Granie Hedwig Höss jako banalnej, głupiej, nijakiej było moją zemstą za tych, którzy nie mają już głosu – mówi Sandra Hüller o „Strefie interesów”. Film opowiada o codziennym życiu komendanta Auschwitz-Birkenau, Rudolfa Hössa, i jego rodziny, tuż za murami obozu koncentracyjnego. Niemiecka aktorka zdobyła też w tym roku nominację do Oscara za główną rolę w „Anatomii upadku”.
Sandra Hüller zagrała główne role kobiece w najgłośniejszych europejskich filmach 2023 roku, nagrodzonej Złotą Palmą „Anatomii upadku” i nominowanej do Oscara „Strefie interesów”. Ale aktorka nie lubi grzać się w świetle reflektorów, nie jest łasa na pochlebstwa i zachowuje dystans do Hollywood. Spotkałyśmy się w grudniu minionego roku w Berlinie podczas kameralnego wywiadu z kilkoma innymi dziennikarzami. Zapytana o doświadczenia ostatnich kilku miesięcy, Hüller mówi wprost: – Cóż, wydarzyło się wiele rzeczy, o których mówić nie będę. To był bardzo pracowity rok. A teraz jestem tutaj. Koniec odpowiedzi, czas na następne pytanie.
Film „Toni Erdmann” przełomem w karierze niemieckiej aktorki Sandry Hüller
Hüller nigdy nie była wylewna. Jest za to uczciwa. Pięknie opowiada o granych postaciach. Podczas wywiadów do filmu „Toni Erdmann” (2016) w Cannes osiem lat temu też była lakoniczna, mimo że film Maren Ade był w jej karierze wielkim przełomem. Na ekranie wcielała się w zapracowaną Ines, której ojciec, usiłując odbudować nadszarpniętą wieź, wymyśla irytujące alter ego, testujące granice wszystkich dokoła, z córką na czele. Dzięki tej roli niemiecka aktorka po raz pierwszy zasiadła na widowni Dolby Theater, bo film Maren Ade był nominowany do Oscara. Hüller wygrała też nagrodę aktorską w Toronto i EFA. Może była tak spokojna w rozmowach z prasą, bo „Toni Erdmann” wcale nie był jej debiutem? Wcześniej i później grała w wielu, głównie niemieckich filmach, odnosząc znaczące lokalne sukcesy. Jej kariera właściwie od razu zaczęła się od zwycięstwa.
Wkrótce po ukończeniu studiów aktorskich na Akademii Sztuk Dramatycznych im. Ernsta Buscha w Berlinie urodzona we wschodnioniemieckim Suhl Niemka zagrała w „Requiem” Hansa-Christiana Schmida. Wcieliła się w epileptyczkę, która przeżywa załamanie nerwowe podczas pierwszego roku studiów. Aby poradzić sobie z demonami wywołanymi przez jej ortodoksyjne wychowanie, zwraca się po pomoc do księdza. Hüller zdobyła za ten występ Srebrnego Niedźwiedzia. Potem dość regularnie pojawiała się u dobrych reżyserów, m.in. w „Kobiecie w Berlinie”, „Ponad nami tylko niebo” czy „Zapomniałam siebie”. W międzynarodowych produkcjach, m.in. „Sybilli”, „Proximie” czy „Wygnaniu”, Hüller zaczęła pojawiać się po sukcesie „Toniego Erdmanna”. O tym, że mówi płynnie po francusku, wie każdy, kto widział film Justine Triet „Anatomia upadku”. Hüller przyznaje, że gdy gra po niemiecku, jest wobec siebie o wiele bardziej krytyczna. Granie w obcym języku zmusza ją do większego zaufania reżyserowi, a to ciekawa przygoda.
Sandra Hüller: „Strefa interesów” pokazuje, że blokujemy sygnały, które mogłyby uniemożliwić nam prowadzenie spokojnego życia
Pytałam aktorkę o kręconą w Polsce „Strefę interesów”, film Jonathana Glazera koprodukowany przez Polkę, Ewę Puszczyńską (Hüller nazywa ją „niesamowitą”). Sandra wciela się w nim w Hedwig Höss, żonę komendanta obozu Auschwitz-Birkenau, Rudolfa Hössa. W zadbanym, otoczonym bujnym ogrodem domu Hedwig prowadzi codzienne życie zapracowanej matki gromadki dzieci, która czuje się nieco samotna, tym bardziej że mąż ma odpowiedzialną pracę i nierzadko wraca do domu trochę zdenerwowany. Mimo drobnych napięć życie rodziny Hössów to niemal sielanka – setki gatunków wypielęgnowanych róż, zjeżdżalnia nad basenem, wyprasowane ubranka, kąpiele w okolicznej rzece. I tylko ta upiorna łuna nad wysokim murem, po którym pnie się wino, ten towarzyszący jej tępy dźwięk – zamiast usypiać, nie daje spać.
