Zofia Turowska kreśli portret niezwykłego człowieka i wybitego artysty. W drobiazgowo udokumentowanej biografii pokazuje też, jaki Gustaw Holoubek był poza sceną. To lektura, która pozwoli zrozumieć, dlaczego aktor nawet we wspomnieniach wzbudza respekt.
Gustaw Holoubek od dziecka budził we mnie respekt. Nie zliczę, ile razy słyszałam od taty o jego wspaniałej roli Gustawa-Konrada w „Dziadach”, o Wielkiej Improwizacji recytowanej z młodzieńczym żarem w kompletnej ciszy Teatru Narodowego w Warszawie. A szło o „te” przełomowe „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, których zawieszenie przez Ministerstwo Kultury i Sztuki z dniem 1 lutego 1968 roku (bo według I sekretarza Władysława Gomułki były „nożem w plecy przyjaźni polsko-radzieckiej”) zapoczątkowało studenckie rozruchy.
Potem obejrzałam film Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego z 1964 roku „Prawo i pięść”, w którym potwierdziła się szlachetność Holoubka. Jako Andrzej Kenig okazał się jedynym sprawiedliwym wśród szóstki mężczyzn wysłanych po wojnie na Ziemie Odzyskane, do miasteczka, w którym mieli zaprowadzić porządek, zorganizować życie dla napływających ze wschodu przesiedleńców. Tymczasem wszystkich, poza nim, interesował tylko szaber. Holoubek stał się w moich oczach pięknym blond szeryfem – choć już ciut przygarbionym – do tego nosił się też pięknie: miękka, bawełniana koszula z dwiema kieszeniami, spodnie co prawda podarte, ale wygodne, w świetnym fasonie.
No i Gustaw Holoubek na żywo, starszy o kilka dekad, jeszcze bardziej przygarbiony. Pracowałam wtedy w wydawnictwie przy ulicy Wiejskiej, więc mogłam go podglądać podczas obiadów w kawiarni Czytelnika. Siedział zawsze przy tym samym stoliku, razem z Tadeuszem Konwickim i Januszem Głowackim. Zawsze patrzyłam na niego jak na mistrza, niemal wieszcza.
Te wszystkie wspomnienia wróciły podczas lektury właśnie wydanej biografii Holoubka autorstwa Zofii Turowskiej. Mam wrażenie, że autorka ma podobny jak mój stosunek do swojego bohatera. Bowiem dowiaduję się, że od dziecka Holoubek był niezwykłym, zdolnym, dzielnym, romantycznym człowiekiem. Zdolnym i niezwykłym – nie trzeba wyjaśniać. Dzielnym, bo w wieku 16 lat w czasie wojny trafił do niemieckiego obozu jenieckiego, wrócił do domu chory na gruźlicę, z nawrotami choroby zmagał się przez dekady. Nie użalał się: „Nigdy się nie skarżyłem, czasami nawet nie ujawniałem mego cierpienia. Uważałem bowiem i uważam, że jest to jałowa demonstracja, która tylko narusza spokój otoczenia, a nie wywołuje prawie żadnego współczucia – może z wyjątkiem najbliższych. Mam więc swój sposób na cierpienie. Otóż odkryłem, że oprócz podejmowania prób jego uśmierzania trzeba uświadomić sobie rzecz według mnie podstawową: należy się go pozbyć, żeby móc wypełnić plan życia. Należy się go pozbyć, bowiem żyją wokół mnie ludzie, którym mogę wiele dać (…)”.
Jak to więc było dawaniem u Holoubka? Turowska przywołuje każdy spektakl, każdy film z najdrobniejszymi szczegółami – książka jest wyczerpującym kompendium dokonań aktora. Bowiem na scenie dawał z siebie wszystko, to pewne. Filmu nie traktował do końca poważnie, ale też trudno mu zarzucić, że brał się za rzeczy błahe.
