Maison Sisley to prawdziwa oaza piękna skryta w centrum wielkiego miasta. Rozpieszcza domową atmosferą, wszechobecną sztuką i fachową obsługą ekspertów, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą. Z okazji otwarcia warszawskiego Maison przyjechał do Polski Philippe d’Ornano, Global President Sisley Paris, z którym rozmawialiśmy o wyjątkowym projekcie i radości, jaką czerpie z pracy, która jest jego pasją.
Spotykamy się w wyjątkowym miejscu na mapie Warszawy – Maison Sisley. Jak by je Pan opisał?
Sprzedaż naszych produktów prowadzimy w perfumeriach na całym świecie, współistniejemy tam jednak z innymi markami. Maison Sisley jest z kolei miejscem z duszą, w którym możemy się dzielić wartościami leżącymi u podstaw naszej marki. Sisley Paris to firma rodzinna. Zależało nam, by klienci odwiedzający Maison Sisley czuli się tu jak w domu. Za każdym razem, gdy słyszę od przyjaciół i znajomych, że właśnie taka aura panuje w tworzonych przez nas miejscach, mam poczucie dobrze spełnionej misji. Dodatkiem do domowej atmosfery i bogatych w sztukę wnętrz są usługi „chwila dla siebie”, które mogą podarować sobie nasi klienci.
Kiedy marka Sisley Paris zapoczątkowała ten projekt?
Pierwszy Maison Sisley otworzyliśmy pięć lat temu w Paryżu. Kolejne w Pradze, Monachium, Bordeaux, Lyonie, Brukseli, Mediolanie, Madrycie i Szanghaju. Dziś otwieramy się w Warszawie, a za dwa miesiące – Nowy Jork. Oferujemy nie tylko produkty, z których słynie Sisley Paris, czyli nasze kosmetyki. Maison [z franc. dom – red.] to nazwa nieprzypadkowa. Można tu przyjść, by napić się dobrej kawy, poobcować ze sztuką, porozmawiać o książkach i szeroko pojętym pięknie. La vie n'est faite que de rencontres – życie składa się ze spotkań. Mamy więc ambitny plan organizowania różnego rodzaju wydarzeń, które będą okazją do wspólnego spędzenia wartościowego czasu. Nasi klienci pasjonują się sztuką – literaturą, malarstwem, kinematografią. Piękno może być tematem wyjściowym do rozmów o każdej z tych dziedzin, a nam zależy na oferowaniu czegoś więcej niż samych produktów.
Czy rozsiane po różnych zakątkach świata Maison Sisley różnią się od siebie?
Podróżując po świecie, obserwuję, że większość salonów piękności we wszystkich lokalizacjach prezentuje się dokładnie tak samo. Natomiast my każde Maison urządzamy inaczej, czerpiąc zarówno z DNA naszej firmy, jak i architektury oraz energii miasta, w którym otwieramy kolejną realizację. Z uwagi na silny związek naszej rodziny z Polską warszawski Maison Sisley stanowi wynik bardzo osobistych inspiracji nawiązujących do wspomnień poszczególnych krewnych. Regularnie współpracujemy też z polskimi artystami, których sztukę prezentujemy w tych wnętrzach.
Opowie Pan o tej współpracy trochę więcej?
Od dawna jesteśmy związani na przykład z Bronisławem Krzysztofem. Po raz pierwszy kupiłem rzeźbę jego dłuta już w latach 80. Jeden z jego przyjaciół przyjechał wówczas z wizytą do Paryża. Umówiliśmy się w hotelu, w którym nocował, w dość nieprzyjemnej dzielnicy. Kupiłem od niego „Pocałunek”, sporych rozmiarów rzeźbę z brązu. Trzymając ją pod pachą, wracałem do domu. To naprawdę piękne, bardzo romantyczne i poetyckie dzieło sztuki. Przedstawia twarz kobiety stykającą się z widzianymi z profilu ustami, prawdopodobnie męskimi. Tak więc z Bronisławem i jego żoną znamy się od dawna. Odbyliśmy wspólnie wiele dyskusji o sztuce.
Szczególną artystką dla naszej rodziny jest również Elżbieta Radziwiłł, którą moja mama – choć wiedziała, że Elżbieta jest malarką – zapytała kiedyś, czy potrafiłaby udekorować abażur. Zgodziła się, a efekt był tak piękny, że do dziś prosimy ją o to regularnie. Elżbieta przyjeżdża wtedy do Paryża na dwa tygodnie i maluje.
