Na wydanym właśnie przez septet jazzowy Nerija albumie „Blume” brzmienie Blue Note z połowy lat 60. spotyka się z afrobeatem, reggae i funkiem. Takie rzeczy tylko w Londynie.
O nowej fali brytyjskiego jazzu mówi się i pisze coraz więcej. Jego twórcy z zadymionych klubów przenoszą się na sceny całego świata. Także w Polsce zapraszani są na najważniejsze festiwale jazzowe. Sons of Kemet z saksofonistą Shabaką Hutchingsem wystąpią na zbliżającym się festiwalu Jazz Jantar w Gdańsku (10 listopada), a saksofonistka Nubya Garcia z zespołem dała koncert podczas ostatniego Warsaw Summer Jazz Days.
Kierunek zaczął się kształtować kilka lat temu wokół grup muzyków przed trzydziestką. Jazz słychać było nie tylko na koncertach, ale także w klubach. Niepoślednią rolę w promowaniu zjawiska odegrał dziennikarz BBC Gilles Peterson, odpowiedzialny kiedyś za lansowanie acid jazzu. Ta kolejna kreatywna fala swoje dalekie echa ma w rewolucji z lat 90., gdy triumfy na Wyspach święcił właśnie acid jazz, łączący klasyczny jazz z hip-hopem, soulem i klubową tanecznością. Dzisiejsze wcielenie gatunku pozostaje taneczne, ale o wiele radykalniej scala transową elektronikę z rockową energią i punkiem, często zwracając się też ku afrykańskim i karaibskim korzeniom. Popularność muzyków z tej formacji sprawiła, że zaczęto mówić o brytyjskiej inwazji jazzowej.
Wspomniana na początku Nubya Garcia oprócz własnego zespołu (debiutancka płyta zatytułowana „Nubya’s 5ive” krótko po wydaniu osiągnęła status kultowej i stała się najbardziej pożądaną brytyjską jazzową płytą 2017 roku) udziela się również w zaprzyjaźnionej formacji Maisha. Jest też członkinią niemal całkowicie żeńskiej grupy jazzowej Nérija. Ten przyjacielski kolektyw tworzą wybitne instrumentalistki: oprócz Nubyi (saksofon tenorowy) także Sheila Maurice-Gray (trąbka), Cassie Kinoshi (saksofon altowy), Rosie Turton (puzon), Shirley Tetteh (gitara), Lizy Exell (perkusja). Jedyny mężczyzna w tym gronie to Rio Kai grający na basie. Natychmiast po debiucie w 2017 roku wygrali Jazz Newcomer Parliamentary Jazz Award 2017, a sama płyta została nominowana do Jazz FM Breakthrough Act of the Year. W utworach Nériji słychać nawiązania do Johna Coltrane’a, Milesa Daviesa i Duke’a Ellingtona, na równi z wpływami soulu, afrobeatu, urban music i hip-hopu. Po solowych i kolaboracyjnych projektach poszczególnych członkiń (Kokoroko, Seed Ensemble, Litle Simz, Shabaka Hutchings, Congo Natty) członkowie ponownie połączyli siły i talenty. Efektem jest wyprodukowany przez Kwesa, słynnego londyńskiego muzyka i producenta, specjalisty od ambitnych postpopowych projektów (Bobby Womack, Damon Albarn, Micachu, Solange, Tirzah), album „Blume”. Słychać na nim, że Nérija to kolektyw przyjacielski. Nie ma tu lidera, każdy z utworów jest autorstwa kogoś innego, a z płyty bije ciepło. W „Last Straw” czy w hip-hopowym „EU” świetna jest Nubya. Sekcja dęta wyróżnia się w „Partner, Girlfriend, Lover” i „Unbound”, a bębny Lizy Exell wybrzmiewają najpełniej w otwierającej płytę kompozycji „Nascence”. Nie można też nie zwrócić uwagi na ambientowe granie gitarzystki Shirley Tetteh („Riverfest” i „Equanimous”). Na „Blume” brzmienie Blue Note z połowy lat 60. spotyka się z afrobeatem, reggae i funkiem. Takie rzeczy tylko w Londynie. Całość jest przystępna i przejrzysta, wręcz miękka, choć czasami Nérija brzmi nie jak siedmioosobowa grupa, a jazzowy big-band z rockową energią. Dynamika jazzu zatacza więc coraz szersze kręgi i tworzy gatunkowe hybrydy. W Wielkiej Brytanii jazz objawił się tym razem jako alternatywa muzyczna XXI wieku. Jak wiadomo, trendy z Wysp zawsze promieniowały na cały muzyczny świat. A dziewczyny i chłopak z Nériji są doskonałymi ambasadorami współczesnej jazzowej nowiny. Ciekawe, kiedy u nas jazz stanie się taneczną alternatywą dla miałkiego mainstreamu. Kiedyś mielimy naszą rewolucję jassową. Chyba czas na renesans.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.