Film enigma. Jest w nim miejsce na kryminał, czarną komedię i melodramat, ale nie brakuje też momentów slow cinema. Podczas seansu odnotowałem następujące wrażenia: dreszczyk, wzruszenie, rozbawienie, ale też momenty przestojów wywołujące znużenie, a nawet sen. „Podejrzana” jest filmem tak misternie zmontowanym, by nie powiedzieć poszatkowanym, że wystarczy chwila nieuwagi, aby zgubić się w gęstwinie urywanych sekwencji i barokowej symboliki.
Głównymi bohaterami są cierpiący na bezsenność detektyw Hae-joon (koreański gwiazdor Park Hae-il) i młoda wdowa Seo-rae (gwiazda kina chińskiego Tang Wei) podejrzana o zabójstwo męża. Cierpiący na bezsenność śledczy i morderstwo, w które być może uwikłana jest piękna kobieta – wszyscy znamy tę historię, prawda? Ale to tylko początek. „Podejrzana” rozbija klisze gatunkowe, choć nie brakuje tu ukłonów w pas dla Alfreda Hitchcocka, a w szczególności jego „Zawrotu głowy”. To, co w tym filmie uwodzi najbardziej, to wykorzystanie napięcia, towarzyszące zagadce kryminalnej („kto zabił?”), w historii miłosnej. W trakcie śledztwa Detektyw staje się Zakochanym, Podejrzana – Kusicielką.
Połączenie kryminału i melodramatu też nie jest niczym nowym, ale nie znam drugiego filmu, który tak wielowymiarowo ukazuje skomplikowaną relację miłosną w ramach intrygi kryminalnej. Wspaniałe są sceny, w których niemożność wyrażenia uczuć sublimują czułe albo komiczne gesty (detektyw zamawia dla przesłuchiwanej najdroższe sushi w mieście).
Eros i Tanatos
„Podejrzana” opowiada o śledztwie, które jest dramatem zakochanego. Urywający się montaż przypomina zachowanie, które towarzyszą rodzącemu się uczuciu. Nowy film mistrza kina koreańskiego wzbija się na wyżyny, gdy przedstawia fragmenty dyskursu miłosnego. To opowieść o niemożliwych do wyrażenia kłębiących się uczuciach. O bohaterach spragnionych zakazanej bliskości, dystansie i władzy. Śledztwie, które staje się podglądaniem. Zagadka kryminalna – rozpaczą zakochanego („czy ona też…?”). Mylenie szyków to, rzecz jasna, gra miłosna. Seans tego filmu przypomina, dlaczego Francuzi nazywają orgazm „małą śmiercią”. W „Podejrzanej” Eros idzie w parze z Tanatosem.
Nowy film Park Chan-wooka jest niesłychanie gęsty. Nie tylko na poziomie fabuły, ale także obrazu. Jeśli podobały się wam gra światła, zniuansowana scenografia i olśniewające kostiumy w „Spragnionych miłości”, z pewnością docenicie misterną pracę twórców. Wszystko ma znaczenie: kolory ścian, tapet, kostiumów, podobnie zresztą jak będący lejtmotywem utwór muzyczny „Mgła”.
Koreańskie kino na fali
Jeśli coś mnie odrywało od efektów tej zachwycającej pracy filmowców, to kryptoreklama produktów technologicznych pewnej firmy. Bohaterowie często porozumiewają się przez smartfony i aplikacje tłumaczące wypowiedzi, ponieważ główna bohaterka jest Chinką (metafora napięć między Koreą i Chinami). Niektórzy pisali o tym, że ten zabieg w wyrafinowany sposób ukazuje wyzwania komunikacyjne XXI wieku, ale ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wiele zbliżeń służyło tylko temu, aby zaprezentować gadżety. Niedawno podobny przykład mariażu kina artystycznego i product placementu mogliśmy oglądać w „Ludzkim głosie” Pedro Almodóvara. Trudno mi ten trend zaakceptować.
To, że najwięksi giganci technologiczni biją się o to, żeby zaprezentować swoje produkty w filmie koreańskiego reżysera, potwierdza tylko, że żadna kinematografia nie odnosi w tym momencie tak wielkich sukcesów jak koreańska. Gdy Park Chan-wook zaczynał karierę w latach 90., produkcje jego kolegów i koleżanek były w Europie i w Stanach Zjednoczonych egzotyczną ciekawostką dla zagorzałych kinomanów. Obecnie filmy z Korei są rozchwytywane przez programerów najważniejszych festiwali i trafiają do mainstreamu. „Podejrzana” pozwala zrozumieć powód tej popularności.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.