Agnieszka Jelonek maluje najpiękniejszy portret ukochanej osoby, jaki tylko można sobie wyobrazić. Bezkrytyczny, nieoceniający, pełen uwielbienia. Na formę literacką przełożyła nieustępującą tęsknotę za mężczyzną, który zginął w głupim wypadku przeszło dwadzieścia lat temu.
„Gdzie teraz jest? Niech mi wyśle pinezkę. To nie musi być blisko. To może być jakaś reinkarnacja, duch w lampie, cokolwiek, chcę ukierunkować swoją tęsknotę, wlać ją w jakieś koryto, niech się tak nie rozlewa, bo nie wiadomo, jak to ogarnąć” – myśli narratorka i bohaterka. A kilkadziesiąt stron dalej: „Nigdy nie będę mieć dnia wolnego od straty. Ja jestem stratą, nie on. To ja zostałam bez”.
„West Farragut Avenue” jest trzecią powieścią Agnieszki Jelonek, ale drugą po „Koniec świata, umyj okna”, którą pisarka oparła na osobistych doświadczeniach. W pierwszej bohaterka zmagała się z nękającymi ją lękami, atakami paniki, próbowała się z nich „wyleczyć” na różne sposoby. Tym razem autorka przełożyła na formę literacką nieustępującą tęsknotę za ukochanym mężczyzną, największą miłością, który zginął w głupim wypadku przeszło 20 lat temu.
Na początku 2022 roku, przy okazji wydania drugiej książki, „Trzeba być cicho”, Jelonek powiedziała w rozmowie z Dorotą Wodecką („Wysokie Obcasy”): „Kiedy byłam na studiach, umarł mój przyjaciel. Bardzo bliski. Rzuciłam wtedy studia i pracę nauczycielki polskiego dla obcokrajowców i zaczęłam pracować w knajpie. Przez rok żadnej żałoby tylko zabawa. Zorientowałam się, że to nie tłumi mojego smutku i poczucia straty. Wróciłam na uczelnię, skończyłam studia, ale wciąż nie mogłam sobie z jego śmiercią poradzić. Wyjechałam. (…) Żałoby wciąż nie odbyłam i nie wiem, jak do niej wrócić. Może literatura byłaby jakąś drogą?”. Czy pracując nad najnowszą powieścią, autorce udało się odbyć odkładaną żałobę? Prawdopodobnie. Czy udało jej się wlać tęsknotę w jakieś koryto, by się nie rozlewała? Nie wiem.
Historia o wielkiej młodzieńczej miłości
Książkę Jelonek rozpisała na dwie – umowne, bo niepodzielone wyraźnie – części. Pierwszą tka ze wspomnień, które wracają, gdy bohaterka otwiera pudła z listami, zdjęciami sprzed ponad dwóch dekad. Odtwarza pierwsze spotkanie z Drobnym – jak nazywa swego ukochanego – jeszcze w liceum, na klasowej imprezie. Potem drugi raz na domówce studenckiej. „Zakochałam się tak, że wyrwało mnie z butów. Miałam stany lękowe, nie spałam, nie mogłam jeść ani czytać”. Mają po 20 lat. Są lata 90., Polska zaczyna smakować wolny rynek, ale ciągle mocno pachnie komuną. Narratorka trafia na ulotkę o wakacyjnej pracy dla studentów w USA. Aplikuje, wyjeżdża, ląduje gdzieś w głębi kraju. Przez trzy miesiące razem z innymi takimi jak ona – z Europy Wschodniej – pracuje od rana do nocy, szykując posiłki dla amerykańskich dzieci, przebywających na letnich obozach. Drobny robi jej niespodziankę i pewnego dnia przyjeżdża. Mają dla siebie jedną noc. On też załatwił sobie robotę. Spotykają się po lecie i ruszają na swoje wspólne wakacje, szlajają się pociągami po kraju, zachłystują Ameryką, zwłaszcza on. Gdy wracają do Polski, zamieszkują razem, ale Drobny marzy, by wrócić do Stanów. Związek się sypie. Jest rok 2000. W styczniu on wyjeżdża. Ona szaleje z miłości i tęsknoty. 16 listopada Drobny pali papierosa w otwartym oknie domu przy West Farragut Avenue w Chicago, wypada z niego, ginie. Ona leci do Ameryki, taka jest decyzja jego rodziców, ma dowiedzieć się, co się stało, i przywieźć urnę z jego prochami.
