Joanna Ostrowska w książce „Przemilczane” przywraca naszej pamięci ofiary seksualnej pracy przymusowej w czasie II wojny światowej.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Poznaliśmy się piętnaście lat temu, zaczynając studia judaistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ja, pederasta w kolejnej fikuśnej fryzurze (tak, miałem kiedyś włosy), ona z wygoloną głową i kolczykami w najrozmaitszych częściach twarzy.
Dwa freaki od razu się przyciągnęły i nasza przyjaźń rozkwitła namiętnie. Z tych studiów jednak szybko zrezygnowałem, bo zakochany byłem okrutnie. Do miłości mojej ówczesnej pognałem, by wkrótce potem powrócić na dłużej do Stanów. Ona została i pilnie się uczyła, kończąc jednocześnie kilka innych kierunków, bo mózgiem jest nieprzeciętnym i najpracowitszą osobą, jaką znam. Gdy ja piłem drinki na słonecznej Florydzie oraz rozkoszom cielesnym się oddawałem w rozpasanym Las Vegas, ona zakuwała do kolejnych egzaminów, natrafiając na trzecim roku na informację, która na zawsze jej życie zmieniła.
W Auschwitz był burdel. Burdel zwany puffem. Działał obok bramy głównej, tej ze słynnym napisem „Arbeit macht frei”. Nigdy wcześniej o tym nie słyszała, jak zresztą większość ludzi. Wtedy już wiedziała, że napisze pracę magisterską o burdelach w obozach koncentracyjnych. W Polsce był to temat tabu. Od początku ją do tego zniechęcano, ostrzegano, przeszkadzano.
Gdy w połowie lat dwutysięcznych poprosiła w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau o wszystkie relacje na ten temat (dodając jeszcze homoseksualistów i lesbijki), pracownik tej państwowej instytucji zabrał ją do osobnego pokoju, żeby powiedzieć, że powinna przestać się tym interesować. Przełomowym okazało się nadchodzące stypendium na berlińskim Uniwersytecie Humboldtów i poznanie Roberta Sommera, najznakomitszego specjalisty od obozowych burdeli.
Nic już jej nie zatrzymało. Wkrótce obroniła dwie prace magisterskie: „Prostytucja jako praca przymusowa w nazistowskich obozach koncentracyjnych” (na judaistyce) i „Wizerunek kobiety-ofiary, a problematyka Zagłady na podstawie Nocnego portiera Liliany Cavani” (na filmoznawstwie). Na UJ powróciliśmy wspólnie po dwunastu latach. Ja siedziałem cichutko po ścianą, a ona przystąpiła do obrony rozprawy doktorskiej pod tytułem „Seksualność w warunkach opresji i poetyka jej reprezentacji”. Dzisiaj jest doktorką nauk humanistycznych i bez wątpienia najwybitniejszą w Polsce oraz jedną z najwybitniejszych na świecie badaczek zapomnianych ofiar nazizmu. I wszystkie kolczyki nadal ma na swoim miejscu.
Po studiach opętana chęcią przywrócenia pamięci o tych, o których polska historiografia wstydzi się albo wręcz brzydzi się pisać, prowadziła wykłady i pogadanki, pisała artykuły i referaty. To za jej sprawą wydano w języku polskim dwie fundamentalnie ważne książki. Dwa lata temu „Mężczyzn z różowym trójkątem” Heinza Hegera (wyd. Ośrodek KARTA), pierwszej opublikowanej relacji byłego więźnia nazistowskich obozów koncentracyjnych, który był prześladowany na mocy paragrafu sto siedemdziesiątego piątego penalizującego homoseksualizm. A rok temu „Cholernie mocnej miłości” Lutza van Dijka (wyd. Korporacja Ha!art), który spisał jedyną znaną nam opowieść Polaka skazanego na mocy tego samego paragrafu. I oto w końcu za dwa tygodnie do księgarń trafi najważniejsza książka tego roku, nad którą Joanna pracowała przez ostatnie dziesięć lat. Książka wstrząsająca, niezwykle bolesna i bezgranicznie smutna, przywracająca jednocześnie pamięć o losach kobiet, których cierpienie miało zostać skazane na wieczne zapomnienie.
„Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej” (Wydawnictwo Marginesy) to książka o tysiącach kobiet, które poddawane były nieustannej i okrutnej przemocy seksualnej, zarówno w trakcie drugiej wojny, jak i po niej.
Joanna Ostrowska strona po stronie opisuje stworzony przez nazistów system masowych gwałtów. Bo jak inaczej nazwać paneuropejską sieć burdeli, do których siłą wcielano kobiety mające „obsługiwać” niemieckich żołnierzy, ich nie-niemieckich pomocników (na przykład Ukraińców czy Estończyków), ale także więźniów obozów koncentracyjnych (w tym Polaków), dla których seks ze zmuszonymi do niego kobietami zajmował najwyższe miejsce w systemie motywacji do pracy?
Jedyną grupą wykluczoną z tego systemu były Żydówki, bo one miały iść prosto do gazu. Ale po to są zasady, żeby je łamać, więc i je oczywiście gwałcono, choć poza oficjalnym siecią burdeli, gdzie wstępu nie miały. Gwałcili wszyscy. I nacierający z zachodu Niemcy, i nacierający ze wschodu Rosjanie, gwałcili alianci i gwałcili w tubylcy. Każdy, rzecz jasna, na inną skalę. Jedni systemowo, inni spontanicznie, jedni z nienawiści, inni w ramach zemsty.
Ogniska chorób wenerycznych wędrowały razem z przesuwającymi się liniami frontów, a kiedy te w końcu ucichły i wojna się skończyła, zaczęła się prześladowanie kobiet za stosunki seksualne z wrogiem, który wcześniej je do tych stosunków zmusił. Błędne koło przemocy mającej swe źródło w patriarchalno-mizoginiczno-bogoojczyźnianej moralności toczyło się nadal i w końcu przestało, spychając niewygodne ofiary na margines zapomnienia. I oto teraz, ponad siedemdziesiąt lat po wojnie, Joanna Ostrowska przywraca je naszej pamięci. Odmilcza przemilczane. Bardzo jestem z niej dumny.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.