Jest synem Arnolda Schwarzeneggera i krewnym Johna F. Kennedy’ego. Ale Patrick Schwarzenegger nie potrzebuje koneksji, by docenił go świat show-biznesu. Poza aktorstwem zajmuje się modelingiem. A o tym, że nie brakuje mu talentu, możecie się przekonać, oglądając serial HBO Max „Schody”.
Podobno na planie „Schodów” wciąż dyskutowaliście, czy oskarżony o morderstwo żony pisarz Michael Peterson, którego syna grasz w tym serialu, dokonał zbrodni, czy nie.
Nie dostaliśmy scenariusza wszystkich odcinków, więc gdy kręciliśmy, odbywaliśmy gorące dyskusje o tym, co mogło się wydarzyć. Colin Firth, grający Petersona, miał swoją wersję, inni aktorzy, Toni Collette i Dane DeHaan, swoje. Jako postać musiałem mieć jasny pogląd na sprawę. Ale już jako Patrick mogłem snuć domysły i zmieniać punkty widzenia. Myślę, że serial będzie atrakcyjny dla widzów między innymi właśnie dlatego, że nie daje na początku jednoznacznej odpowiedzi na temat biegu wydarzeń. A syn Michaela, którego gram, musi zmierzyć się nie tylko z sekretami swojego ojca, ale też na przykład z tym, jak działa wymiar sprawiedliwości, poznaje różne absurdy z nim związane.
Twórcy serialu chwalą się, że bardzo pieczołowicie odtworzyli otoczenie Petersona.
Byłem zaskoczony, jak istotne było dla nich pokazanie wszystkiego jeden do jednego, tak jak to było w rzeczywistości. Nawet tytułowe schody, na których zginęła Kathleen Peterson, zostały wiernie odtworzone – miały takie same wymiary jak te prawdziwe, liczbę stopni i kąt nachylenia. Gdy na nie patrzyłem, z wrażenia kręciło mi się w głowie. Kiedy wiesz, że to scena zbrodni, odtworzona na podstawie istniejącej naprawdę, przestajesz na nią patrzeć w sposób obojętny.
W 2001 roku, gdy zaczyna się akcja serialu, miałeś 8 lat. Jak się czułeś, wracając do tamtych czasów?
To była zupełnie inna rzeczywistość niż dzisiaj. Nie byliśmy jeszcze przyklejeni do telefonów komórkowych, Internet dopiero raczkował. Widzimy to zresztą na ekranie, bo mój bohater zajmuje się projektowaniem stron WWW, które wyglądają jeszcze dość prymitywnie. Żeby jakoś przenieść się do tamtych czasów, słuchałem bardzo dużo muzyki, która wtedy powstawała. Starałem się też ubierać jak dzieciaki w tamtych czasach.
Poczułeś nostalgię związaną z początkiem lat 2000.?
Czuję ją nawet poza planem „Schodów”, bo bardzo dużo dzieł kultury przenosi nas teraz do tamtych czasów. Myślę, że widzowie też poczują nostalgię, bo twórca i reżyser serialu Antonio Campos postarał się, żeby „Schody” naprawdę przypominały obraz z tamtych lat. Wiele scen kręcono specjalnymi kamerami, mającymi imitować te, których wtedy używano na planach. Tak powstały choćby sceny rozgrywające się w pomieszczeniach sądu. Praca nad nimi była dla mnie wielką frajdą.
Twojego bohatera poznajemy, gdy wraca do domu, przed którym ustawiają się karetki i radiowozy. Jego idylliczne życie się rozpada, a on musi to odreagować. Rozumiałeś jego wybory?
Sytuacja, w jakiej znalazł się Todd, jest dla niego wielkim wstrząsem. Do końca wspiera swojego ojca, ale musi jakoś zagłuszyć kotłujące się w nim emocje. A najprościej jest to zrobić, wybierając alkohol, narkotyki, przypadkowy seks. Todd dotknie bardzo mrocznej strony życia i sam będzie musiał się z niej wyzwolić. Tak naprawdę walczy o dwie osoby: o ojca, ale też o siebie. To, przez co przechodzi, było dla mnie ważną lekcją.
Czego się nauczyłeś?
W niektórych scenach serialu jako Todd zapijam się do nieprzytomności, a potem budzę się rano zakrwawiony, nie pamiętając, co się wydarzyło. Mój bohater trafia też do AA, gdzie musi nauczyć się mówić o swoim problemie. Nie przeżyłem podobnych historii, więc poznanie takich doświadczeń poprzez mojego bohatera otworzyło mi oczy.
Znałeś sprawę Michaela Petersona, zanim wziąłeś udział w projekcie?
Tak, interesowałem się nią dzięki netfliksowemu dokumentowi, który mnie wciągnął. Przyznaję, zakładałem wtedy, że Peterson zabił swoją żonę. Dzięki naszemu serialowi, który pokazuje różne warianty śmierci Kathleen, dopuszczam też inne wersje wydarzeń. Zrozumiałem, jak ta sprawa jest skomplikowana i niejednoznaczna.
Colin Firth gra Petersona tak, że widz nie wie, czy z nim sympatyzować, czy go podejrzewać.
Jest niesamowity! Nie mogłem uwierzyć w to, co wyprawia na planie. Na pstryk był w stanie zmienić się z Colina Firtha w Michaela Petersona. W jednej chwili mówił ze swoim akcentem, a za moment wypowiadał słowa jak Michael. Colin jest aktorem totalnym, oddaje bohaterowi całe swoje ciało – nawet poprzez tiki na twarzy czy sposób uśmiechania się staje się postacią, którą gra. Możliwość podglądania go w pracy była dla mnie wielkim zaszczytem. Byłem pod tym większym wrażeniem, że był to pierwszy serial, nad jakim Colin pracował w Ameryce. Bez problemu rozpisał zmiany, którym podlega jego bohater, na osiem odcinków, tak aby utrzymać widza w poczuciu tajemnicy i niepewności.
Jakie wspomnienie z planu zachowasz na dłużej?
Na pewno ostatni dzień zdjęciowy. Stanęliśmy na planie wszyscy, cała obsada, bez wyjątku. Byliśmy po doświadczeniach wspólnej pracy, więc możliwość zebrania się w komplecie była czymś wyjątkowym. Świetnie było wszystkich tych ludzi zobaczyć, uświadomić sobie, w czym wziąłem udział. Zwłaszcza że był to pierwszy projekt, przy którym pracowałem od wybuchu pandemii. Powrót do pracy w tak niesamowitym gronie, po tak długiej przerwie, zapamiętam na długo. Uświadomiłem, sobie, jak wielkim jestem szczęściarzem, mogąc robić to, co robię.
Wierzysz w amerykański wymiar sprawiedliwości po doświadczeniu grania w „Schodach”?
Pokazujemy ten system z punktu widzenia jednostki, ta perspektywa jest bardzo ważna, ale dobrze jest ją poszerzyć. Najwięcej na temat amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości dowiedziałem się z podcastu „Serial”, prowadzonego przez dziennikarzy śledczych, którzy tłumaczą, dlaczego zdarzają się uchybienia w systemie. Polecam go każdemu, kto chciałby się zagłębić w ten temat. Świetny jest też dokument „XIII poprawka”. Odpowiadając na twoje pytanie – wierzę w wymiar sprawiedliwości, ale uważam, że można go ulepszyć, a wspomniane przeze mnie tytuły pokazują, od czego należałoby zacząć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.