Wspierają w przerywaniu ciąży. Część miała aborcję, część może ją mieć w przyszłości. Nie zostawiają nikogo na lodzie, dyżurują przy komunikatorach Aborcyjnego Dream Teamu: – Nie potrzebujemy polityków, mamy siebie – mówią przyjaciółki w aborcji.
„Solidarność aborcyjna jest naszą wielką siłą, a aborcja była, jest i będzie zawsze. Nie zmienicie tego choćby milionami wyroków”, napisała Karo na Facebooku 27 stycznia, po ogłoszeniu uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego, uznającego aborcję ze względu na ciężkie, nieuleczalne i śmiertelne wady płodów za niezgodną z konstytucją.
Na zdjęciu profilowym Karo widać zakładkę: „Chuj z wami, aborcje z nami”. Przekaz jest jasny – poradzimy sobie same. Nie potrzebujemy polityków, żeby przerywać ciąże. Pomogą nam aborcyjne przyjaciółki. Karo jest jedną z nich: pracuje jako „dobra wróżka” w kolektywie Aborcyjny Dream Team.
Dyżur w Aborcyjnym Dream Teamie
Karo kibicuje ADT od początku istnienia organizacji, czyli od grudnia 2016 r. Od jej aborcji minęły wtedy ponad trzy lata. – Podświadomie wiedziałam, że jest nas więcej. Sama dużo opowiadałam o moim doświadczeniu, ale większość osób milczała. Dlatego tak się ucieszyłam, kiedy ADT zaczął publikować opowieści aborcyjne – w ten sposób narracja, że aborcję mają zwykłe osoby, które nie są czołowymi feministkami, trafiła do szerszego grona. Strasznie mnie to podbudowało – mówi.
Rozmawiamy w sobotę – Karo rezerwuje godzinę między pisaniem pracy magisterskiej z kulturoznawstwa a dwugodzinnym dyżurem na Facebooku ADT. Odpisuje tam na wiadomości. – To superbudujące uczucie, kiedy towarzyszę osobie w wykonywaniu aborcji i okazuje się, że się udało. Sama wiem, jak cieszy informacja, że nie jest się już w niechcianej ciąży.
Zanim powstał Aborcyjny Dream Team, pomagała głównie przez telefon – rozmawiała albo wymieniała SMS-y. Siedem lat temu nie wszyscy mieli smartfony z dostępem do internetu. – Aborcyjna pomoc działała wtedy na zasadzie poczty pantoflowej. Temat aborcji regularnie pojawiał się w rozmowach. Dawałam wtedy do zrozumienia, że wiem, co trzeba zrobić, i można się ze mną skontaktować.
Pomagała, bazując na własnym doświadczeniu. W zeszłym roku poszerzyła wiedzę o aborcji farmakologicznej na Letnim Obozie Aborcyjnym zorganizowanym przez ADT. – Dowiedziałam się więcej o dawkowaniu leków w zależności od tygodnia, w którym przeprowadza się aborcję – to informacje na podstawie zaleceń WHO stosowanych przez międzynarodową organizację Women Help Women, od której można zamówić tabletki.
Karo ma w telefonie zdjęcie tych wytycznych. W trakcie dyżurów pomaga sobie też ściągą z dawkowania przywieszoną na korkowej tablicy. – Mifepristone i Misoprostol to dość podobne nazwy. Wolę mieć wszystko pod ręką, żeby przypadkiem nie udzielić złej informacji.
Czym różni się pomaganie od pomocnictwa
Podobne artykuły Infolinia ratuje kobietyBasia CzyżewskaPrzyjaciółki w aborcjach wiedzą, gdzie leży granica między pomaganiem a pomocnictwem w aborcji określonym w artykule 152 Kodeksu karnego. Informowanie o przebiegu aborcji farmakologicznej i instruowanie, jak się do niej przygotować, nie wypełnia znamion przestępstwa – zaznacza w oświadczeniu z 2018 r. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Karolina Więckiewicz z ADT przypominała też ostatnio na Facebooku, że nie jest nielegalne przekazywanie informacji o sposobach przerywania ciąży, podawanie numeru Aborcji Bez Granic 22 29 22 597 (to międzynarodowa sieć organizacji wspierających w aborcji w Polsce i za granicą) i zamawianie dla siebie tabletek przez internet.
