Znaleziono 0 artykułów
20.03.2020

Na chwilę przed katastrofą

20.03.2020
Jesmyn Ward (Fot. John D. & Catherine T. MacArthur Foundation)

Jesmyn Ward za „Zbieranie kości” otrzymała National Book Award. Jej książka rozgrywająca się w małej wiosce w Missisipi opisuje 12 dni przed nadejściem huraganu Katrina. – Opisałam wydarzenia, których sama doświadczyłam. Bohaterami są członkowie biednej czarnej rodziny, ja też z takiej pochodzę. Nas i podobnych nam mieszkańców nie ewakuowano, a sami nie byliśmy w stanie się ewakuować – powiedziała autorka w jednych z wywiadów.

Zaczynamy dzień od czytania wiadomości, przeglądamy portale internetowe, włączamy radio czy telewizję, wyczekując pozytywnych informacji. Jesteśmy niespokojni. Jedni pracują zdalnie, inni próbują ratować swoje firmy, jeszcze inni właśnie stracili zlecenia i zastanawiają się, jak sobie poradzą. Dzieci biegają i wymagają uwagi, zaczęliśmy też intensywnie gotować. Pomiędzy zajęciami śledzimy najnowsze doniesienia o epidemii. Trudno kwarantannę nazwać wakacjami i czasem na relaks. Ale każdy z nas potrzebuje oderwać się od otaczającego chaosu i strachu. Oczyścić głowę. Jedni wybiorą się na wirtualny spacer po muzeum, inni obejrzą spektakl nadawany online czy obejrzą film. Ja proponuję książkę, która tak pochłania, że można się na chwilę zapomnieć. A jednocześnie pozwala się zdystansować. I uwierzyć, że najgorsze kataklizmy w końcu się kończą, choć nie zawsze dobrze. Ale się kończą. I trzeba zacząć żyć na nowo.

Jesmyn Ward (Fot. John D. & Catherine T. MacArthur Foundation)

Jesmyn Ward (ur. 1977) wychowała się w DeLisle w stanie Missisipi nad Zatoką Meksykańską, w części zamieszkiwanej przez biedną czarną ludność. W publicznej szkole znęcały się nad nią czarne koleżanki, w prywatnej, opłacanej przez szefa jej matki, białe. Ale Jesmyn była twarda, jako pierwsza z rodziny obroniła licencjat, a potem magisterium i to na Uniwersytecie Stanforda. Zaraz po tym, gdy na Uniwersytecie Michigan w 2005 roku otrzymała dyplom z kreatywnego pisania, w jej rodzinną miejscowość i wiele innych dookoła uderzył huragan Katrina, zmiatając z ziemi wszystko, co napotykał po drodze, i odbierając życie 1833 osobom. Ward przez trzy lata wychodziła z traumy. Potem została prawdziwą pisarką.

„Zbieranie kości” to jej druga powieść. Otrzymała za nią National Book Award. Książka rozgrywa się w małej wiosce w Missisipi, opisuje 12 dni przed nadejściem Katriny.

Jesmyn Ward (Fot. John D. & Catherine T. MacArthur Foundation)
Jesmyn Ward (Fot. John D. & Catherine T. MacArthur Foundation)

Opisałam wydarzenia, których sama doświadczyłam. Bohaterami są członkowie biednej czarnej rodziny, ja też z takiej pochodzę. Nas i podobnych nam mieszkańców nie ewakuowano, a sami nie byliśmy w stanie się ewakuować – powiedziała Jesmyn Ward w jednych z wywiadów.

Nie jest to bynajmniej powieść katastroficzna. Ward zabiera czytelnika do Ameryki, której nie znamy i nawet sobie nie wyobrażamy. Do społeczności, w której czas zatrzymał się co najmniej w latach 50. XX wieku. A to przecież koniec sierpnia 2005 roku.

