Precyzyjnie skonstruowane zdania, w punkt dobrane słowa pozwalają odkrywać bohaterki i bohaterów, ale mamy w tej prozie również rozważania o żałobie, stracie, wieczności, wybrzmiewają w opowiadaniach Keff pragnienie życia oraz bunt przeciw nierównościom.
Lektura prozy pisanej przez poetkę to podwójne doświadczanie literackiego tekstu. Fabuła i język grają w nim w duecie. Choć język ma więcej partii solowych. Bo to precyzyjnie skonstruowane zdania, w punkt dobrane słowa pozwalają odkrywać bohaterki i bohaterów, ich myśli, rozedrgania; akcja się dopasowuje, jest jakby scenografią – jak najbardziej istotną. Powtarzam się zapewne, bo podobnie musiałam pisać przy recenzowaniu „Białych nocy” Urszuli Honek. Trudno, zawsze prozę poetek odbieram dotkliwiej.
Tym razem chciałabym polecić opowiadania doświadczonej poetki, eseistki, feministki Bożeny Keff, zebrane w tom „Nieśmiertelny”. To jej pierwsza wydana książka fabularna – jak czytam na tylnej okładce – choć niektóre opowiadania powstały wiele lat temu, a na potrzeby tego zbioru autorka przygotowała nowe ich wersje.
Najstarszym jest „Moje serce”, Keff napisała je w 1996 roku. Bohaterką i narratorką (choć w trzeciej osobie) jest pieska Ada, która przygląda się ludziom, nazywając ich homomałpami. Opiekunami Ady są żeńska małpa Ady i męska małpa Ady, a jej kolegi Maksa – żeńska małpa Maksa. Małpy mają swoje sprawy, ale sprawy Ady, jak choćby bieganie za ptakami, których się nie dosięgnie, są bardziej zajmujące.
Ta żartobliwa i ironiczna historyjka, która została umieszczona na samym końcu, ma swoją kontynuację w tytułowym opowiadaniu „Nieśmiertelny” (oryginalnie z 2008 roku), znajdującym się w środku tomu (przewrotna kolejność utworów wyznacza książce nieoczywisty rytm, radzę więc czytać po kolei). „Nieśmiertelny” jest opowieścią filozoficzną, której punktem wyjścia jest śmierć piętnastoletniej Ady, a narratorka opłakująca ukochaną pieskę podejmuje rozważania o żałobie, stracie, śmierci i wieczności: „Nie można sobie wyobrazić nieistnienia z punktu widzenia istnienia i świadomości”. Jako ateistka przygląda się obietnicom wieczności, deklarowanym przez religie. Ale czy wizja nieśmiertelności oswaja człowieka ze śmiercią? „Cóż, ja niczego nie podpisywałam. Ten kontrakt mnie nie dotyczy. Nie przyjmowałam śmierci do wiadomości, nie było umowy wiązanej. (…) Monoteizm zdemokratyzował nieśmiertelność i potem już coraz hojniej rozdawano wiekuistą chwałę i światło. Gdy tylko ludzie zdobyli się na taki koncept, znieśli śmierć – odtąd każdy był skazany na wieczne istnienie, w piekle, w niebie lub czyśćcu. W każdym razie śmierć przestała oznaczać ostateczną granicę, co nie znaczy, że ludzie ją polubili”. A dalej narratorka zauważa: „Oczywiście, wraz z językiem nabywamy poczucia, że jesteśmy w jakiś sposób dwoiści. Dusza i ciało, świadomość, umysł i reszta. Jeszcze nigdy język nie rozwijał się w kulturze, która uważałaby śmierć za wydarzenie nieprzekraczalne. (…) Nigdy dotychczas nie zmierzyliśmy się, jako ogół ludzi na planecie, ze śmiercią jako faktem nieodwracalnym”.
Keff opisuje patriarchalną tradycję, której nie daje się przełamać
Śmierć, powidoki Zagłady, lęk przed rzeczywistością, ale też pragnienie życia, bunt przeciw nierównościom to motywy przeplatające się w pozostałych opowiadaniach. W większości łączy je Marzanna, poetka, Żydówka, od pewnego momentu zamężna z katolickim Polakiem, a co za tym idzie, zmuszona siadywać przy jednym stole z jego krewnymi, wygłaszającymi bezwiednie lub „wiednie” antysemickie komentarze. W pierwszych trzech historiach Marzanna jest główną bohaterką, możemy ją śledzić z boku, w dalszych pojawia się jako narratorka, poznajemy jej zbuntowane i niespokojne myśli już bezpośrednio płynące z jej głowy. Autorka pozwala sobie na eksperyment i dwie opowieści toczą się w tym samym czasie, tego samego lata, na tym samym dusznym strychu – pierwsza pisana w trzeciej osobie, druga w pierwszej – w książce są oddalone od siebie o kilka rozdziałów.
Akcja opowiadań rozgrywa się w PRL-u, w latach 60., 70., 80. Keff rozbiera Polskę na kawałki, opisuje jej podziały, niepokoje, patriarchalną tradycję, której nie daje się przełamać, jakby była najlepszego gatunku betonem. Ale też odmalowuje jej barwy, tak jak tylko umie poetka: „Bogowie – powiedziała Marzanna – ziemia jak szara płyta, domy jak szary kłąb, a niebo jak druga szara płyta; polski sandwich, posmakuj szarości! Tu potrzeba czerwieni, żółci, turkusu, życia tu potrzeba…!”. Marzanna nieustająco łudzi się co do ludzi, co do męża Romana, który widzi ją jakby wiecznie zamazaną, niewyraźną, tak że czasem mu jej istnienie umyka; nawet co do Bruna, przyjaciela, którego ojciec zginął w powstaniu w getcie, matka rodziła go w jakiejś norze – polskiej, dobrze opłaconej, a Bruno przeobraził się w latach 80. we wzorowego polskiego patriotę i orędownika Kościoła katolickiego. Marzannę bowiem wypełniają potrzeba sprzeciwu, buntu, wywrócenia patriarchalnego i zabobonnego świata, ale jednocześnie wielkie pragnienie umiłowania życia. Jego nieskończoności, którą można by uzasadnić.
A jakby podstępem Mojrom, greckim siostrom, które wyplatają ludzkie losy, podmienić ich nici na fałszywe, podróbkę? „Nawiniemy tę nić istnienia na kołowrotek i już się będzie zawsze nawijała, a one sobie przędą nić bawełnianą chińską czy z Indii czy z Łodzi i wszyscy odtąd żyją wiecznie albo niemal wiecznie. Ludzie jednak musieliby się zająć produkcją bawełny, żeby podsuwać tę fałszywą nić, ale to da się zrobić” – podsuwa Marzanna pomysł dzieciom.
Bożena Keff, „Nieśmiertelny”, wydawnictwo Filtry
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.