próbę prowadziłem ja, raz Dominik. I nawet sami się zaczęliśmy martwić, czy nie idzie nam to zbyt łatwo.
Dominik: I że może ktoś powinien w końcu zrobić awanturę i trzasnąć drzwiami.
„Bromance”. Koncepcja, reżyseria, choreografia i wykonanie: Michał Przybyła i Dominik Więcek. Scena Robocza – Centrum Rezydencji Teatralnej w Poznaniu. Najbliższy pokaz: 17 grudnia o godz. 19.00 na Scenie Tańca Studio w Warszawie. Zobacz zwiastun spektaklu:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.