Niewinna głupawa niesubordynacja czwórki kumpli zamienia się w niekontrolowany akt zemsty na nauczycielce. Fabuła trzyma w napięciu. Ale przede wszystkim to opowieść o dojrzewaniu nastoletnich chłopców oraz o życiu w Peru, kraju pogrążonym w wieloletniej wojnie domowej.
Ależ to wciągająca książka, ta „Noc szpilek”! Tak wsysa, że można zapomnieć nawet o nowym odcinku „Kulawych koni”. Nie nazwałabym jej thrillerem, jak wskazuje opis na okładce, bo to raczej opowieść o dojrzewaniu piętnastoletnich chłopców, o męskiej szkole prowadzonej przez zakonników, o buzujących hormonach, pożądaniu, buncie, tragediach rodzinnych, przyjaźni. Akcja rozgrywa się w 1992 r. w Limie, stolicy Peru – kraju pogrążonym w wieloletniej wojnie domowej. Ale że cała historia skupia się na wydarzeniu, które z niewinnej głupawej niesubordynacji czwórki kumpli zamienia się dość niespodziewanie w niekontrolowany akt zemsty na nauczycielce i krew rzeczywiście się poleje, fabuła trzyma w napięciu jak dobry thriller.
Autor, Santiago Roncagliolo, na miejsce akcji wybiera Colegio de la Inmaculada, męską katolicką szkołę prywatną z tradycją – podstawową i średnią – prowadzoną przez jezuitów w Limie. Zapewne wybór to nieprzypadkowy, bowiem pisarz sam ją ukończył w 1991 r., choć opisywane wydarzenia rozgrywają się rok później. Czwórka nastolatków – Beto, Carlos, Moco i Manu – trzyma się razem, bo nikt nie chce się z nimi kolegować, uchodzą za słabeuszy, nieudaczników, odszczepieńców, dziwaków, „panienki”, „pedałów”; nieraz obrywają od tych bardziej popularnych i silnych „kolegów”, a we czterech łatwiej to przetrwać. Sami w swojej mikrogrupie też wyzywają się od „pedałów”, wiecznie żartują, ubliżając niesmacznie swoim rodzicom, opowiadając sobie co i rusz sprośne kawałki.
W powieści chłopaki relacjonują swoje historie przed kamerą (dlaczego – wyjaśni się dopiero na końcu), mają już po 35 lat i wspominają lipiec przed 20 laty, tak więc narracja jest podzielona na cztery głosy. Każdy głos ma indywidualną tonację, swój odrębny język, co jest świetnym pomysłem autora. Po kilkunastu stronach właściwie nie trzeba czytać nagłówka z imieniem, kto mówi, bo styl poszczególnych narracji jest bardzo wyrazisty i odrębny.
Piętnastoletnie chłopaki to jeszcze dzieciaki – sami bohaterowie oglądając się z perspektywy, nazywają siebie bezmyślnymi idiotami, którym tylko seks i przeklinanie były w głowie. Jednak gdy po kolei „zapraszają” czytelników do swoich domów, okazuje się, że często musieli panować nad rodzicami i opiekować się nimi, a nie – jakby wypadało – na odwrót.