Ryzykowne jest natomiast zamawianie komuś leków. Koniński sąd okręgowy w styczniu skazał na pół roku więzienia mężczyznę, który zapłacił za leki poronne dla swojej dziewczyny – sprawę relacjonowano w Oko.press.
Karo wie o tym wszystkim. Wie też, jaka jest różnica między wywołaniem porodu a urodzeniem martwego dziecka, które zachodzi po 22. tygodniu ciąży. Ten moment wyznacza przyjaciółkom w aborcji granicę. „Według polskiego prawa możesz zostać posądzona o dzieciobójstwo, jeśli wtedy przerwiesz ciążę w domu tabletkami. Nie będziemy już mogły ci towarzyszyć w tym procesie, dlatego jeśli możemy coś podpowiedzieć, to wyjazd za granicę. Więcej nie jesteśmy w stanie ci pomóc” – wyjaśniał ktoś na forum cytowanym w reportażu Agnieszki Rodowicz, który ukazał się na początku stycznia w „Dużym Formacie”.
Zdecydowana większość aborcji farmakologicznych odbywa się w pierwszym trymestrze – zabieg jest też wtedy najbezpieczniejszy. Karo rzadko zdarza się towarzyszyć osobom w drugim trymestrze ciąży. – Obawiam się, że nie będę w stanie pomóc, gdyby coś się działo. Czasami występują komplikacje. Z reguły radzę, żeby wzywać karetkę.
Sieć kobiecego wsparcia
Osobom w drugim trymestrze pomaga Anna. Sama nigdy nie przerwała ciąży, ale to nie znaczy, że nie czeka jej to w przyszłości. Nie wyobraża sobie zostać matką. Po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego uznała, że szczególnie potrzebna jest właśnie pomoc osobom w drugim trymestrze. Napisała na Instagramie, że jej stan wiedzy pozwala jej na to. Systematycznie pomaga od listopada, ale wiedzę o przerywaniu ciąży zdobywała już wcześniej na warsztatach organizowanych przez ADT. – Tak na wszelki wypadek. Gdyby ktoś znajomy potrzebował pomocy.
Anna i Karo spotykają się czasem na zoomowych mitingach przyjaciółek w aborcji. – Łączymy się też z dziewczynami działającymi w międzynarodowej sieci wsparcia – Aborcji Bez Granic, z Ciocią Basią w Berlinie, Ciocią Wienią w Wiedniu, Ciocią Czesią w Pradze, Women Help Woman z siedzibą w Amsterdamie i z brytyjską organizacją. To właśnie numer Aborcji Bez Granic jest teraz wykrzykiwany na protestach: 22 29 22 597! – Karo nie kryje satysfakcji.
Ostatnie miesiące są niezwykle trudne. Tuż po ogłoszeniu wyroku w październiku media społecznościowe Aborcyjnego Dream Teamu zostały zalane wiadomościami. – Wtedy dziewczyny zaprosiły nas do współpracy, nie dawały rady wszystkiego ogarnąć – opowiadają Karo i Anna. – Jest nas teraz więcej, około dziewięciu osób, ale to wciąż mało, jeżeli popatrzymy na liczbę przychodzących wiadomości. Nie wszystkie osoby potrzebują pomocy. Niektóre pytają tylko, czy mogą na nas liczyć, gdyby znalazły się w podbramkowej sytuacji. Ale takie pytanie też nie może zostać bez odpowiedzi. Piszę: „Tak!” Ale jeśli takich pytań jest kilkadziesiąt, to chwilę to zajmuje.
