Choć ledwie skończyła 25 lat, w Berlinie ma już wyrobioną markę. Na jej Obiady Czwartkowe przychodzą artyści, bon-vivanci i biznesmeni. Największym talentem Julii „Bosskiej” Przybory, twórczyni popularnego polskiego klubu kolacyjnego, wydaje się goszczenie i błyszczenie.
Wnuczka Marty, modelki i spikerki. Prawnuczka Jeremiego, słynnego poety, pisarza, satyryka, aktora i współzałożyciela „Kabaretu Starszych Panów”. Julia Przybora – przez całe niemal dorosłe życie posługująca się pseudonimem „Bosski” – szybko odnalazła w sobie artystyczne powołanie. Jednak atmosfera stołecznych artystyczno-kulturalnych kręgów, w których zaczęła się obracać po skończeniu liceum, równie prędko jej obmierzła. Jak sama deklaruje, przejrzała to środowisko wylot. – Po kilku miesiącach wiedziałam już dokładnie, kto z kim sypia, i miałam dość – śmieje się 25-latka, która wymyśliła wówczas, że wyjedzie do Berlina na stałe.
Bywała tam co roku niemal od maleńkości, zabierana przez mamę na przedświąteczne zakupy. Julia zaryzykowała, po pewnych perturbacjach związanych z pierwszą pracą au-pair – rodzina, która miała na nią czekać, okazała się poważnie dysfunkcyjna, a nieznajomość niemieckiego nie pomagała w komunikacji – zaczęła tam studia. Jej berliński los szybko splótł się jednak nie z akademią, lecz z polską kuchnią.
– Nie miałam dotąd wiele wspólnego z gotowaniem – wspomina Julia. Choć nie ukończyła żadnej formalnej edukacji gastronomicznej, przesiąkła kulturą kulinarną w rodzinnym domu, gdzie przy stole, nad pysznymi daniami, zaczynały się i kończyły wszystkie ważne rozmowy. Po pewnym czasie spędzonym w Berlinie Julia zorientowała się, że polskie tradycje wciąż postrzegane są na Zachodzie bardzo stereotypowo. Postanowiła więc zmierzyć się z tą polskością, a przy okazji skonfrontować z problemami z jedzeniem: jako nastolatka borykała się też z anoreksją.
Wraz z przyjacielem urodzonym w Warszawie, ale wychowanym w Berlinie wystartowali z klubem kolacyjnym Obiady Czwartkowe w listopadzie 2013 roku. Z początku zmieniający chętnie lokalizację salon kulturalno-kulinarny gromadził przede wszystkim znajomych, tęskniących za domowym, polskim jedzeniem. Z czasem jednak zaczęło być o nim głośno także w innych kręgach. Dziś jako o fenomenie rozpisuje się o nim nie tylko prasa niemiecka („Der Tagesspiegel”, „ExBerliner”), lecz także np. kulinarna sekcja Munchies globalnego konceptu prasowo-internetowego „Vice”, czy serwis promujący polską kulturę zagranicą Culture.pl.
Przez pięć lat istnienia pod szyldem Polish Thursday Dinners gotowali już utalentowani kucharze nie tylko z Niemiec i Polski, lecz także np. mieszkający w Berlinie Izraelczyk Itay Novik, który eksplorował połączenia między współczesną kuchnią izraelską a polską, czy południowo-afrykańska kucharka i weganka Karoline Kristen, która w rodzinnym Cape Town prowadzi roślinne kulinarne pop-upy. W tym czasie nie zmieniło się tylko jedno: osoba inicjatorki i gospodyni. Obiady przerodziły się za to w rozpoznawalny w całym Berlinie cykl wydarzeń, z rotującą grupą mocnych osobowości u kulinarnych sterów (np. Jeanem Cohenem, właścicielem gwiazdkowego Bandol Sur Mer). Przewrotnie uczyniły z Julii, tak zmęczonej polskością w momencie przeprowadzki do Niemiec, symbol nowego pokolenia kosmopolitycznej emigracji znad Wisły.
