W opowiadaniach Iddo Gefena pojawiają się wątki fantastyczne, bajkowe, science fiction. A jednocześnie autora interesuje zrozumienie wpływu wymyślonych historii na coś bardzo realnego, czyli na sposób codziennego funkcjonowania człowieka, nasze emocje, samopoczucie. Fantastyczna książka, w podwójnym tego słowa znaczeniu. Podczas tej lektury można pozwolić sobie na przekraczanie granic, które same i sami sobie wytyczamy.
W 2017 r. 25-letni Iddo Gefen wydał w Izraelu po hebrajsku zbiór opowiadań, zatytułowany „Jerozolimska plaża”. Za swój debiut zebrał doskonałe recenzje od ważnych rodzimych autorów: Amosa Oza, Etgara Kereta czy Eshkola Nevo. Jeszcze w tym samym roku otrzymał nagrodę Izraelskiego Ministra Kultury, a dwa lata później stypendium dla młodych twórców literatury. Ale do pisania Gefena nie popchnęła chęć bycia pisarzem, a jego studia z psychologii poznawczej i neuronauki oraz roczna podróż po świecie po odbyciu obowiązkowej, prawie trzyletniej, służby wojskowej. Dzisiaj doktoryzuje się i pracuje na Uniwersytecie Columbia, a także w nowojorskim Instytucie Neuronauki Zuckermana, bada wpływ storytellingu na ludzki umysł.
Zanim Anna Halbersztat przełożyła opowiadania Gefena na polski, dwa lata temu ukazało się wydanie anglojęzyczne w USA. W czasie tournée z książką po Stanach Gefen miał m.in. bardzo ciekawy wykład w Boston College. Na koniec jeden ze studentów (zapewne nie czytając uprzednio opowiadań) zapytał autora: „Gdzie właściwie znajduje się jerozolimska plaża?”. Gefen, starając się ukryć uśmiech, odpowiedział: „Pisząc opowiadania i wydając je w Izraelu, nie zakładałem, że doczekają się zagranicznych przekładów. Tytuł nie wymagał wyjaśnienia. Jerozolima nie leży nad morzem, więc nie ma tam plaży, a plaża jerozolimska w Tel Awiwie to zupełnie niezwiązane z tym opowiadaniem miejsce”.
Tytułowe opowiadanie jest historią starszego małżeństwa, Samiego i Lilian, które niegdyś mieszkało w Jerozolimie, tam się urodzili i poznali, ale potem się przeprowadzili. On nigdy nie wracał, ona tak – jako opiekunka wycieczek. Ale pewnego dnia ich życie uległo radykalnej zmianie, u Lilian zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Stopniowo jej umysł wymazywał wszelkie wspomnienia, poza jednym, tym pierwszym z dzieciństwa – pamiętała śnieg na plaży w Jerozolimie. Choć wspomnienie wydawało się przekłamane, pewnego dnia Sami zabrał żonę, by je razem odnaleźli.
Gdy chodzimy z Samim i Lilian po targu, wślizgujemy się do ich dawnej dzielnicy Nachlaot, odnajdujemy starą synagogę, nie mamy poczucia obcości i potrzeby wyjaśniania. W końcu Sami też nie chodził tymi uliczkami od 60 lat. Jednak już w innych opowiadaniach ci, którzy nie zgłębiali historii Izraela, życia społecznego i kulturalnego jego mieszkańców, funkcjonowania w permanentnym stanie wojny, mogą poczuć się lekko zagubieni.
Ale nie o Izrael tu chodzi, a o wrażliwość człowieka, jego umysł, marzenia i sny. Gefen powiedział na jednym ze spotkań autorskich: „W mojej książce bardziej od procesu powstawania opowiadań liczy się dla mnie reakcja czytelników, to, jak mój storytelling na nich oddziałuje”.
W pisarstwie Gefena dużo jest wątków fantastycznych, bajkowych, przeplatania rzeczywistości i nierealności
W otwierającym zbiór opowiadaniu „Oddział geriatryczny” wnuk śledzi historię dziadka, który w wieku 80 lat postanowił zaciągnąć się do armii, do Brygady Golani. Ucieka w ten sposób przed śmiercią, bo nie umie się podziać bez żony, która zmarła. Oczywiście, w rzeczywistym świecie nie przyjmuje się do wojska emerytów po osiemdziesiątce, a Brygada Golani to jedna z bardziej elitarnych jednostek Sił Obronnych Izraela, ale przecież taki oddział geriatryczny hipotetycznie mógłby istnieć w państwie, które, żeby trwać, musi być gotowe do obrony w każdej chwili. W opowiadaniu pojawia się wiele hermetycznych wątków, jak syndrom stresu bojowego u wnuka – narratora, nie odpuszczający już trzeci rok po jego służbie wojskowej, w ramach której trafił na front w czasie drugiej wojny libańskiej; jak wspomnienia dziadka z pierwszej wojny izraelsko-arabskiej; jak historia jednej z kobiet, monitorujących zachowanie żołnierzy w punktach kontrolnych na Zachodnim Brzegu, czy organizacja Przerwać Ciszę, skupiająca żołnierzy weteranów, którzy ujawniają fakty na temat życia na terytoriach okupowanych. Tej hermetyczności autor nie wziął pod uwagę, bo przede wszystkim chodziło mu o to, by opowiedzieć o zagmatwanej relacji rodzinnej. To jego pierwsze w ogóle opowiadanie, na którego pomysł wpadł, odwiedzając w Jerozolimie dziadka w domu seniora. Zachwyciło go poczucie wspólnoty w tym miejscu, niezrozumiałe dla młodszych poczucie humoru, snucie wspomnień, gry w tryktraka.
