Mamy raperów to pewien typ – silne kobiety, które w większości wychowały synów same. Są otwarte, zawsze dawały dzieciom dużo wolności. No i często mają kontakt z językiem. Trzy na pięć mam, z którymi rozmawiałam, to polonistki. To nie może być przypadek – mówi Julia Knap, artystka wizualna, która postanowiła sportretować gwiazdy polskiego hip-hopu w najbardziej intymnej rodzinnej relacji.
Zaczęło się naturalnie. Julia jest siostrą znanego rapera, od lat z bliska ogląda obrazki, które wymykają się stereotypom. Bo czy hiphopowiec nawijający o imprezach i blantach może być opiekuńczy i empatyczny?
– Zawsze rozczulało mnie, jak Kuba gotuje dla mamy, a czasami zwierza jej się i żali. Potrafi na przykład leżeć z głową na jej kolanach i gadać. Zabije mnie, że to opowiadam, ale trudno. Uważam, że to jest piękne i dlatego zdecydowałam się zrobić o tym projekt – wyjaśnia Julia.
Cykl portretów, a wkrótce krótkometrażowy film dokumentalny pod wspólnym tytułem „Mój syn jest raperem” to projekt, który wyszedł poza osobistą historię. Julia wchodząc w środowisko brata odkryła, że podobnych przykładów jest wiele – Vienio, Łajzol, Kosi, Proceente… Oni wszyscy mają zaangażowane i wspierające mamy, które bardzo kochają.
Kręta droga
Mamy na pierwszy rzut oka mogą wydawać się trochę nadopiekuńcze. Zwracają się do swoich dorosłych chłopców zdrobnieniami – synku, Pawciu albo Kubulu, Kubusiu, kochanie. Nigdy nie używają scenicznych aliasów, bo jak wyznała mama Piotra, Vienio kompletnie mi nie pasuje.
Ale chłopaki też odpowiadają im czułością. Kuba Knap w jednej z piosenek śpiewa do tłumu na koncertach: Moja mama doskonale zdaje sobie sprawę / Z mocy, jaką daje spełnianie marzeń / I mocno kibicuje, żeby mi wyszło. Do tych słów tłum dzieciaków szaleje pod sceną.
Julia ma świadomość, że matki i synów spotyka w wyjątkowym okresie, już po pierwszym happy endzie, gdy chłopaki dorośli, zbudowali mocną pozycję w hip-hopie i razem zdążyli emocjonalnie coś przepracować: – W pierwszym kontakcie uderzyło mnie, jak szybko mamy zaczynają otwierać się i opowiadać. Tak jakby chciały się komuś zwierzyć. Tu nie chodzi o narzekanie, raczej wymianę doświadczeń. Myślę, że przez lata były bardzo samotne ze swoimi zmaganiami. Chyba nie rozmawiały często o swoich doświadczeniach, a teraz wreszcie poczuły, że mogą.
Pomiędzy wierszami, na zasadzie dygresji, w rozmowach wymykały się opowieści o trudnych czasach. – Mama Vienia wspominała, jak martwiła się, kiedy wracał do domu, a ona widziała, co się z nim dzieje. Umiała rozpoznać, kiedy jej syn jest po marihuanie, a kiedy po dużej ilości alkoholu. Z drugiej strony zawsze była wspierająca. Po pierwszych wyjazdowych koncertach siedziała w domu i czekała. Bywało, że wkładała kurtkę na piżamę i jechała samochodem odebrać Vienia, żeby bezpiecznie wrócił – mówi Julia.
Duma
Matkom zależało, żeby podkreślić jak dumne są z dzieci, często mówią np., że syn jest zdolnym „tekściarzem”. – Mama Łajzola goniła mnie przez pół ulicy, kiedy wyszłam po skończonej wizycie. Zapomniała mi powiedzieć, że ona BARDZO LUBI HIP-HOP. Poprosiła mnie, żeby ta informacja znalazła się w tekście, który napisałam do zdjęć. Mama Vienia uwielbia opowiadać, jak jej syn do wszystkiego doszedł samodzielnie – sam opanował grę na gitarze, sam nauczył się gotować, a później rymować. To jest zresztą zabawne, bo impulsem do rozwinięcia jego kucharskiej kariery był zeszyt z przepisami, który zostawiła mu wyjeżdżając. Korzystając z zapisków mamy Vienio tak się rozgotował, że zaczął zajmować się tym profesjonalnie.
