Modern Wine Club oferuje wina z całego świata z dostawą do domu. Dla założycieli firmy, Jowity Michniowskiej i Marka Datkuna, własny biznes był spełnieniem marzeń i życiową rewolucją. Nam opowiedzieli, czego to doświadczenie nauczyło ich o pracy, miłości i samych sobie.
Na pytanie: „jakie wina lubisz?”, można udzielić wielu różnych odpowiedzi. Jedni powiedzą, że wolą białe od czerwonych, wytrawne od słodkich, a pomarańczowe od musujących. Bardziej wtajemniczeni dodadzą, że preferują te francuskie od włoskich, a hiszpańskie od niemieckich. Natomiast prawdziwi pasjonaci uzupełnią ten opis konkretnymi markami, regionami i szczepami. Liczba możliwości może przyprawić o zawrót głowy. Z myślą o tych, którzy dopiero odkrywają bogactwo winiarskiego świata lub zwyczajnie nie są w stanie spamiętać wszystkich łacińskich nazw na etykietach, powstał Modern Wine Club.
Modern Wine Club: Netflix dla win
Pomysł nazywany „Netfliksem dla win” jest genialny w swojej prostocie. Po wypełnieniu krótkiego quizu portal dobierze wina do naszych unikalnych preferencji – nawet jeśli nie wiemy, jakie one są. Choć pytania mogą się wydawać nieoczywiste (np. „Nie zważając na kalorie, chcesz poprawić sobie humor ulubioną czekoladą. Jaką wybierasz?”), trafność sugestii jest niesamowita. W przeciwieństwie do klasycznego sklepu z winami, MWC oferuje subskrypcję, dzięki której pod nasze drzwi co miesiąc trafi selekcja najlepszych win. Co więcej, członkowie klubu Modern Wine Club mogą także liczyć na przystępniejsze ceny i porcję ciekawostek z winnego świata.
Twórcami firmy są Jowita Michniowska i Marek Datkun, para w życiu i w biznesie. Choć na Zoomie zdzwaniamy się po całym dniu pracy, oboje natychmiast zarażają mnie entuzjazmem. O MWC mówią z taką samą pasją, jak dwa lata temu, gdy stawiali pierwsze kroki. Z perspektywy czasu przyznają, że wtedy nie wiedzieli jeszcze, na co się piszą. Ostatecznie zgodnie przyznają, że ich wspólny projekt nauczył ich bardzo wiele o biznesie, miłości i sobie samych. Najlepszy dowód na to, że można być partnerami i wspólnikami jednocześnie? Połyskujący pierścionek zaręczynowy, który Jowita prezentuje z szerokim uśmiechem.
Jak długo dojrzewał w was pomysł na Modern Wine Club?
Jowita Michniowska: Oboje zawsze marzyliśmy o własnych biznesach, niekoniecznie wspólnych. Okazja nadarzyła się w czasie pandemii. Zamknięci w domach, zaczęliśmy przerzucać się pomysłami na przyszłe projekty. Pewnego dnia zadzwonił do nas zaprzyjaźniony importer wina z pytaniem, czy nie chcemy zamówić od niego kilku butelek z dostawą do domu. Zamknięcie restauracji odebrało mu główne źródło dochodu. Aby przetrwać, postanowił wyprzedać swój towar. Od razu zamówiliśmy dwa kartony, zaczęliśmy też pytać bliskich i znajomych. Okazało się, że wszystkim spodobało się to rozwiązanie. Przy okazji odkryliśmy również, że większość osób nie wie, jakie wina lubi. Szczególnie gdy mają tak duży wybór. Tak pojawił się pomysł na platformę, która nie tylko oferuje dobre wina z całego świata, ale również podpowiada, jak znaleźć swoje ulubione. Tak narodził się Modern Wine Club.
Marek Datkun: Od początku wiedzieliśmy, że nie będzie to zwyczajny e-commerce w formie wirtualnej półki z winami. Zależało nam na estetycznej oprawie, prostym, humorystycznym przekazie i przystępnym języku. Przygotowując się do pracy, zaczęliśmy od szeroko zakrojonego researchu. Za granicą działało już kilka podobnych konceptów, a ich możliwości zrobiły na nas ogromne wrażenie i tylko utwierdziły nas w naszej decyzji.
Jak dokładnie działa MWC?
J.M.: Sercem MWC jest nasz quiz. Stworzyliśmy go z pomocą zaprzyjaźnionych importerów i producentów win, z którymi chcieliśmy współpracować. Quiz składa się z kilku prostych pytań, które pomagają użytkownikom określić preferencje smakowe, a my na ich podstawie dobieramy właściwe wina. Po dwóch latach możemy śmiało powiedzieć, że nasi klienci kochają ten quiz i trafność naszych sugestii. Zdarza się, że dostajemy wiadomości w stylu: „Nigdy nie lubiłem wytrawnych win. Dzięki wam się do nich przekonałem. Dzięki!”.