Sam Gefen bardzo chciał uniknąć typowej służby w wojsku, szkolenia militarnego, wysyłania na front, udało mu się odbyć ją na stanowisku dziennikarza gazety wydawanej przez armię. Odwiedzał różne jednostki i miejsca stacjonowania żołnierzy, pisząc sprawozdania i przeprowadzając wywiady. Bohaterką „Placówki Neptun” jest żołnierka-dziennikarka, która ma przeprowadzić rozmowę z rekrutem – nowym imigrantem, Żydem z Anglii. Zadanie staje się dużo trudniejsze, niż się spodziewała, a ów rekrut, zwany w placówce Korczakiem, okazuje się mieć coś z Kota z Cheshire z „Alicji w krainie czarów”.
I tu wchodzimy na kolejny poziom pisarstwa Gefena. Bo dużo w nim wątków fantastycznych, czasem science fiction, bajkowych, przeplatania rzeczywistości i nierealności. Można pójść za opinią krążącą w sieci, że oto narodził się nowy Etgar Keret, ale bałabym się tej tezy. U Kereta w całej jego wrażliwości i czułości wobec słowa liczy się uwielbienie dla absurdu. A u Gefena chodzi o pragnienie poznania tajników funkcjonowania ludzkiego mózgu, świadomości, emocji. Jeżeli już miałabym porównywać, to większe pokrewieństwo widzę z twórczością Katarzyny Szaulińskiej, z jej opowiadaniami surrealnymi, ale tak skonstruowanymi, że aż rzeczywistymi i niebudzącymi wątpliwości, zebranymi w tomie „Czarna ręka, zsiadłe mleko” (wydawnictwo Filtry; rozmawiałam z autorką w podcaście „Słowo za słowo”). Szaulińska, poza tym, że pisze, jest psychiatrką i psychoterapuetką. Mam wrażenie, że oboje mogliby przeprowadzić ciekawą rozmowę o wpływie storytellingu na naszą świadomość i samopoczucie.
U Szaulińskiej mamy kobietę, która rodzi księżyc, księdza, któremu na genitaliach wyrastają kwiaty, białego chłopca rodzącego się z czarną ręką czy matkę, która nie widzi swojego dziecka. Autorka skupia się na inności, która wcale nie musi oznaczać wykluczenia. Gefen bardziej wchodzi do głów bohaterów. U niego pojawia się firma zajmującą się monitorowaniem i programowaniem snów, nie tylko tych przyjemnych, bo koszmary cieszą się dużym powodzeniem; radio wyłapujące myśli osób znajdujących się w jego zasięgu; spółka z o.o. Sens Życia gwarantująca odnalezienie swojego przeznaczenia; dziewczynka, która, ku niezrozumieniu rodziców, wolała śnić niż żyć na jawie, a gdy spisywała swoje sny, zapełniała notatkami po kilkadziesiąt stron dziennie; podróże międzygalaktyczne i Ajala, która kupiła małą planetę położoną najbliżej Słońca. Wysłali ją tam rodzice, bo żadna terapia nie wydawała się dla córki skuteczna; a także próba zniknięcia przez stworzenie swojego awatara na Facebooku i prowadzenie wymyślonego życia.
Fantastyczna książka, w podwójnym tego słowa znaczeniu. Kolejna dobra lektura na plażę, niekoniecznie jerozolimską, podczas której można pozwolić sobie na przekraczanie granic, które same i sami sobie wytyczamy. Bo kto powiedział, że nie uda się złapać czasu i zamknąć go w butelce?
PS 1
Gefen powiedział, że do pisania pchnęła go m.in. jego podróż po służbie wojskowej. W Izraelu bardzo wiele młodych ludzi po wyjściu z wojska decyduje się na roczną wyprawę, zazwyczaj do Ameryki Południowej lub Azji. On wybrał Nepal, trekking, jednak po kilku miesiącach uznał, że wcale tam nie chce być i poleciał do Hiszpanii, gdzie wędrował szlakiem pielgrzymkowym Camino de Santiago. Potem znalazł się w Norwegii, a tam doszedł do wniosku, że chciałby odwiedzić miejsce pochodzenia dziadka i jego brata, ocalałych z Holokaustu – Litwę. Szukał taniego lotu, najtańszy okazał się do Gdańska. Stwierdził: „Czemu nie?”. Lubił książkę Davida Grossmana „Patrz pod: Miłość”, gdzie w drugiej części bohaterem jest Bruno Schulz, a jego alternatywne losy rozgrywają się właśnie w Gdańsku. Trafił na święto, wszystko było zamknięte, nie znalazł plaży i morza, w którym książkowy Schulz pływał jako łosoś, i rozczarowany udał się do ojczyzny przodków. Brat dziadka lubił opowiadać przedwojenne historie, robił to doskonale, w przeciwieństwie do samego dziadka, który jedynie podsumowywał opowieści brata: „wcale tak nie było”. Ale przecież mogło tak być. I to był impuls dla Gefena.
PS 2
Tym, których interesuje historia Izraela, polecam książkę ogromną, ale będącą bardzo wciągającą lekturą, „Pokój z widokiem na wojnę” Konstantego Geberta (wydawnictwo Agora). Pomaga zrozumieć skomplikowane losy tego niewielkiego kraju, a przy okazji niuanse w opowiadaniach Gefena. W tym roku Izrael obchodzi 70-lecie powstania swojego państwa. Warto sięgnąć.
Iddo Gefen, „Jerozolimska plaża”, tłumaczenie Anna Halbersztat, wydawnictwo Znak
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.