Narratorką jest piętnastolatka, Esch Batiste. Ma trzech braci. Randall, najstarszy, ma 17 lat i uwielbia koszykówkę. Rok młodszy Seet ponad wszystko kocha pitbulkę Chinę, którą wystawia do walk z innymi psami. Na karmę zarabia, kosząc trawnik wokół kościoła. Junior ma siedem lat, plącze się wszystkim pod nogami. Mama zmarła podczas jego porodu – wszystkie dzieci rodziła w domu. Ojciec, żeby związać koniec z końcem, łapie się dorywczych prac. Kiedyś jeździł śmieciarką, aż się popsuła. Zbiera złom, ich dom otaczają wraki samochodów, kosiarek, pralek, traktorów. Esch nie tylko po sposobie chodzenia, ale i po zapachu rozpoznaje stopień upojenia alkoholowego taty. Trzeźwego go raczej nie widuje. Najbliżsi sąsiedzi mieszkają poza zasięgiem wzroku, dzieli ich las i gęsto porastająca okolicę roślinność, magnolie, bugenwille czy dęby. Na każdym kroku piękno dzikiej przyrody kontrastuje z paskudnymi warunkami, w jakich przyszło żyć rodzinie Batiste’ów. Słońce pali bezlitośnie, czuć pot spływający po twarzach i plecach, w powietrzu unosi się pył czerwonej ziemi. Osiada na wszystkim, przykleja się do skóry, wchodzi za paznokcie. Trwają wakacje, na podwórze schodzą się koledzy starszych braci.

Okładka książki (Fot. materiały prasowe)

Esch nie ma koleżanek, czuje się nieatrakcyjna, nie ma nawet sukienki, nosi ubrania po Randallu i Seecie. Przetarte, wyblakłe, za duże. Ma słabość do chłopaków, a raczej nie potrafi im odmawiać. Uprawia seks, odkąd skończyła 12 lat. „Łatwiej mi jest im ulegać, niż powiedzieć stop” – tłumaczy się sama przed sobą. Ale od roku pozwala się dotykać tylko jednemu, Manny’emu, o jasnej, świetlistej skórze. Jest w nim zakochana.

Huragan nadciąga. Komunikaty ostrzegawcze nadają radio i telewizja. Ojciec zaczyna przygotowania. Zbiera deski do zabicia okien, gromadzi wodę w butelkach, zapasy żywności. Zapędza synów i córkę do pomocy. Oni raz słuchają, raz nie, mają swoje zajęcia. Poza tym doroczne huragany omijają Bois Sauvage, gdzie mieszkają, zawijają gdzieś nad Zatoką Meksykańską. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej.

China się szczeni, Seet jej nie odstępuje. Randall ciągle ćwiczy rzuty do kosza, może zostanie wytypowany przez trenera na obóz sportowy. Junior się włóczy za rodzeństwem. Esch szykuje śniadania dla wszystkich, ale ostatnio ciągle ją mdli i wymiotuje. Pewnego dnia kradnie ze sklepu test ciążowy i już wie: będzie mieć dziecko. Nie za bardzo rozumie, co to oznacza. Ukrywa brzuch przed rodziną. Ciągle czyta mitologię grecką, najbardziej podoba jej się opowieść o Medei: „Manny jest jak Jazon zdradzający Medeę, proszący o rękę córki króla Koryntu, choć Medea zabiła dla niego brata i zdradziła ojca” – porównuje swoją sytuację do życia czarodziejki, zwłaszcza, że Manny się jej wypiera, ma przecież dziewczynę.

Mijają kolejne dni, komunikaty brzmią coraz groźniej. „Ten huragan ma już imię. Jak te najgorsze, kobiece, Katrina” – mówi ojciec. Gdy jedenastego dnia oczekiwania huragan uderzy z impetem, rodzeństwo z ojcem zabarykadują się w ledwie stojącym domu. Esch będzie tęsknić za matką i zaklinać rzeczywistość: „Czy będę umiała zagadać Katrinę, jak Medea uczynić ją bezsilną, i czy usłyszy to moje dziecko wielkości paznokcia, paznokcia małego palca?”.

„Zbieranie kości” to lektura tak przejmująca, wbijająca się pod skórę, że na pewno pozwoli przez chwilę myśleć o czymś innym niż koronawirus. To powieść w stylu wielkich dzieł Williama Faulknera, pełna metafor, w mistrzowski sposób oddająca rozterki gnębiące bohaterów. Czujemy ich emocje, złość, agresję, ale też łagodność i czułość wobec najbliższych w obliczu zagrożenia. I biedę dręczącą bez końca, zmuszającą do traktowania kradzieży jako czegoś oczywistego, do zabijania wiewiórek i dzielenia się ich zgrillowanym mięsem. Książka o młodocianych wojownikach i wojowniczce walczących o krótkie chwile szczęścia wzrusza, porusza i motywuje.

Jesmyn Ward, „Zbieranie kości”, z angielskiego przełożył Jędrzej Polak, Wydawnictwo Poznańskie

Maria Fredro-Boniecka
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Na chwilę przed katastrofą
Proszę czekać..
Zamknij