M.D.: To świetny sposób, żeby zgłębić swoje preferencje, przy okazji poznając tajniki winiarskiego świata. Na rynku działa wiele firm skierowanych do profesjonalistów i pasjonatów. MWC powstało z myślą o osobach, które nie są ekspertami w tej dziedzinie, ale cenią dobre wina w przystępnej cenie, oraz tych, które dopiero zaczynają swoją przygodę z winem.
J.M.: MWC ma pełnić również funkcję platformy edukacyjnej. Chcemy dzielić się wiedzą na temat win, ich producentów i historii, a także tego, jak je przechowywać, jak odróżnić różne typy win od siebie i z czym je podawać. Dla nas to ogromna frajda móc dzielić się tym, czego sami się nauczyliśmy. Nie jesteśmy sommelierami, bo zależy nam, żeby zachować perspektywę naszych klientów. Tym sposobem sprzedajemy nie tylko wina, ale również doświadczenie, wiedzę i komfort.
Komu zawdzięczacie biznesowe zacięcie?
J.M.: Moi rodzice prowadzili własne firmy, więc od dziecka byłam przekonana, że chcę podążyć ich śladem. Podobało mi się to, że moja mama mogła pracować z każdego miejsca świata, nawet jeśli przez większość czasu nie rozstawała się z laptopem. Była własną szefową i świetnie się odnajdywała w tej roli. Myślę, że to jej zawdzięczam mój przedsiębiorczy gen. To ona nauczyła mnie ciężko pracować, wychodzić z inicjatywą, rzucać sobie wyzwania. Dzięki temu zdobywałam się na odwagę, by wyjechać, i przez lata zdobywałam doświadczenie w agencjach kreatywnych w Londynie, Paryżu i Warszawie. Szybko pięłam się po szczeblach kariery i szybko doszłam do wniosku, że czas zacząć pracować dla samej siebie.
M.D.: U mnie wyglądało to zupełnie inaczej. Mój tata pracował na pełen etat, a mama zajmowała się domem. Mimo to dorastając, czułem w sobie pociąg do działania, wychodzenia ze strefy komfortu. Na dodatek jestem niereformowalnym people pleaserem (śmiech). Uwielbiam sprawiać ludziom radość i skakać wokół nich. Pewnie dlatego przez blisko dekadę pracowałem w gastronomii. Wiele się tam nauczyłem. Jowita śmieje się, że jestem chodzącym Excelem. Ale prawda jest taka, że kluczem do sukcesu jest dziś umiejętne wykorzystanie technologii. Spędziłem wiele dni (i nocy), czytając książki, oglądając filmy na YouTubie i ucząc się wszystkiego od podstaw.
Jak wyglądały pierwsze miesiące pracy nad własnym biznesem?
J.M.: Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to znacznie bardziej skomplikowane zadanie, niż to sobie wyobrażaliśmy (śmiech). Pozytywne przyjęcie naszego konceptu utwierdziło nas jednak, że to projekt, który ma przyszłość. Dlatego zaangażowaliśmy się w ten projekt całymi sobą i zainwestowaliśmy w niego całe nasze oszczędności. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, a potem uczyliśmy się na swoich błędach.
M.D.: Chociaż pracowaliśmy przy wielu różnych projektach, to wiedza i doświadczenie, które zdobyliśmy dzięki MWC, są dla nas bezcenne. Jak na przykład fakt, że w biznesie ważniejsze od naszych przekonań są twarde dane. To być może mało romantyczna wizja, ale ostatecznie wino, które sprzedajemy, nie jest dla nas, tylko dla klientów i to pod nich dobieramy naszą ofertę. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że pod danymi kryją się potrzeby prawdziwych ludzi, a to zdecydowanie bardziej ekscytująca perspektywa.
J.M.: Staramy się słuchać naszych klientów i pozostawać z nimi w kontakcie. Dlatego rok po starcie MWC spotkaliśmy się z naszymi najwierniejszymi klientami i zapytaliśmy ich, co im się podoba, czego im brakuje, co chcieliby zmienić. Ich insight był dla nas bardzo cenny.
Wygląda na to, że jesteście zgranym duetem.
M.D.: Świetnie się uzupełniamy. Jowita jest ekspertką od budowania marki, marketingu, PR-u, ja odpowiadam za tematy winno-operacyjne. Dzięki temu nie wchodzimy sobie w drogę, a zarazem bardzo sobie ufamy.
Ile czasu spotykaliście się, zanim zaczęliście razem pracować?
J.M.: Rok. Po kilku miesiącach randek postanowiliśmy razem zamieszkać, później adoptowaliśmy psa, którego nazwaliśmy, nomen omen, Korek – to trzeci założyciel MWC. Niedługo później zaczął się lockdown, a my zaczęliśmy się wkręcać w świat win.
