Fotograf, malarz, performer, filmowiec i muzyk, który tworzy w wymyślonym przez siebie nurcie Optymizmu, nazywa siebie szamanem sztuki. – Moja mama mówiła, że pierwszym słowem, jakie wypowiedziałem, było „więcej” – mówi Stone.
Po raz pierwszy usłyszałem Matthew Stone’a w 2006 roku. Usłyszałem, bo 24-letni wówczas artysta wizualny skomponował ścieżkę dźwiękową do pokazu dyplomowej kolekcji Garetha Pugha. Z połączenia brytyjskiego rave’u, techno, sampli z „Psychozy” Hitchcocka oraz „Toccaty i fugi d-moll” Bacha powstała mieszanka wybuchowa, która idealnie współbrzmiała z mroczną modą debiutującego wtedy projektanta. Od tamtej pory muzyczne kolaże Stone’a regularnie gościły na wybiegach Brytyjczyka.
Tygiel artystycznych dusz
Stone i Pugh studiowali na dwóch różnych uczelniach artystycznych. Pierwszy w Camberwell College of Arts, drugi – w Central Saint Martins. Trafili na siebie w squacie na zapleczu pubu Joiners Arms w południowym Londynie. Gnieżdżącą się tam komunę zwaną !WOWOW! współtworzyli pisarze, DJ-e, fotografowie, aktorzy, projektanci, performerzy i malarze, którzy łączyli swoje talenty w rozmaitych kreatywnych przedsięwzięciach. – Na akademii mówiono nam, że właściwie wszystko już było i że ominęła nas prawdziwa undergroundowa kultura młodzieżowa. Ale tak naprawdę zbudowaliśmy coś autentycznego, ekscytującego i witalnego, w czym każdy mógł uczestniczyć – wspomina Stone. Kolektyw !WOWOW! stał się tyglem artystycznych dusz; przestrzenią partyzanckich wystaw, imprez, koncertów i performance’ów.
Barokowa ekstaza
Niedługo po squaterskim epizodzie i obronie malarskiego dyplomu Stone otworzył w Union Gallery swoją pierwszą solową wystawę. Pokazał na niej fotograficzne portrety przyjaciół. Wielkie zdjęcia, utrzymane w barokowej grze światłocienia, przypominały kadry ze spektakli teatralnych albo z ekstatycznych imprez w nocnych klubach. Były mroczne, niepokojące, ale i majestatyczne jak XVII-wieczne malarstwo. Wystudiowane pozy, sugestywna mimika oraz dramatyczne gesty modeli miały w sobie coś z fotografii mody, a zarazem z malarstwa starych mistrzów takich jak Caravaggio czy de La Tour. Tak oto w cyklu „Future Hindsight” z 2007 roku zaczęła krystalizować się estetyka Matthew Stone’a – ekspresyjna, wyrazista, mieszająca artystyczne inspiracje i myląca interpretacyjne tropy.
Sztuka bez ograniczeń
– Moja mama wspominała, że pierwszym słowem, jakie ponoć wypowiedziałem, było „więcej” – mówi Stone. Głodny nowych wrażeń i spragniony innowacyjnych form wyrazu, ogłosił się szamanem własnego nurtu artystycznego – Optymizmu. Wierząc w wolność ekspresji, moc sztuki zmieniającej świat i nieustannie chcąc więcej, postanowił nie ograniczać się do jednej dyscypliny ani medium. W projekcie „Optimism as Cultural Rebellion” jego fotografie wdały się w romans z instalacją. Brytyjczyk wydrukował zdjęcia na drewnianych dyktach, z których skonstruował abstrakcyjne rzeźby. Utrwalone w kadrach ludzkie ciała oraz wirujące draperie zginały i łamały się niczym puzzle. Tak powstała – jak nazwał ją kurator, Hans-Ulrich Obrist – „aperspektywiczna konstelacja”. Fotograficzne akty, wyglądające jak malowidła, zmieniły się w trójwymiarowe obiekty.
Malarstwo z komputera
Matthew Stone nie przestał poszukiwać niekonwencjonalnych sposobów tworzenia sztuki. Od kilku już lat eksperymentuje z technologią cyfrową, poddając malarstwo i fotografię cyfrowej obróbce. Najpierw nakłada na szybę grube warstwy akrylowej farby w rozmaitych kolorach. Wykonuje zdjęcia poszczególnych pociągnięć pędzla, a następnie – przy użyciu programu komputerowego – modeluje ich odpowiedniki 3D i „rzeźbi” z nich ludzkie figury. Tak wygenerowane wizualizacje drukuje później na surowym płótnie. Na obrazach Stone’a ciało człowieka składa się więc z renderingów farby – tak jakby skórę zastąpiły olejne impasty. Tę nietuzinkową technikę doceniła FKA Twigs. Okładkę jej najnowszej płyty „Magdalene” zdobi malarsko-cyfrowy portret piosenkarki autorstwa Brytyjczyka.
Hipnotyzujący wir
Malarstwo ery cyfrowej Stone’a prezentowano w 2019 roku w Choi & Lager Gallery w Seulu. Wystawa przykuła uwagę Gentle Monster – koreańskiego producenta okularów. W stworzonej dla tej marki kampanii reklamowej artysta poszedł w komputerowych manipulacjach krok dalej. Sylwetkom modeli i modelek (powstałym ze sfotografowanych maźnięć farby) Stone nadał trójwymiarowość oraz wprawił je w ruch. Wykreował hipnotyzującą animację, dzięki której wzrok widzów może wniknąć w wir barw, tekstur i malarskich ciał. Cała kompozycja przywodzi na myśl hellenistyczne płaskorzeźby, heroiczne obrazy renesansu lub klasycyzmu. Czerpiąc z graficznych możliwości, które daje najnowsza technologia, Stone łamie podziały gatunkowe i uchyla rąbka tajemnicy, jak będzie wyglądała sztuka przyszłości. Sprawia, że nie istnieją już malarstwo, rzeźba czy fotografia, gdyż ich miejsce zajmuje widowiskowa multidyscyplinarna hybryda.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.