Rodzice Carlosa wiecznie się kłócą i rozstają, chłopak nie wie, czy gdy się obudzi, mama będzie zapłakana, bo tata znowu się wyprowadził, czy też cała w skowronkach, bo właśnie spijają sobie z dzióbków po upojnej nocy i są zbyt zajęci, by zauważyć, że syn ma jakieś kłopoty w szkole. Moco ma tylko ojca, który po śmierci mamy – zmarła na raka, sama śmierć nastąpiła w czasie wieczornej przerwy w dostawie prądu, maszyny utrzymujące ją przy życiu zatrzymały się – non stop pozostaje w zamroczeniu alkoholowym i rozpaczy, zapominając, że ma dziecko do utrzymania; Moco musiał wziąć sprawy w swoje ręce, obiecał matce, że zajmie się tatą, handluje więc kasetami wideo z pornosami, by zarobić na czynsz, konserwy i mleko w proszku; alkohol ojciec sam jakoś zdobywa. Manu wychowywała tylko matka, ojciec, niegdyś bohater narodowy, weteran wojny z Ekwadorem, po kolejnej służbie – tym razem na wojnie domowej – zamienił się w zombi, prześladowanego przez duchy tych, których zabił. Cierpiał na syndrom stresu pourazowego i w końcu się wyprowadził, by nie wyrządzić krzywdy najbliższym; Manu tego nie rozumie, tęskni za ojcem. Z kolei Beto ma ojca twardziela, który kibicuje synowi w bójkach, podbojach i oferuje mu wizytę w burdelu, gdzie mógłby zgłębić tajniki seksu, zanim rzuci się na koleżanki. Lubi opowiadać o swoich przygodach, a gdy Beto próbuje zrobić przed nim coming out i pyta go, czy „miał kiedyś styczność z homoseksualistą”, słyszy w odpowiedzi: „Pewnie, Beto. Niejednemu solidnie przywaliłem”.
Roncagliolo skonstruował wyśmienite studium poturbowanego wieku dojrzewania ze wszystkimi jego złymi i dobrymi (choć tych znacznie jest tu mniej) stronami, nakładając je na wydarzenia polityczne w kraju. Wojna rządu z partyzantami maoistycznej organizacji Świetlisty Szlak jest ledwie zarysowana, ale wystarczająco, by oddać jej wpływ na codzienne życie – przerwy w dostawie prądu, nocne patrole i kontrole na ulicach, relacje w telewizji z zamachów i o wybuchających bombach w dalszych lub bliższych miejscowościach. Aż w końcu dochodzi do wybuchu samochodu pułapki w bogatej dzielnicy Limy, w zamachu ginie kilkadziesiąt osób, jeszcze więcej jest rannych.
Okrucieństwo tej wojny Roncagliolo opisał, nie szczędząc szczegółów brutalnych zabójstw, tortur czy zamachów zarówno ze strony partyzantów terrorystów, jak i ze strony wojskowych ich ścigających, w innej, wcześniejszej powieści z 2006 r. (wydanej w Polsce w 2008 r. przez wydawnictwo Znak, przekład Tomasz Pindel) „Czerwony kwiecień”. Gdy autor odbierał za tę książkę prestiżową hiszpańską nagrodę Alfaguara, powiedział: „Skala przemocy, jakiej w moim kraju doświadczyli przede wszystkim chłopi, przewyższyła tę, jaką przeżyli ludzie w Argentynie, Chile, Urugwaju [w czasie wojskowych dyktatur lat 70. i 80.]. Peruwiańczycy byli ofiarami systemu, w którym sami wybierali swoje rządy. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy winni” (cytat za tekstem „Peru już nie wierzy” Artura Domosławskiego z 8 lipca 2008 r. w „Gazecie Wyborczej”).
„Czerwony kwiecień” jak najbardziej jest thrillerem, w dodatku takim, w którym dobro nie występuje. „Noc szpilek” – będę się upierać – thrillerem nie jest, choć przeplatają się w niej i śmierć, i przemoc – co wcale nie jest żadną ujmą dla powieści. Jest doskonałą lekturą na zimowy wieczór, po której chce się sięgnąć po kolejne książki nieeuropejskich i niepółnocnoamerykańskich autorów. Bowiem świetnie przypominają, że Paryż, Londyn, Rzym, Nowy Jork, Los Angeles czy Warszawa wcale nie są pępkami świata. Ja postanowiłam sięgnąć po inną książkę dziejącą się w Peru w czasie wojny domowej, tym razem opisaną z perspektywy kobiet, wydaną po polsku rok temu powieść „Krew o świcie” Claudii Salazar Jiménez, również, jak „Noc szpilek”, przełożoną przez niezawodnego znawcę regionu i świetnego tłumacza Tomasza Pindela, także wydaną przez wydawnictwo ArtRage.
Santiago Roncagliolo, „Noc szpilek”, przekład z hiszpańskiego Tomasz Pindel, wydawnictwo ArtRage
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.