Sisley Paris wspiera też młodych artystów.
Niełatwo być artystą. Nierzadko studenci i absolwenci akademii sztuk pięknych po kilku latach niepowodzeń rezygnują z dalszych prób wybicia się. Zastanawialiśmy się więc, jak możemy im pomóc. W ramach współpracy z Akademią Sztuk Pięknych w Paryżu wyróżniamy młodych artystów, dając im szansę na międzynarodowy sukces. Jeden z konkursów zorganizowaliśmy też dla studentów z Łodzi, a zwycięzców zaprosiliśmy do Paryża. Jedną z nagrodzonych była Edyta Klaper, ilustratorka, która stworzyła świąteczną kampanię dla naszej marki, co otworzyło jej drzwi do dalszej kariery.
Oczywiście, że Sisley Paris to przede wszystkim marka i najwyższej jakości, efektywne produkty. Rozwijamy się, staramy się tworzyć kosmetyki najlepsze z możliwych. Sprawia nam to dużo radości, którą chcemy się dzielić z innymi.
W pomieszczeniu obok podziwiałam już obrazy pędzla Elżbiety Radziwiłł. Ale tu, gdzie właśnie się znajdujemy, również dominuje sztuka.
Wystrój ścian salonu, w którym teraz rozmawiamy, inspirowany jest Nieborowem i wywodzącą się stamtąd porcelaną. Jednocześnie wzór na tapecie nawiązuje do portugalskich azulejos. Jednym ze szczególnych elementów jest tu również żyrandol z Murano czy wiszący na ścianie portret Julii Potockiej – „Bellisima Giulietta” – żony Jana Potockiego, autora „Rękopisu znalezionego w Saragossie” oraz praprababki Isabelle d’Ornano. Prawdziwym dziełem sztuki jest też stół autorstwa wspomnianego już Bronisława Krzysztofa stworzony specjalnie na potrzeby tego Maison.
Co będzie największym zaskoczeniem dla osoby, która nigdy nie słyszała o Sisley Paris i wejdzie tu prosto z ulicy?
To mogą być różne rzeczy. Otoczenie, dość osobista koncepcja. Jeśli będzie to ktoś, kto naprawdę nigdy nie słyszał o Sisley Paris, mogą to być również produkty. One zawsze są niespodzianką – czasem podwójną, gdy zaskoczeniem okaże się też cena. Dopóki jednak słyszymy od klientów, że są zadowoleni z jakości i efektów, jakie gwarantują kosmetyki Sisley Paris, wiem, że robimy dobrą robotę. Oczywiście, że wśród naszych klientów są osoby, które stać na zakup wszystkich kosmetyków z naszego portfolio.
Są jednak też tacy, którzy kupują wyłącznie jeden produkt, uzupełniając pielęgnację kosmetykami z rynku masowego. Tak bardzo chcą mieć ten jeden, najlepszy w dziedzinie kosmetyk Sisley Paris. Dbamy więc o to, by z otwartymi ramionami witać każdego, kto interesuje się pielęgnacją, a być może nie dysponuje dużym budżetem. To również jeden ze sposobów na budowanie wizerunku naszej marki. Dlatego – tuż za produktem – najbardziej stawiamy na zespół. Kompetentny, dobrze znający nasz asortyment, pełen pasji, umiejący doradzić odpowiedni dla klienta produkt.
Z jakich usług można skorzystać w Maison Sisley?
Przede wszystkim oferujemy wysokiej klasy zabiegi pielęgnujące skórę, którym można się poddać zarówno indywidualnie, jak i w duecie – z mamą, siostrą, przyjaciółką, partnerką czy partnerem. Absolutną innowacją na rynku jest rytuał pielęgnacyjny na włosy, w ramach którego stosujemy aż osiem różnych produktów. To zabieg dający natychmiastowy rezultat. Niesamowicie również relaksuje.