Ale jak toczyło się jego życie poza sceną i planem? Czy anioła dotyczy jakaś codzienność, rutyna? A jednak. Był ojcem trójki dzieci, każde z inną żoną (tu potwierdza się z pewnością jego romantyczność). Autorka przywołuje relacje córek, z których wynika, że nie dawał im dużo czasu i uwagi. „Był ojcem od święta, chodził ze mną na spacery, dostałam od niego pierwsze, wymarzone, czerwone dżinsy, zabierał mnie i siostrę Ewę na wyścigi konne, na lody, do teatru, na wakacje do Zakopanego i Bukowiny, widywałam się z nim na moje urodziny, na Wigilię, prezenty przynosił… Nie bierze jednak udziału w moim wychowaniu. (…) Miał trochę wobec nas wyrzuty sumienia, ale mówił, że nas kocha” – opowiada Magdalena Holoubek-Szabo. Starsza siostra, Ewa Holoubek-Laskowska dodaje: „Nie czuję żalu do ojca. Bardzo go kocham. Zaczęłam jeździć konno, żeby uciec od mało szczęśliwego dzieciństwa. Tato mówił z przestrachem: Ty chyba nie zostaniesz dżokejem? Mało rozmawialiśmy, nie było między nami otwartości”. Z książki wynika, że ciut inaczej układały się relacje Holoubka ojca z synem Janem. Zapewne o wiele gęściej i lepiej. Choć aktor ciągle był zajęty i wychowanie spoczywało głównie na mamie, Magdalenie Zawadzkiej, to: „Ojciec miał w sobie spokój, był mądry, czuły i kochający, chciał mi to przekazać”.
Przy wspomnieniach Jana z dzieciństwa niespodziewanie trafiłam na dygresje o moim obecnym szefie, redaktorze naczelnym „Vogue Polska”, Filipie Niedenthalu. Od małego byli sąsiadami na warszawskim Mokotowie i przyjaźnili się. Nie mogę sobie odmówić przytoczenia dwóch cytatów: „Jeszcze nie wiemy, że mamy za sąsiadów małżeństwo Holoubków, podwórka naszych kamienic sąsiadują ze sobą przez śmietnik. Maja Lipowska, z którą się przyjaźnimy, a dzięki której nasz syn, pięcioletni Filip, poznaje się z o rok młodszym Jankiem Holoubkiem, zauważa: Tak blisko mieszkacie i nie znacie rodziców Jasia? Któregoś jesiennego dnia zaprowadziłam Filipa do Jasia. Otwiera mi Gustaw Holoubek (…). Zaczynamy wymieniać się opieką nad dziećmi, a Gustaw i Magda wrastają w nasze życie. Jesteśmy spoza środowiska aktorskiego i czujemy się wyróżnieni tą znajomością, która – podobnie jak przyjaźń między naszymi synami – przeradza się w trwałą przyjaźń między rodzicami” – opowiadają Karolina i Chris Niedenthalowie. A Chris dodaje: „Jaś i Filip są nierozłączni. Filip nawet (za specjalnym pozwoleniem) obchodził swoją pierwszą komunię dwa razy, żeby za drugim razem uczestniczyć w tej ceremonii co Jaś”. No proszę, ciekawe, czy podwójna pierwsza komunia daje jakieś chody tam na górze?
Muszę wyrazić podziw dla autorki, jej cierpliwości, wytrwałości i nieodpuszczania szczegółów. Zofia Turowska dotarła do dokumentów, wcześniej niepublikowanych archiwaliów. Wyobrażam sobie, że obejrzała wszystkie spektakle i filmy, odsłuchała i przeczytała wszelkie wywiady i publikacje o Gustawie Holoubku. Bibliografia do biografii wielkiego aktora zajmuje 14 stron zapisanych drobnym maczkiem. Chapeau bas!
* Zofia Turowska, „Gustaw. Opowieść o Holoubku”, wydawnictwo Marginesy
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.