– Myślę, że Glazer chciał zrobić film o ignorancji. Chciał zrobić współczesny film, pokazujący, jak wymazujemy wszelkie docierające do nas informacje i sygnały, które mogłyby uniemożliwić nam prowadzenie spokojnego życia. Taki, który pokaże, jak bardzo to łatwe. I, że to może wydarzyć się tylko wtedy, kiedy będziemy odwracać wzrok w drugą stronę – mówi aktorka, powoli dobierając słowa. Zagranie żony masowego mordercy, odpowiedzialnego za śmierć milionów, było dla niej wyzwaniem. – Zwykle mocno wchodzę w psychologię postaci, tu od początku byłam pewna, że tego nie zrobię. Jonathan mi na to pozwolił. Pytałam go, czy zrobi ten film ze mną, jeśli nie będę empatyzować z Hedwig, i zgodził się. Operator filmu Łukasz Żal tak poustawiał rozliczne kamery, że stale obserwują bohaterów. Ale tylko obserwują – bez glamouryzowania, fetyszyzowania. I ja postępowałam z Hedwig podobnie.
Hüller często podkreśla, że ta rola była inna niż wszystkie. Bo przed Hedwig Höss musiała się w pewnym sensie chronić. – Tym razem nie chciałam rozumieć mojej bohaterki. I nie chciałam szukać o niej pogłębionych informacji. Widziałam jej nagranie z procesu w Norymberdze, gdzie twierdzi, że nie miała o niczym pojęcia. Istnieją niepodważalne dowody, że odwiedzała obóz. Dostawała od męża co ładniejsze rzeczy po ofiarach. Wiedziała. Granie jej było w pewnym sensie jak zemsta za tych, którzy nie mają już głosu. Im głupsza, bardziej nijaka i pusta była moja Hedwig, tym korzystniej dla tych, którym jej czyny zadały cierpienie – mówi aktorka. Dodaje też ciekawą, ale ważną obserwację. – W filmowych portretach oprawcy często pokazywani są jak jakieś potwory, odbiera się im człowieczeństwo. To oddala ich emocjonalnie od widza. Jeśli zdamy sobie sprawę, że to ludzie tacy jak my, to dopiero cios obuchem przez głowę. Myślę, że Jonathan chciał pokazać zwykłych ludzi, ludzi takich jak my.
Film kręcono blisko obozu. Kamery poustawiano w każdym pokoju, ale ekipa schowana była w osobnym pomieszczeniu, dzięki czemu aktorzy w trudnych chwilach nie mieli wrażenia, że ktoś stoi im nad głową. Ale też nie mogli się schować. – Nie mogliśmy też w żadnej chwili ukryć poczucia winy, bo wszystkie emocje musiały się zapisać. Jonathan uprzedził nas, że takie rzeczy jak dachy obozowych budynków doda w postprodukcji – my ich nie widzieliśmy. Ale scenograf Chris Oddy zbudował mur, żebyśmy zdali sobie sprawę, jak blisko domu Hössa stał. Byliśmy więc niezwykle świadomi tego, gdzie się znajdujemy, nawet jeśli nie słyszeliśmy obozowych dźwięków. To było dosłownie wpisane w nasze ciała. Nie potrafilibyśmy zapomnieć o tym nawet na chwilę – opowiadała dziennikarzom Hüller.
Na Oscarach 2024 i „Strefa interesów”, i „Anatomia upadku” powalczą o pięć nagród
Podczas ceremonii rozdania Europejskich Nagród Filmowych triumfowała „Anatomia upadku”, która zdobyła sześć statuetek, w tym za główną rolę kobiecą dla Sandry. Twórcy „Strefy interesów” wyjechali z Berlina tylko z jedną nagrodą. Kilka godzin przed ceremonią EFA Hüller mówiła tak: – Oba filmy kocham tak samo i jakaś część mnie będzie bardzo smutna, bo niemożliwe jest, żeby oba wygrały jednocześnie. Ten sam dylemat czeka ją już za parę dni podczas oscarowej gali. Obie produkcje doczekały się pięciu nominacji, w tym dla Hüller za rolę w filmie Triet. Bez względu na wyniki ona już wygrała. Udowodniła, że jest wszechstronna (porównuje się ją m.in. do Isabelle Huppert czy Ingrid Bergman), nieustraszona, pracowita. Czego chcieć więcej? Może tylko tych okularów przeciwsłonecznych z długo wyczekiwanej kolekcji Phoebe Philo, której Sandra właśnie została twarzą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.