„Maleńkie Królestwo” słynnego pisarza Etgara Kereta to książka dla dzieci. Dorośli dostają przy okazji opowieść o prawdziwych uczuciach.
Skąd u Etgara Kereta tak wielka wyobraźnia literacka? Dar od Bozi, z którą bywa na bakier, ale też od rodziców, Orny i Efraima. W domu Keretów czytano co niemiara, lecz to wymyślane ad hoc historie (podczas jazdy samochodem, przed snem, z morałem, którego trzeba się było dogrzebać) sprawiły, że Etgar widzi to, czego nie widzą inni, a wymyśla tak, że jest w tym fachu mistrzem świata. Jego mama mawiała, że pisze takie opowiadania, jak chasydzkie przypowieści, tyle że bez Stwórcy. Są w nich chmury jak czerwone smoki, duchy zamachowców samobójców i ich ofiar spotykające się w bardzo szczególnej pizzerii, chłopiec, którego przed ciężkim laniem ratują syreny wyjące w Dzień Szoa (oprawcy stają w miejscu, oddając, jak cały Izrael, hołd pomordowanym, a chłopiec ucieka), czy kot Rabin, znaleziony na placu Rabina i ginący zupełnie bez sensu pod kołami motocykla (był z tego niezły skandal, gdyż tekst powstał tuż po morderstwie premiera Izraela Icchaka Rabina, ale też uznano, że to najlepsza historia na czas narodowej żałoby).
Skąd u Kereta tak wielka popularność, status pisarza kultowego od Tel Awiwu przez Warszawę i Paryż po Nowy Jork i Sydney? Pisze najprościej, zwięźle, jakby rysował komiksy. Językiem ulicy, bo obchodzi go codzienne życie pełne niecodziennych paradoksów, nieheroiczność i antybohaterskość. Jest – właśnie jak codzienność oraz ulica – melancholijny i brutalny w słowach, życzliwy, opiekuńczy, roześmiany i zapłakany. A nade wszystko autentyczny i do bólu uczciwy. Wiem to, gdyż przyjaźnimy się od wielu lat (Etgar dopiero zaczynał być tym Etgarem), więc śmiało powiem: gdyby był innym człowiekiem, miał w sobie ciut zakłamania i pozerstwa, nigdy by tak nie pisał.
A i jeszcze Etgar uwielbia być ojcem, na dodatek dobrym. Co robi dobry ojciec? Opowiada. Dlatego Keret pisze również książki dla dzieci. Teraz mamy szansę poczytać najświeższą z nich, „Maleńkie Królestwo”.
Zaczyna się tak, jak u Etgara, prosto i bez zbędnych wygibasów. „Maleńkie Królestwo było naprawdę małe, niektórzy mówią, że było najmniejszym królestwem na świecie. I ze wszystkich stron świata przybywali goście, by zdumiewać się jego pięknem i maleńkością. Było tak wąskie, że kiedy Król i jego Mądry Doradca chcieli pograć w Latające Talerze, musieli przekraczać granice sąsiednich państw. Było tak krótkie, że gdy kiedyś zbłąkany wieloryb przeskakiwał nad nim przez pomyłkę, zakrył całe królestwo, a ogon wystawał mu na zewnątrz. I było takie małe, że w calutkim królestwie była tylko jedna stajenka. A ta stajenka była tak maciupka, że mógł w niej mieszkać tylko jeden konik pony. I ten konik był taki tyci, że tylko wyjątkowo niziutki i chudziutki król mógł na nim jeździć. Aż tak było małe to królestwo”.
Kończy zaś: „Od tego dnia ten, który był niegdyś Królem Maleńkiego Królestwa, zamieszkał w chatce sąsiadującej z chatką swojego byłego doradcy. Obaj razem pracowali na poletku truskawek, jedli razem posiłki i każdego wieczoru przez długie godziny rozmawiali. Opustoszały pałacyk stał się pomnikiem historii i czasem, gdy przybywali goście, były król i jego były doradca prowadzili ich przez komnaty pałacu i opowiadali o Królu Dobre Serce i Mądrym Doradcy, którzy niegdyś tu mieszkali”.
Co jest między początkiem i końcem? – nie powiem, bo nie chcę nikomu psuć przyjemności. Nikomu, a więc tak Małym, jak i Dużym. Dla małych to piękna, wzruszająca historia, która kończy się tak dobrze, jak tylko może się skończyć. Etgar traktuje najmłodszych odbiorców tak bardzo serio, bo nawet kiedy puszcza do nich oko, zachęca do interpretacji i stawiania pytań, które niekoniecznie będą infantylnymi, czyli ponoć dziecięcymi pytaniami. Dlatego dorośli podczas lektury „Maleńkiego Królestwa” zdrowo się nabiedzą. Można czytać tę garstkę stroniczek dosłownie, i wówczas będzie to znakomita, ale tylko bajka na dobranoc. Ale można też dostrzec w nich wielką alegorię, zobaczyć problemy, które są istotą życia.
Etgar Keret stworzył opowieść o wyrozumiałości i mądrości, o prawdziwych emocjach i uczuciach, o współczuciu, samotności i przyjaźni. Podniósł ją tak wysoko, że w słowach adresowanych do najmłodszych dostajemy traktat o dobrej i rozumnej władzy (może dlatego książka nie dostała wsparcia ministra kultury). Przecież królowie mogą być dobrzy i mądrzy, a przynajmniej w bajkach tacy być powinni.
Etgar Keret, „Maleńkie Królestwo”, przełożyła Agnieszka Maciejowska, wydawnictwo Widnokrąg
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.