W wiedeńskiej Albertinie trwa wystawa dzieł z kolekcji Rafała Jabłonki – znanego marszanda i kolekcjonera, który w latach 70. wyjechał z Polski. „My generation” (Moje pokolenie) to ekspozycja złożona z ok. 110 dzieł pierwszoplanowych twórców sztuki światowej ostatnich dekad.
Na tej wystawie, ciągnącej się przez dwa piętra muzeum, każdy artysta ma swoją salę. Dzięki temu ekspozycja pozwala na spokojne analizowanie twórczości każdego z nich. Wybrzmiewają więc na niej wielkoformatowe, fakturowe obrazy Miquela Barceló, niemal równie wielkie płótna Rossa Blecknera, Erica Fischla, Francesco Clemente, Terry’ego Wintersa i Philipa Taaffe, którego „Megapolis” z 1996 r. rozciąga się na niemal 10 m. Ogromne drzeworyty (253 x 162 cm) rzeźbiarza Thomasa Schütte uzupełnione są przez długą serię jego niekonwencjonalnych akwafort. Wyraziste, przyciągające wzrok malarstwo tych indywidualności jest świetnie zrównoważone przez obiekty rzeźbiarskie oraz szkice i rysunki klasyków współczesności Richarda Deacona, Damiena Hirsta i Andreasa Slominskiego oraz trzech równie wybitnych artystek: Roni Horn, Sherrie Levine i Cady Noland, a wreszcie przez instalacje i przewrotne wideoprojekcje Mike'a Kelleya.
Przyznanie każdemu z autorów osobnej przestrzeni jest zabiegiem przemyślanym. Ich sztuki bowiem nie łączy z sobą ani ten sam sposób myślenia, ani sposób tworzenia, każdy kreuje osobny świat. Zostali zebrani na tej samej ekspozycji z jednego tylko względu: reprezentują to samo pokolenie, co autor wyboru i właściciel dzieł Rafał Jabłonka, znany marszand i kolekcjoner osiadły aktualnie w Austrii.
Mało się o nim w Polsce mówi, choć niedawno pokazywał w krakowskim muzeum Manggha dialog dwóch innych artystów ze swojej kolekcji, Japończyków Hirohiko Arakiego i Shiro Tsujimury („Na granicy cienia”, do 25 października). Urodzony w roku 1952 ambitny młody inżynier w latach 70. wyjechał do Niemiec i tam zmienił całe swoje życie. Studiował historię sztuki i zaczął robić wystawy, początkowo złożone z niewielkich (czasem „walizkowych”) obiektów. Uczył się też przez działanie praktyczne – dużo podróżował, starał się osobiście poznawać wyróżniających się artystów, najpierw niemieckich, potem amerykańskich, włączył się w obrót sztuką i zaczął gromadzić swoją kolekcję. W niej stawia przede wszystkim na swoje pokolenie, jak to wcześniej uczynił słynny (niedawno zmarły) Erich Marx.
Kiedy w Polsce wybucha stan wojenny, Rafał Jabłonka doprowadza do legendarnej już dzisiaj aukcji na rzecz Solidarności pod patronatem Kunstmuseum w Düsseldorfie. Uczestniczyli w niej dzisiejsi klasycy, tacy jak R.A. Penck, Georg Baselitz, Joseph Beuys, Tony Cragg, Isa Gentzken, Gerhard Richter, Hans Haacke, Gunther Uecker, Imi Knoebel, Nam June Paik i inni. Dzięki zarobionym w ten sposób pieniądzom można było ufundować stypendia dla polskich artystów, zaprosić ich do Berlina i Düsseldorfu. Skorzystali z tego m.in. artyści Gruppy. Dzięki niemu także Edward Dwurnik został zaproszony na paryskie Biennale w roku 1985.
Jabłonka nie chciał się jednak specjalizować ani w promocji niszowej polskiej sztuki, ani w dominującym wówczas nurcie Neue Wilde. Podążał za własnymi upodobaniami. Wspomina, że jego pierwszą poważną wystawą była ekspozycja prac Andy’ego Warhola. Odbyła się w lutym 1987 r. Między rozesłaniem zaproszeń a dniem otwarcia wystawy minęły dwa tygodnie i w tym czasie Warhol zmarł.
Wtedy Jabłonka na dobre zajął się handlem. Najpierw długo współprowadził galerię w Kolonii, gdzie mieszkał. Własną otworzył 20 lat temu. Jego nazwisko robiło się coraz głośniejsze, rosły jego wpływy na światowym rynku kolekcjonerskim. Rosła też jego kolekcja zorientowana przede wszystkim na sztukę niemiecką i amerykańską, co kilka lat uzupełniana o nowe prace wybranych artystów. Dzisiaj ma ogromną wartość i może wypełnić całkiem spore muzeum. A przynajmniej jego dużą część.
Z tą myślą Jabłonka udał się do Muzeum Narodowego w Krakowie, z którym jest związany rodzinnie. W maju 2008 r. pokazał tam obszerny wybór ze swojej kolekcji. Zamierzał pozostawić tam wszystkie eksponowane dzieła, wszakże pod warunkiem stworzenia działu sztuki współczesnej o profilu międzynarodowym, którego prócz Muzeum Sztuki w Łodzi nie miało wówczas w Polsce żadne inne. Po dwóch latach bezowocnych pertraktacji, obiekty wróciły na dawne miejsce. Nie udało się, jak zwykle w naszym kraju. Udało się w Wiedniu. W roku 2019 Albertina otrzymała od niego depozyt liczący ok. 400 dzieł. Nie pozostaną w magazynach; w rozmaitych konfiguracjach będą pokazywane w długim cyklu wystaw. „My generation” jest pierwszą z nich. Odzwierciedla nie tylko trafne wybory kolekcjonera, lecz także jego pracowite życie.
Dzisiaj Jabłonka żyje spokojniej. W 2017 r. zamknął galerię, koncentruje się głównie na robieniu wystaw. Nie tylko w wybranych muzeach. Dziesięć lat temu kupił zdesakralizowaną kaplicę na obrzeżach Kolonii. Zmienił nazwę na Böhm Chapel, od nazwiska projektanta budynku, wybitnego niemieckiego architekta Gottfrieda Böhma, i urządził w niej niezwykły prywatny salon artystyczny. Odbywają się tam wystawy wybranych twórców i koncerty, wszystko w świetle dziennym, podkreślającym urodę architektury. Warto się tam wybrać.
A jeśli pandemiczne restrykcje nie potrwają za długo, może uda się też zwiedzić wiedeńską wystawę, tym bardziej że wstęp do katalogu napisał Adam Zagajewski. Czynna jest do 21 lutego 2021 r.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.