„Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno. Nie mam więc traumy odosobnienia” – napisała na swoim Facebooku noblistka.
Dla większości z nas czas kwarantanny to nowe doświadczenie, wystawiające na próbę dotychczasowy styl życia. Z jednej strony musimy zostać w domach, nie widujemy bliskich, przyjaciół, a nawet partnera. Odczuwamy stres i lęk przed nieznanym, a ilość negatywnych informacji, zalewających nas każdego dnia, bywa przytłaczająca. Z drugiej strony, możemy ten czas wykorzystać na długo odkładane pasje albo jako okazję do zmierzenia się z samym sobą i pogłębionego namysłu nad otaczającym nas światem.
W podobnym duchu myśli Olga Tokarczuk. Pisarka udostępniła na Facebooku felieton, w którym dzieli się szczerymi przemyśleniami o pandemii. Pisarka opisuje widok z okna swojego wrocławskiego mieszkania, dzieli się swoim nowym planem dnia i tym, jak sama znosi tą niecodzienną sytuację.
– Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno. Nie mam więc „traumy odosobnienia” i nie cierpię z tego powodu, że nie spotykam się z ludźmi. Nie żałuję, że zamknęli kina, jest mi obojętne, że nieczynne są galerie handlowe. Martwię się tylko, kiedy pomyślę o tych wszystkich, którzy stracili pracę. Kiedy dowiedziałam się o zapobiegawczej kwarantannie, poczułam coś w rodzaju ulgi i wiem, że wielu ludzi czuje podobnie, choć się tego wstydzi. Moja introwersja długo zduszana i maltretowana dyktatem nadaktywnych ekstrawertów, otrzepała się i wyszła z szaf. Życie toczy się, a jakże, ale w zupełnie innym rytmie – napisała noblistka.
Dalej pisarka zwraca uwagę na to, jak wiele skrywanych prawd ujawnił wybuch pandemii. – Wirus przypomniał nam przecież to, co tak namiętnie wypieraliśmy – że jesteśmy kruchymi istotami, zbudowanymi z najdelikatniejszej materii. Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni. Że nie jesteśmy oddzieleni od świata swoim „człowieczeństwem” i wyjątkowością, ale świat jest rodzajem wielkiej sieci, w której tkwimy, połączeni z innymi bytami niewidzialnymi nićmi zależności i wpływów. Że jesteśmy zależni od siebie i bez względu na to, z jak dalekich krajów pochodzimy, jakim językiem mówimy i jaki jest kolor naszej skóry, tak samo zapadamy na choroby, tak samo boimy się i tak samo umieramy.
Tokarczuk wyraziła również zaniepokojenie powrotem do kategorii państw narodowych, granic i Innego, nie naszego, tego obcego, wracającego „skądś”. W felietonie, który ukazał się wcześniej na łamach niemieckiego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, pisarka skrytykowała również działania Unii Europejskiej: – W tym trudnym momencie okazało się, jak słaba w praktyce jest idea wspólnoty europejskiej. Unia właściwie oddała mecz walkowerem, przekazując decyzje w czasach kryzysu państwom narodowym. Krytyka wspólnoty wywołała niemałe kontrowersje zarówno w kraju, jak i za granicą. Ponieważ jak zaznaczyła noblistka, wypowiedzi wyrwano z kontekstu, zdecydowała się udostępnić całość na swoim Facebooku.
Na koniec pisarka zwróciła również uwagę na to, że pandemia w brutalny sposób przypomni nam o niesłabnących nierównościach społecznych. – Jedni z nas wylecą prywatnymi samolotami do domu na wyspie lub w leśnym odosobnieniu, a inni zostaną w miastach, żeby obsługiwać elektrownie i wodociągi. Jeszcze inni będą ryzykować zdrowie, pracując w sklepach i szpitalach. Jedni dorobią się na epidemii, inni stracą dorobek swojego życia. Kryzys, jaki nadchodzi, zapewne podważy te zasady, które wydawały się nam stabilne. Wiele państw nie poradzi sobie z nim i w obliczu ich dekompozycji obudzą się nowe porządki, jak to często bywa po kryzysach. Nadchodzą nowe czasy – zakończyła.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.