Mamy rzadko chodzą na koncerty. – Raczej odsłuchują kawałki na YouTubie, krzywią się na wulgaryzmy, ale wiedzą o co chodzi w tekstach i są zorientowane. Myślę, że tak dobrze rozumieją synów, bo gdzieś głęboko są do nich podobne. Rozumieją, że można mieć pasję, pójść za czymś w ciemno – ocenia Julia. Jej bohaterki też budują swoje światy – kryminały, joga, muzyka klasyczna, jazz. Często same mają potrzebę tworzenia. – Nasza mama w wieku pięćdziesięciu lat zdecydowała, że rzuca wszystko i będzie realizować się pisząc i malując. Ona naprawdę to zrobiła. Nie znam bardziej szalonej osoby – śmieje się Julia.
Wojna płci
Czy to możliwe, że mamy w jakiś sposób zdeterminowały kariery swoich synów? Julia ma teorię, że poza talentem i akceptacją najbliższych potrzebna była też iskra buntu: – W domach raperów najczęściej nie było ojców albo odgrywali oni mało znacząca rolę. To na kobietach spoczywał obowiązek wychowania chłopaków. I jest w tym coś zaskakującego, że oni ukształtowani przez matki wchodzą na scenę i stają się idolami dla dzieciaków, które szukają męskich wzorców. Bo przecież hip-hop to męska muzyka. Myślę, że stając się raperami skoczyli na głęboką wodę, gdzieś na początku chcieli też sprawdzić się jako faceci. Zrobić coś wbrew matkom.
Zazwyczaj bliska relacja z synem przechodzi kryzys, gdy na horyzoncie pojawi się kobieta, ale Julia zastrzega, że nie w tym wypadku, tu nie ma mowy o zawłaszczaniu. – Zdążyły dać już synom tyle wolności, że żadna dziewczyna nie zagraża ich pozycji. Matki raczej mają obawy o stabilność synowskich związków i w konfliktach często biorą stronę dziewczyn. Np. mama Łajzola wie, że jej syn ostro melanżuje jeżdżąc po całej Polsce, boi się, że nikt tego nie będzie w stanie wytrzymać. Znam historię dziewczyny, która zamieszkała z matką jednego z raperów. W związku nie układało się, chłopak jakoś nie mógł wrócić z nagrywania płyty. Wszyscy wiedzieli, że rozstanie wisi w powietrzu i to właśnie mama była poduszką bezpieczeństwa, rozładowała napięcie, a później jeszcze długo utrzymywała kontakt, opiekując się tą dziewczyną – wylicza Julia.
Sztafeta pokoleń
Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w stagnacji. Mamy nie boją się zmian, są przerażone wizją, w której życie ich synów nie zmieni się. – Chłopaki mają po 30-40 lat i nie wszyscy palą się do tego, żeby założyć rodziny, a one marzą o wnukach. Myślę, że przeszły długą drogę: zaakceptowały tryb życia i wybory synów, polubiły ich hip-hop, a teraz mają nadzieję, że jedno nie wyklucza drugiego. Że można żyć hip-hopem i trochę się ustatkować – mówi Knap.
Teraz Julia sama jest w ciąży, latem urodzi syna. To rzuca zupełnie nowe światło na jej rozmowy. Przygotowując się do nowej roli traktuje temat macierzyństwa jeszcze poważniej. Spotkania z matkami raperów nie są dla niej już tylko kopalnią fascynujących opowieści. Projekt staje się dla niej prawdziwą lekcją: – Dzięki tym historiom, chyba nauczyłam się, że nie wolno snuć wizji, przywiązywać się do pomysłu, kim będzie mój syn, jak będzie wyglądało jego życie. Mamy raperów pewnie nawet nie wiedziały, że jest coś takiego, jak kultura hiphopowa, że to się przerodzi w coś poważniejszego niż licealna zajawka, że można z tego żyć. Bardzo głęboko wzięłam sobie do serca myśl, że moją nową rolą będzie „stać obok i wspierać”, i to bez względu na to, co będę myśleć o wyborach syna. Bo na prawdziwą pasję i głęboką miłość do czegoś nie ma remedium. Jeśli on odkryje w czymś swoją drogę – sztukach pięknych, żeglarstwie, czy hip-hopie – to będzie to robił. A ja chciałabym mojemu synowi tylko to ułatwić.
Projekt „Mój syn jest raperem” wciąż się rozwija. Julia planuje zrealizować krótkometrażowy dokument, można jej pomóc wpłacając swoją cegiełkę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.