Amerykanie pokochali go za rolę Davida Addisona w serialu „Na wariackich papierach”, ale to występ w „Szklanej pułapce” zapewnił mu status gwiazdy kina. Po czterech dekadach na ekranie Willis rezygnuje z aktorstwa. Powodem jest zdiagnozowana afazja.
„Szklana pułapka”: Narodziny bohatera
Rola Johna McClane’a, sympatycznego policjanta, który musi stawić czoła grupie terrorystów, otworzyła przez Willisem drzwi do wielkiej kariery. Aktor nie był jednak pierwszym kandydatem do tej roli, być może nie znalazł się nawet w pierwszej 20-stce. Nim reżyser zwrócił się do Willisa, próbował zatrudnić znanych ekranowych twardzieli, na czele z Arnoldem Schwarzeneggerem, Sylvestrem Stallonem i Robertem De Niro. McTiernan nie żałował jednak swojego wyboru. Dzięki kreacji Willisa film dał początek jednej z najbardziej ukochanych franczyz w historii amerykańskiego kina.
„Pulp Fiction”: Ciepły twardziel
Po „Szklanej pułapce” do Willisa przylgnęła łatka twardziela o gołębim sercu. To jeden z powodów, dla których Quentin Tarantino zdecydował się zatrudnić aktora do roli Butcha Coolidge’a, zawodowego boksera, który musi uciekać przed zemstą szefa miejscowej mafii. Choć postać Willisa nie mówi wiele, to on wydaje się wprawiać akcję w ruch. Angaż aktora miał być według producentów, gwarantem sukcesu filmu. Ich zdaniem w obsadzie „brakowało prawdziwych gwiazd”. Z perspektywy czasu zarzut ten wydaje się bardziej niż absurdalny.
„12 małp”: Wbrew wizerunkowi
Mimo statusu hollywoodzkiej gwiazdy, Willis był krytykowany za swoje aktorskie zdolności. Dlatego przystępując do pracy nad „12 małpami” reżyser Terry Gilliam wręczył Willisowi listę min i gestów, których nie może używać. Jedną z nich było popisowe „żelazne spojrzenie”, będące znakiem rozpoznawczym aktora od „Szklanej pułapki”. To rozwiązanie pomogło. Występ aktora doceniono nominacją do Saturnów i przychylniejszymi recenzjami. Kreacja Cole’a, podróżującego do przeszłości, żeby zapobiec katastrofie, uchodzi za jedną z jego najlepszych ról.
„Piąty element”: McClane przyszłości
Po krótkiej przerwie Willis wrócił do grania zwykłych herosów. W filmie Luca Bessona wcielił się w rolę Korbena Dallasa, byłego komandosa, pracującego jako taksówkarz w mieście przyszłości. Jego spokojne życie staje na głowie, gdy zjawia się w nim Leeloo (Milla Jovovich), przybyszka z odległej galaktyki. Zdaniem krytyków mieszanka akcji i humoru sprawiła, że była to idealna rola dla Willisa. Część z nich nazwała nawet kreację aktora „McClanem z przyszłości”.
W komediowym dorobku gwiazdora na uwagę zasługują również jego występy w „RED” czy „Moonrise Kingdom: Kochankowie z Księżyca”.
„Szósty zmysł”: Twardziel inaczej
Choć Williams nigdy nie doczekał się nominacji od Amerykańskiej Akademii Sztuki Filmowej, to zdaniem wielu najbliżej Oscara był właśnie w filmie M. Nighta Shyamalana. Aktor wcielił się w rolę dr. Malcolma Crowe’a, psychiatry, którego pacjentem zostaje mały Cole Sear (Haley Joel Osment). Zdaniem matki chłopca ma on „szósty zmysł”, który pozwala mu widzieć zmarłych. Williams udowodnił krytykom, że równie dobrze odnajduje się w konwencjach dramatycznych, co w komediowych.
Bruce'a Willisa można lubić lub nie, ale ciężko odmówić mu imponującego dorobku. W ciągu czterech dekad aktor wystąpił w ponad 100 produkcjach, z czego ostatnia („A Day to Die") trafi do kin jeszcze w tym roku. Nawet po odejściu na emeryturę aktor długo nie zniknie z naszych ekranów.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.