W autobiografii „Saudyjka za kierownicą” Manal Asz-Szarif z odwagą opowiada o życiu w kraju przypominającym złotą klatkę, gdzie kobiety traktuje się jak wiecznie nieletnie i wymagające stałej opieki mężczyzny.
Przerażeniem napawa nas wizja świata opisana przez Margaret Atwood w „Opowieści podręcznej”, czy też ta przedstawiona przez Christinę Dalcher w książce „Vox”, gdzie kobiety są całkowicie zależne od woli mężczyzn i religijnej milicji. Oglądamy serial nakręcony na podstawie książki Atwood i myślimy sobie: to się nigdy nie stanie, to tylko antyutopia. A że często nie wystawiamy nosa poza naszą miedzę, możemy nie wiedzieć, że istnieje takie państwo, w którym ten najgorszy scenariusz od lat rozgrywa się w realu.
I to wcale nie byle jakie państewko zapomniane przez świat. Gospodarki innych mocarstw nie kręciły by się, gdyby nie utrzymywały dobrych stosunków z jego władzami. Mowa o monarchii absolutnej – salafickim Królestwie Arabii Saudyjskiej.
Pewnego majowego dnia 32-letnia Manal Asz-Szarif powiedziała: dość. Schowała włosy pod hidżabem i włożyła duże okulary słoneczne. Wsiadła do samochodu, odpaliła i ruszyła. Gdy dojeżdżała do bramy wyjazdowej z kampusu firmy, w której pracowała, na chwilę oddała kierownicę koledze Ahmedowi. Dalej prowadziła już ona, a towarzyszyła jej tylko koleżanka Wadżiha, która filmowała ich przejażdżkę.
Pojechały do supermarketu, zrobiły zakupy, wróciły do domu i wrzuciły nagranie na YouTube. W ciągu dwóch dni film obejrzało 700 tysięcy osób. Choć wielu nie rozumiało, o co tyle szumu, zwłaszcza ci z Zachodu i ci, którzy nie znali arabskiego. Po prostu nie wiedzieli, że Manal Asz-Szarif jednocześnie złamała kilka fundamentalnych zakazów: Saudyjce nie wolno prowadzić samochodu, nie wolno jeździć do supermarketu i robić zakupów bez męskiego opiekuna – męża czy uprawnionego krewnego - oraz nie wolno publicznie odsłaniać twarzy.
Służba bezpieczeństwa i milicja religijna zatrzymały Manal i wsadziły do więzienia. Wyszła z rozkazu króla po dziewięciu dniach. Miesiąc później 17 czerwca 2011 roku setka kobiet wyjechała samochodami na ulice saudyjskich miast. Wszystkie dostały pouczenia, ale żadnej nie zaaresztowano.
Jak doszło do dnia, w którym Manal odkryła, że w saudyjskim kodeksie drogowym nie ma słowa o zakazie prowadzenia samochodu przez kobiety i dlaczego postanowiła wystąpić o saudyjskie prawo jazdy, opisuje w autobiografii „Saudyjka za kierownicą”. Z odwagą opowiada o życiu w kraju przypominającym złotą klatkę, gdzie kobiety traktuje się jak wiecznie nieletnie i wymagające stałej opieki mężczyzny.
Matka urodziła ją na podłodze ciasnego mieszkania. Gdy zaczęły się skurcze, była sama w domu w Mekce, najświętszym mieście muzułmanów. Nie mogła jechać do szpitala, bo nie było męskiego opiekuna, który by ją zawiózł, nie miała telefonu, więc nie mogła zadzwonić po pomoc. Ojciec woził pielgrzymów z portu do świętego meczetu, klepali biedę – co też łamie przyjęty stereotyp, że każdy Saudyjczyk śpi na baryłkach ropy, choć prawdą jest, że każdy dostaje wsparcie finansowe od króla.
Miała osiem lat, gdy została obrzezana. „Krwawiłam trzy dni (…). Nie mogli mnie zabrać do lekarza, bo choć prawo nie zakazuje oficjalnie obrzezania kobiet, w wielu saudyjskich szpitalach uznaje się je za przestępstwo” – pisze. Gdy poszła do szkoły – żeńskiej oczywiście, bo nie ma koedukacyjnych – nauczyciele nie zwracali się do uczennic po imieniu. Dziewczynka, a potem kobieta, jest w Arabii Saudyjskiej córką ojca, żoną męża albo matką syna, i tak się do niej woła.