Gościnność jest sexy
Bosski nadaje się do tej roli jak mało kto – jej funkcja podczas Obiadów streszcza się w czterech słowach: gospodyni, ozdoba, główna atrakcja. Wiele z comiesięcznych odsłon salonu uświetnia bowiem występ jej jazzowego duetu Bosski&Gall. – Choć Obiadom towarzyszyły często wystawy i różnego rodzaju występy, moim głównym celem jest jednak to, by goście czuli się zaopiekowani, nieanonimowi – tłumaczy sprawczyni zamieszania. Julię nauczyły tego doświadczenia z innych klubów kolacyjnych, których idea oczarowała ją zaraz po przeprowadzce do Berlina. Szybko zorientowała się jednak, że płacąc za to doświadczenie często podobne pieniądze, co w tradycyjnej gastronomii, gość bywa pozostawiony sam sobie. – Czym w takim razie wyjście na taką kolację, przygotowaną bądź co bądź przez amatorów, miałoby się różnić od wizyty w restauracji? – pyta retorycznie.
Julia bardzo się stara zaświadczać sobą o istnieniu mitycznej polskiej gościnności i porozmawiać choć przez chwilę z każdą z kilkudziesięciu już osób, które każdorazowo zjawiają się na Obiadach. W integracji wydatnie pomaga, a jakże, inny atrybut polskości: wódka. Przy okazji Obiadów Czwartkowych Julce udało się nawet wylansować autorskiego drinka, nazwanego na zachętę Sex on the Grass i złożonego z żubrówki, toniku i rozmarynu. A niedawno wymyśliła, że czas na nową inicjatywę, Bosski Bar Nights, gdzie będzie serwować tylko polskie alkohole i drobne przekąski , którym towarzyszyć będzie muzyka puszczana przez polskich didżejów. Aktualnie poszukuje interesującej przestrzeni, gdzie mogłaby urządzać swoje brewerie.
Nowa polskość
Julia nie może usiedzieć w miejscu. W 2018 planuje kontynuację podboju kolejnych miast – np. Londynu, gdzie wraz z Flavią Borawską, zdolną warszawską szefową kuchni, byłą stażystką kopenhaskiej Nomy i gościnną szefową Opasłego Tomu Kręglickich, wyprawiły już w końcówce listopada urodzinową kolację Obiadów Czwartkowych. To wydarzenie, które odbyło się w The Jar Kitchen w Covent Garden, idealnie wpisało się w cykl „New Polish”, okazjonalnie realizowany również w ramach kolacji berlińskich. Julii wciąż marzy się bowiem, by trwale odczarować polskie jedzenie w oczach obcokrajowców. Jej zdaniem najlepiej dokonać tego przy współpracy najzdolniejszych polskich szefów kuchni, którzy, częstokroć szkoleni zagranicą, podchodzą do kuchni naszego kręgu kulturowego z odświeżającym dystansem. Takie kolacje w 2018 roku mają odbyć się także w Cape Town czy w Mexico City, dokąd razem z Bosski ma się wybrać jej faworyt, Aleksander Baron. – W wyborze moich kolaboracji najchętniej kieruję się instynktem – zdradza i przekonuje, że, jak dotąd, nie zdarzyło jej się rozczarować.
Julia bardzo się stara zaświadczać sobą o istnieniu mitycznej polskiej gościnności i porozmawiać choć przez chwilę z każdą z kilkudziesięciu osób, które każdorazowo zjawiają się na Obiadach
Od połowy 2017 roku Julia działa też w drugą stronę, zwożąc talenty z zagranicy do zaprzyjaźnionych warszawskich restauracji (Dyletanci na Solcu, w planach jest też Villa Intrata przy Pałacu w Wilanowie). Ostrzy sobie zęby m.in. na współpracę z inną młodą berlińską ekscentryczką, Victorią Eliasdóttir, siostrą światowej sławy artysty Olafura Eliassona, odpowiedzialną za sukces berlińskiej restauracji Dóttir. Wiosną można oczekiwać kolacji w wykonaniu tego duetu w Warszawie. W kwietniu natomiast razem z Marcinem Szukajem, szefem bydgoskiej Kuchni, fetować będą wspólnie nie lada okazję: stulecie odzyskania przez miasto niepodległości.
– W 2018 marzą mi się też przenosiny koncepcji salonu kulturalno-kulinarnego na amerykański grunt – zdradza Julia, która nie kryje się z tym, że śni o globalnej sławie. Najprawdopodobniej jej sen się spełni, bo ta dziewczyna zdaje się nie znać słowa „niemożliwe”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.