Trzymanie własnych granic
Karo po raz pierwszy w swojej aktywistycznej karierze czuje się „zaopiekowana” przez grupę siostrzeńskiego wsparcia. To sprawia, że chce działać jako przyjaciółka w aborcji. W innych kręgach, nawet anarchistycznych, spotykała się z presją i hierarchią. – Możesz się domyślić, kto stał na samym szczycie. Mężczyźni.
W siostrzeńskiej sieci wsparcia jest bezpiecznie. – Odnoszę wrażenie, że nowe odłamy feminizmu w duchu inkluzyjności i otwartości na emocje skupiają się nie tylko na potrzebach osób, dla których rzecz się dzieje, lecz także na dobrostanie aktywistek. Tak jest przynajmniej w naszym kręgu przyjaciółek w aborcjach: nie ma parcia na przekraczanie swoich granic, żeby pomagać za wszelką cenę, z narażeniem własnego dobra.
Podobne artykułyStrajk Kobiet: Artyści, którzy wspierają protestyJulia WłaszczukKaro zdarzyło się odwołać aborcyjny dyżur, bo była zbyt zmęczona. Czasami prosiła też koleżanki, aby przejęły rozmowę z osobą w drugim trymestrze. Natomiast Anna musiała przerwać konwersację z ofiarą przemocy seksualnej. – Dziewczyna zaczęła opisywać dokładnie sytuację, którą znałam z doświadczenia: ma partnera, była na imprezie, wypiła dużo alkoholu i zgwałcił ją przyjaciel tego partnera. Byłam wtedy na początku terapii, podczas której przerabiałam właśnie tę traumę. Kiedy to przeczytałam, to stwierdziłam, że nie udźwignę tego, nie dam rady ze względu na moje osobiste przeżycia. Przekazałam kontakt komuś innemu w trosce o samą siebie. Bo musimy dbać o własne zasoby. Nie chcę robić czegoś na maksa, kosztem siebie. Nie chcę, żeby mój aktywizm był czymś, co mnie emocjonalnie wypierze. Bo po czymś takim zbierałabym się dwa tygodnie. Dlaczego mam się narażać, jeśli obok jest ktoś, kto może to zrobić bez uszczerbku dla siebie? Narażanie się na cierpienie w takiej sytuacji to byłby masochizm.
Trudne ciąże nastolatek
Melania Ryś skończyła w zeszłym roku medycynę, więc ciężkie tematy to, jak mówi, jej chleb powszedni. Nigdy nie doznała przemocy seksualnej, ale przyznaje, że ten temat bywa dla niej trudny. – Nie jestem psycholożką, więc staram się za głęboko nie wchodzić w rozmowę. Nie mam narzędzi, żeby o tym rozmawiać. Zawsze zapewniam, że to nie jest wina ofiary i przekazuję kontakt do wsparcia psychologicznego. To grupa psychologów i psycholożek, którzy zgłosili się do nas z ofertą pomocy dla osób w niechcianej ciąży.
Melania nie może pogodzić się z tym, jaki los spotyka nastolatki w niechcianej ciąży. – Poruszają mnie historie trzynastolatek, które nie wiedzą, co robić. Chce mi się wtedy wyć. Bo to jest wina naszego państwa, że te osoby nie mają w szkołach edukacji seksualnej, że nie wiedzą o istnieniu tabletki po. Są zagubione, bo nikt im nie powiedział, co można zrobić w takiej sytuacji. Denerwuje mnie to i zarazem wzrusza. Podejrzewam, że w Polsce jest dużo osób, które są w takiej sytuacji i nie wiedzą, że mogą do nas napisać. Bo nie słyszały o ADT. Ostatnio głośno było o sprawie, gdy 15-latek zabił swoją 13-letnią ciężarną dziewczynę. Gdyby wiedzieli, że mogą zamówić tabletki aborcyjne, to może nie skończyłoby się to taką tragedią.
Melania wierzy, że można by zapobiec wielu niechcianym ciążom – zwłaszcza wśród nastolatków, gdyby w Polsce była rzetelna edukacja seksualna. Zamierza zostać ginekolożką. – Żeby wspierać kobiety w ich aborcjach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.