
Graficzka, fotografka, instagramerka, wydawczyni. Jej praca – nawet jeśli to tylko obrazek i dwa zdania – kryje pojemną, zniuansowaną opowieść. Znacznie więcej niż ładną wizualnie.
Zanim została – co prawda nieortodoksyjną, to jednak – minimalistką, była po prostu jedną z dziewczyn wychowanych w latach 90. Obsesjonatką plastikowej popkultury. Szalała za Britney Spears i Christiną Aguilerą. Miłość ta manifestowała się jednak u niej inaczej niż u rówieśników.
Shini Park, pod zatroskanym spojrzeniem rodziców, szybko odkryła pociąg do internetu. Zamiast wyklejać ściany pokoju wyrwanymi z gazet plakatami piosenkarek w biodrówkach, całymi dniami ściągała z internetu ich zdjęcia i w czasach Painta składała na pececie pierwsze makiety magazynów. Wydruk takiego dzieła zjadał cały kolorowy toner. Chciało jej się więcej – projektować fanpage’e, pisać historie, fotografować.

Niech ta scenka wprowadzi nas w świat dziewczyny, której ciągle udaje się wyprzedzać swoją epokę (w tle dźwięk brzęczenia modemu). Jako 13-latka Shini prowadziła już coś na kształt bloga. Potem były następne. Uczyła się kodować i projektować strony internetowe. Wiedzę na ten temat miała w małym palcu, zanim zaczęła studiować grafikę w Central Saint Martins. Pierwszą zdalną pracę w tym fachu dostała jako 18-latka. Szykowała się wtedy do kolejnej przeprowadzki. Shini urodziła się w Seulu, gdy miała rok, wyjechali całą rodziną do Wiednia. Tam czekali na magiczny 1990 rok i otwarcie polskich granic. Do Warszawy, na pełne ekspatów osiedle Wilanów, przenieśli się, gdy Shini miała trzy lata. Tu chodziła do brytyjskich i amerykańskich szkół. Z dwuletnią przerwą na nieudany wyjazd do Seulu – dla niej i jej brata tamtejszy system edukacji szybko okazał się jakiś nieswój, trzeba było wracać. W liceum poznała Maćka. Są razem do dziś i to jemu (bo zawsze pomoże) trochę obrywa się za to, że Shini, choć wychowała się w naszym kraju, nie potrafi się dogadać po polsku. No chyba że trzeba załatwić sprawy w pralni czy zamówić fast food. – Wtedy okej, ale o polityce czy sprawach społecznych nie podyskutujemy – tłumaczy. Trochę zaczyna jej to ciążyć. – Warszawa nie jest dla mnie etapem przejściowym. Nawet jeśli teraz stąd wyjedziemy, to na pewno wrócimy na emeryturę – mówi. Tutaj widzi szansę na rozwój swojego biznesu i na spokojną codzienność. – Komfort życia w Warszawie i możliwości zdalnej pracy dla całego świata to coś, co bardzo sobie chwalę – mówi. Podoba jej się tu wszystko – to dom. Nie znosi tylko komarów.

Do Londynu wyjechała na studia i zasiedziała się tam jakieś 12 lat. W 2019 roku przeniosła się do Kopenhagi. – Lato było boskie, ale zimowa ciemność i ceny dały mi się we znaki. – wspomina. W końcu wróciła do Warszawy. Tu wraz z mężem szukała pięciopokojowego mieszkania – miało pomieścić dwa biura, studio fotograficzne, całe życie osobiste i wymarzonego szczeniaka. W mieście takich ofert było jak na lekarstwo, a ceny mroziły prawie jak te duńskie. – W końcu wynajęliśmy dom w Konstancinie. Tak było po prostu taniej, ale gdy ktoś mnie pyta, udaję, że mieszkam tam, bo jestem bogata – żartuje i próbuje udawać, że męczy ją odległość od miasta, w istocie jednak najlepiej czuje się przed komputerem, non stop w pracy i z dala od życia towarzyskiego. – Moje zdjęcie mogłoby znaleźć się w słowniku przy haśle introwertyczka – śmieje się. Ma w sobie coś z nerda, który przepada w pikselach, i coś z showmanki. Czarny humor, dystans i stand-upowe zacięcie wyróżniają ją spośród innych influencerek. – Gdy słyszę to słowo, widzę blondynkę z LA trzymającą w dłoni butelkę szamponu – tłumaczy, po czym przyznaje, że jest influencerką, jednak innego rodzaju. (…)

Jej Instagram to suplement do dużo większej całości, ale też jej integralny element. Wokół niego zbudowała własny rozgałęziony brand. Zaczynała jako blogerka. (…) – Zaczęłam monetyzować moje treści bardzo szybko, bo po dwóch latach od założenia Park & Cube – opowiada. Po 10 latach dobre pieniądze, ciekawa praca i ciągła konieczność poszerzania kompetencji przestały jej wystarczać. Bez mrugnięcia okiem zarchiwizowała blog i założyła platformę internetową CUBICLE. Poczuła, że nauczyła się już wystarczająco dużo, by zacząć oddawać. – Nie chciałam dłużej prowadzić biznesu, który kręcił się tylko wokół mnie – tłumaczy.
CUBICLE łączy dwie wartości – świetny współczesny dizajn i tematy – aktualne, ale poszerzone o historyczny kontekst. Shini szybko zdecydowała się na wersję papierową. „CUBICLE Journal” wychodzi raz w roku – to bardziej książka niż magazyn. Ma twardą oprawę, zamiast krótkich artykułów dużo w nim esejów o sztuce i kulturze. – Wszystko jest tu rodzajem introspekcji. Treści są wyjątkowe, niesponsorowane, zupełnie bez reklam – mówi. Naturalnie powstał też CUBE Collective – agencja 360.

* Cały artykuł o Shini Park przeczytacie w grudniowym numerze „Vogue Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.