Czy wspólna praca miała wpływ na wasz związek?
J.M.: Pierwszy rok był dla nas bardzo ciężki. Ilość stresu, konieczność podejmowania trudnych decyzji, czas, który musieliśmy zainwestować w MWC, nas przytłoczyły. Kompletnie zatraciliśmy równowagę między życiem osobistym a zawodowym. Nawet gdy sporadycznie gdzieś wyszliśmy, cały czas mówiliśmy o pracy. Musieliśmy być w tym czasie nieznośni. Potrzebowaliśmy prawie roku, żeby sobie uświadomić, że to nie jest okej i jak negatywny wpływ ma to na nas i naszą relację.
M.D.: Budując biznes, nawet we dwójkę, można poczuć się bardzo samotnym. W Polsce nikt nie uczy nas bycia przedsiębiorcą – od prowadzenia firmy, przez księgowość i podatki, aż po higienę pracy, jak znaleźć czas dla siebie i bliskich. A jeśli prowadzisz z bliską osobą ten biznes, to jak z nią o nim rozmawiać, rozwiązywać konflikty itd. My tego wszystkiego musieliśmy nauczyć się sami. Aby odzyskać równowagę, zaczęliśmy bardziej dbać o siebie, chodzić na terapię i na siłownię. Zauważyliśmy, że w momencie, kiedy zaczęliśmy stawiać wyraźne granice między życiem i pracą, do głowy zaczęły przychodzić nam najlepsze pomysły.
Wygląda na to, że jesteście w bardzo dobrym miejscu.
J.M.: Niedługo po starcie MWC czułam się kompletnie wypalona. Jestem overachieverką. Dopiero na terapii zrozumiałam, że długo budowałam moje poczucie wartości na zawodowych dokonaniach. Teraz nad tym pracuję. Marek też jest totalnie typem pracoholika. Czasem muszę go stopować, bo inaczej spędziłby całą dobę przy komputerze. Paradoksalnie bardzo pomogła nam również decyzja o pracy poza MWC. Pół roku temu założyłam własną agencję kreatywną Behind the Brand, a Marek zaczął pracować w dużym start-upie. To pomogło nam odzyskać równowagę. Musimy się jeszcze wiele nauczyć, ale jesteśmy gotowi na nowe wyzwania.
Nad czym pracujecie teraz?
M.D.: MWC przerosło nasze oczekiwania, więc skupiamy się na budowaniu zespołu. Nie jest to proste. Chcemy zrobić to bardzo świadomie i uniknąć pułapki, w którą wpada wiele start-upów. To dynamiczna branża, więc po kilku udanych miesiącach zdarzają się te gorsze. Tym sposobem po fazie intensywnego budowania zespołu trzeba później zwalniać pracowników, bo brakuje budżetu na zapewnienie im godnej pensji. My chcieliśmy zrobić to odwrotnie i stworzyć biznes, który przynosi zyski, a dopiero wtedy zatrudniać ludzi.
J.M.: Jesteśmy również na etapie szukania inwestorów. Jeśli otrzymamy finansowanie, będziemy mogli rozbudowywać naszą edukacyjną działalność, która będzie towarzyszyła subskrypcji. Chcemy, żeby z każdym kolejnym zamówieniem nasi użytkownicy otrzymywali garść praktycznej wiedzy i ciekawostek ze świata win. Z rozmów z naszymi klientami narodził się również pomysł, żeby wyjść do nich offline’owo, np. w ramach różnego typu wydarzeń. Mieliśmy propozycję uruchomienia stacjonarnego sklepu, ale odmówiliśmy. Wirtualna platforma pozwala nam pracować z każdego miejsca na Ziemi. Ostatni miesiąc spędziliśmy w Portugalii. Marzą się nam za to sezonowe pop-upy.
Co robicie w wolnym czasie?
J.M.: Marek chodzi na siłownię, saunę i basen. Sauna to jego sanktuarium. Ja wolę jogę, pilates i jazdę na rowerze. Razem spacerujemy z Korkiem i kochamy gotować. Najlepiej dla znajomych. Dużo czytamy – Marek książki poradnikowe i technologiczne, a ja te o relacjach międzyludzkich.
Lato zbliża się wielkimi krokami. Na jakie winiarskie trendy warto zwrócić uwagę w tym sezonie?
M.D.: Od pewnego czasu testujemy beczkowe wina o „okrągłych”, maślano-brioszkowych nutach. Na każdą okazję sprawdzą się również mocno wytrwane bąble oraz zyskujące na popularności wina z nieoczywistych kierunków, jak Słowenia i Anglia. Warto też zainteresować się polskimi winiarniami, których z roku na rok przybywa.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.