W drugiej części powieści, dziejącej się aktualnie, narratorka-autorka-bohaterka informuje rodziców Drobnego i parę bliskich osób, że zamierza napisać książkę o Drobnym, o jego śmierci, o pustce po nim. Bohaterka wraca do Chicago, na West Farragut Avenue. Wraca z natrętną i prześladującą myślą, że gdyby wtedy nie natknęła się na tę cholerną ulotkę, gdyby nie pojechała do pracy do USA, on by jej nie odwiedził, nie poznał Ameryki, nie wróciłby tam i nadal by żył. Gdyby, gdyby – to chyba najczęstsze słowo, które pada podczas żałoby.
Najpiękniejszy portret ukochanej osoby
Jelonek fabułę – historię miłosną i bezpowrotną utratę miłości, wypite litry alkoholu, podróże do Ameryki i przez Amerykę – zgrabnie przeplata głosem jakby z offu: autorki, pisarki, która zmaga się ze swoim materiałem literackim, pracą nad książką, lękami temu towarzyszącymi. Mam wrażenie, że konstruując każde zdanie, próbuje się na nim oprzeć, jak na czymś stałym, wczepić się w rzeczywistość, by sny i marzenia o „odumarciu” Drobnego zeszły na dalszy plan. Może dlatego uparcie szuka porównań w filmach, serialach i książkach, które by pozwoliły jej lepiej pojąć własne doświadczenie. Jakby chciała znaleźć precedensy, dowodzące, że znajdzie rozwiązanie, jak amerykańscy prokuratorzy czy obrońcy, poszukujący podobnych zbrodni do tych, którymi się zajmują, dawnych spraw, zapisanych w aktach. Na przykład: „Wszędzie powiewają amerykańskie flagi, wydaje się, że to serial jakiejś platformy, że właśnie odnowiłam subskrypcję i mam dostęp do całego katalogu wrażeń”. Albo: „Przypomina mi się książka Nunez o dogu arlekinie [Sigrid Nunez, „Przyjaciel”, przekład Dobromiły Jankowskiej, wyd. Pauza – przyp. aut.], któremu umarł właściciel, i chciałabym, żeby Sigrid tu była i powiedziała mi, że dobrze robię. W ogóle niech ktoś mi powie, że dobrze robię. Nie, nikt ci nie powie, że robisz dobrze. Na tym polega dorosłość, że się zostawia człowieka z tymi wszystkimi decyzjami i konsekwencjami. Czasem chciałabym dokonać apostazji z dorosłości, przysięgam”.
To świetna książka, i wcale nie tkliwa, nie ma budzić współczucia czy żalu. Raczej jest w niej dużo złości, niezgody i bezradności. Czytając ją, jakby echem odbija się co chwilę w narracji zdanie Sándora Máraia, które autorka cytuje na wstępie: „I ten, kto kogoś przeżyje, zawsze pozostanie zdrajcą”. Bo co z tego, że śmierć jest oczywista, a straty doświadcza każda osoba, która zostaje. Ten fakt wcale nie przynosi ulgi i zrozumienia. Nie polepsza samopoczucia.
Narratorka odkrywa przed nami swoją historię, jesteśmy świadkami jej wielkiej miłości, jej straty i żałoby, którą w taki, a nie inny sposób po wielu latach postanowiła odbyć. Maluje najpiękniejszy portret ukochanej osoby, jaki tylko można sobie wyobrazić. Bezkrytyczny, nieoceniający, pełen uwielbienia. Chce, byśmy tak Drobnego zapamiętali.
W bonusie Jelonek dorzuca fantastyczne migawki z Ameryki lat 90., obrazki zapamiętane oczami dwudziestolatków, chłonących życie, chcących „pozbyć się polskiego obciachu”, przepuszczających zarobione dolary na amerykańskie marzenie. Wyjątkowo to smakowite kęsy.
Agnieszka Jelonek, „West Farragut Avenue”, wydawnictwo Cyranka
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.