Klienci mogą też skorzystać z nieinwazyjnej diagnostyki stanu skóry głowy i włókien włosów. Przeprowadzamy ją przy użyciu autorskiej, niezwykle precyzyjnej aparatury, którą stworzyliśmy w ramach współpracy z naszymi laboratoriami. Dostępny na rynku sprzęt uznaliśmy bowiem za zbyt niedokładny. W Maison Sisley mamy również make-up room – można się umówić na makijaż okazjonalny oraz na lekcję makijażu, również w większym gronie. Gościmy nie tylko przyszłe panny młode wraz z przyjaciółkami, ale i kobiety, które chcą po prostu udoskonalić swoje umiejętności.
Spotkaliśmy się w tej części Maison Sisley, w której klienci marki będą mogli wypić kawę lub herbatę, a także zajrzeć do firmowej biblioteczki. Jestem ciekawa, czy Pan również znajduje czas na tego typu przyjemności. Jaką książkę przeczytał Pan ostatnio?
Czytam naprawdę dużo. Ostatnio była to „Brave Hearted”. Jej akcja dzieje się na zachodzie Stanów Zjednoczonych i opowiada historię kobiet, które w latach 40. XIX wieku przemierzały prerię w poszukiwaniu lepszego świata. Chętnie sięgam też po literaturę polskich twórców. Jestem ogromnym fanem Wisławy Szymborskiej. Lubię twórczość Ryszarda Kapuścińskiego. Pisał w podobnym tonie jak jeden z moich ulubionych francuskich dziennikarzy. Dzięki mojej żonie poznałem też Ewę Lipską. Uwielbiam poezję, sam również piszę.
Sisley Paris od początku swojego istnienia, a więc od połowy lat 70. ubiegłego wieku, bazuje na fitokosmetologii i naturalnych ekstraktach. Większość firm kosmetycznych zachłysnęła się tym dopiero niedawno. Jak odnajdujecie się w nowej rzeczywistości?
Sisley Paris czerpie z tradycji i możliwości high-tech, a nasze kosmetyki od samego początku były rewolucyjne. W latach 70. fitokosmetologia nie cieszyła się zbytnią popularnością. Hubert d’Ornano, założyciel Sisley Paris, był jednak prawdziwym wizjonerem. Uważał, że rośliny to paliwo przyszłości. Dzięki temu dziś, gdy wszystkie marki chcą tworzyć kosmetyki na bazie roślinnych ekstraktów, możemy być dumni, że byliśmy w tej dziedzinie pionierami.
Korzystamy z technologii, która jest potęgą. I choć zaczęli z niej czerpać również inni, nasz model pracy jest szczególny. Nie działamy w pośpiechu, a tworząc nowe receptury, nigdy nie oszczędzamy. Tworzymy możliwie najlepsze produkty, opracowanie niektórych formuł zajęło nam nawet 10 lat. Możemy pozwolić sobie na swobodne próby, poszukiwanie bardziej wydajnych rozwiązań, testowanie zróżnicowanych stężeń. Nic nas nie ogranicza, dzięki czemu zyskujemy ogromną swobodę w tworzeniu wartościowych kosmetyków. Mamy również doświadczenie w doborze najlepszych roślin i ekstraktów.
A przede wszystkim – osobiście angażujemy się w te wszystkie procesy: od tworzenia każdego z produktów po jego testowanie. Jedyne, czego nie sprawdzam na własnej skórze, to produkty do makijażu. Sisley Paris nie jest olbrzymią korporacją, właścicielem kilku marek z pracującymi dla nich zespołami.
Jak Sisley Paris jako marka luksusowa radzi sobie w dobie kryzysu?
Nie postrzegamy Sisley Paris jako marki luksusowej, choć wiemy, że właśnie tak myślą o nas niektórzy klienci. Jesteśmy firmą rodzinną, której celem jest tworzenie jak najlepszych produktów, nie zawsze o szczególnie wygórowanych cenach. Nie myślimy więc o Sisley Paris w kategoriach luksusu. Staramy się, by nasze produkty były jak najlepsze, by wiedzę o nich szerzyła jak najlepsza obsługa.
Dużą wagę przywiązujemy więc również do naszego zespołu. Większość życia spędzamy przecież w pracy. Wiemy, jak ważne jest, by przez ten czas przebywać z ciekawymi ludźmi, w dobrej atmosferze. W tej kwestii mamy naprawdę dużo szczęścia. Kochamy swoją pracę, a opowiadając o Sisley Paris, jesteśmy pełni energii i pozytywnych emocji. To przede wszystkim nasz luksus, który dodatkowo przekłada się również na korzyści ekonomiczne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.