Gdy Manal dostała po raz pierwszy miesiączkę, dowiedziała się, że już nie będzie bawić się czy rozmawiać z chłopcami, bo to grzech. Za to nauczyła się czytać, chłonęła więc książki. Do czasu gimnazjum, a tam kontrolę nad jej umysłem przejęli islamscy teologowie. „Sześćdziesiąt procent czasu spędzanego w klasie poświęcałyśmy nauce religii i związanym z nią zagadnieniom”.
Miała trzynaście lat, gdy z umiarkowanej muzułmanki stała się islamską fundamentalistką. Nie było alternatywnej narracji, w latach 90. salaficcy ekstremiści trzymali w swoich rękach wszystkie media, a masa książek znalazła się na indeksie. Manal zasłoniła twarz nikabem, zniszczyła bratu wszystkie kasety z zachodnią muzyką, upominała rodziców, wyzywała od niewiernych każdego, kto nie przestrzegał surowych zasad wyznaczanych przez imamów. Dopiero po ataku na World Trade Center otrząsnęła się z fanatyzmu.
Zdała na studia – matka obsesyjnie dbała o wykształcenie dzieci, choć sama miała skończone tylko cztery klasy – i marzyła, żeby w przyszłości były niezależne. Chciała, by Manal została lekarką, ale ona wolała być inżynierem czy fizykiem jądrowym. Lecz w tamtym czasie dziewczyny nie miały wstępu na takie kierunki. Poszła na pedagogikę. Wykładali mężczyźni, choć nigdy żadnego nie poznała. Widywała ich tylko na ekranie; z innymi studentkami oglądała transmisje zajęć prowadzonych dla chłopców za pośrednictwem telewizji przemysłowej.
Gdy któraś z dziewczyn z uczelni wdała się choćby sms-owy „romans” z chłopakiem, kończyło się to dla niej chłostą lub izolacją. Nigdy wina nie leżała po stronie płci przeciwnej. „Budynki wydziałów kobiecych były całkowicie odizolowane od budynków wydziałów męskich. Mieliśmy osobne wyjścia (…). Pierwszy raz w życiu miałam imienny identyfikator ze zdjęciem. W tamtych czasach oficjalne, wydawane przez władze dowody tożsamości otrzymywali jedynie Saudyjczycy po ukończeniu piętnastego roku życia. Kobiety aż do śmierci pozostawały uzależnione od mężczyzn. Ich imiona, lecz bez zdjęć, wpisywano na kartę zwaną rodzinnym dowodem tożsamości”. Aż do listopada 2001 roku, kiedy to weszło prawo, że kobiety od 22 roku życia za pisemną zgodą opiekuna mogą uzyskać dowód osobisty. „Wydając mi dowód, mój kraj uznał mnie za swoją obywatelkę, sam dokument symbolizował zaś gotowość do walki o swoje prawa, którą tak niedawno w sobie odnalazłam” – napisała Manal.
Uparła się i skończyła informatykę. Została zatrudniona przez giganta naftowego Aramco. Przeprowadziła się na kampus firmy, gdzie pracowała z mężczyznami, co nie znaczy, że nie wyzywano jej, nie upokarzano czy nie upominano na każdym kroku.
I tak dalej. Nie będę dłużej zdradzać zawiłych losów autorki, bo książka tak wciąga i zadziwia na każdej kolejnej stronie, że nie chcę psuć przyjemności z jej lektury.
W zeszłym roku książę Muhammad Ibn Salman zniósł zakaz prowadzenia samochodów przez kobiety. Ale Manal uważa, że nie zrobił tego, by dać im więcej praw, ale z pobudek ekonomicznych. Dotychczas kobiety korzystały z prywatnych szoferów, którzy zazwyczaj byli imigrantami. Imigranci kosztują Arabię Saudyjską. Większość jej koleżanek aktywistek siedzi dziś w więzieniach.
Dzisiaj Manal mieszka w Australii, co nie znaczy, że jest bezpieczna. Brutalne zabójstwo Jamala Khashoggiego w saudyjskim konsulacie w Stambule, dowodzi, że Saudowie tak łatwo nie odpuszczają tym, którzy chcą burzyć ich święty porządek. Manal nadal działa na rzecz praw kobiet w jej kraju i nie zamierza dać się zastraszyć. Zwłaszcza, że świat zachodni woli nadal przymykać oko na krzywdę jej współobywatelek.
Manal Asz-Szarif, „Saudyjka za kierownicą”, przełożyła Dorota Konowrocka-Sawar, WAB Grupa Wydawnicza Foksal
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.