Walczyły o siebie, własną niezależność i głos, współtworząc przy tym charakter, kształt i aurę krakowskiej metropolii – od średniowiecza po rozpędzoną współczesność. Pionierki Krakowa doczekały się w swoim mieście wystawy z przytupem. „Siłaczki” od 27 września zapraszają do Kamienicy Hipolitów – warto poznać bliżej te niebywałe osobowości!
W spocie zapowiadającym wystawę po krakowskim bruku wędrują współczesne dziewczyny wcielające się w historyczne mieszkanki miasta – artystki: Zofię Stryjeńską, Marię Jaremę oraz Kazimierę Bujwidową – publicystkę, działaczkę społeczną i protofeministkę.
– Film jest wynikiem naszej współpracy z projektantką Anną Marią Zygmunt, która na wystawie prezentuje trzy ubiory odwołujące się do tych trzech krakowskich bohaterek – wyjaśnia kurator wystawy „Siłaczki” w Muzeum Krakowa, młody historyk sztuki Michał Hankus. – Nie są one kopiami autentycznych strojów z epoki. Chodziło o stworzenie ubiorów, które oddają charakter tych niezwykłych postaci. Mamy więc delikatną postać Jaremy w czarnym kostiumie z fascynatorem na głowie, pewną siebie Kazimierę Bujwidową w skórzanej spódnicy i różowych okularach oraz Stryjeńską w efektownym płaszczu i dżinsowym uniformie ochlapanym farbą. W spocie zagrały je moje przyjaciółki – kobiety silne i pewne siebie: Julia Kwatro, plastyczka w Muzeum Krakowa, Nina Gabryś-Janowska, była koordynatorka polityki do spraw równościowych przy Urzędzie Miejskim, i Maria Lemperk Mytrofanowa, ukraińska artystka mieszkająca na co dzień w Krakowie i Berlinie.
Średniowieczna studentka i renesansowe biznesmenki
Pomysł na wystawę od jakiegoś czasu już dojrzewał w całym zespole podczas codziennej, muzealno-edukacyjnej pracy w Kamienicy Hipolitów, czyli krakowskim „domu mieszczańskim”, gdzie mieści się Muzeum. – Coraz wyraźniej widzieliśmy, że opowiadając o historii XIX-wiecznego Krakowa podczas oprowadzań i warsztatów, potrzebujemy ująć też historię kobiet, ich emancypacyjnych dążeń, przemian obyczajowych i społecznych – tłumaczy Michał Hankus. – A skoro opowiadamy tę herstorię naszym odwiedzającym, chcemy ją pokazać także szerszej publiczności.
Początkowo wystawa miała mówić głównie o XIX-wiecznych pionierkach i emancypantkach, które wywalczyły prawa wyborcze kobiet w dwudziestoleciu międzywojennym, ale też razem z mężczyznami walczyły w czasie I wojny światowej. Idea zaczęła jednak pączkować i z czasem okazało się, że warto sięgnąć głębiej w przeszłość – aż do średniowiecza i historii półlegendarnej XV-wiecznej studentki Nawojki, która poszła na Krakowski Uniwersytet w chłopięcym przebraniu. Ekspozycja pozwala prześledzić to, w jaki sposób kobiety odnajdywały się w konkretnej sytuacji społeczno-obyczajowej kolejnych epok. Jakie szanse dawał na realizację swoich marzeń np. status wdowy w czasach nowożytnych? Mężatka była zależna od męża, ale wdowa miała możliwość prowadzenia warsztatu po zmarłym mężu i podpisywania dokumentów jako pełnoprawna właścicielka i spadkobierczyni. – Taką postacią była choćby Elżbieta Turiani, właścicielka sklepu bławatnego na przełomie XVII–XVIII wieku. Była żoną jednego z rajców miejskich i po jego śmierci prężnie zajęła się zarówno wychowaniem dzieci, jak i „biznesem”. Podobnie wdowa po XVI-wiecznym drukarzu Unglerze – Helena, która prowadziła po nim drukarnię i introligatornię. To były ówczesne „biznesmenki”.
„Siłaczki”: sposoby na ucieczkę z systemu
Szczególnie ciekawe (i lepiej zbadane!) wydają się relacje społeczne w XIX wieku, kiedy sztywny patriarchalny system zalicza pierwsze pęknięcia. Wystawa pokazuje ówczesny schemat tego, jak kobieta powinna się zachowywać i funkcjonować w rodzinie oraz społeczeństwie i jak stopniowo rozpycha ona te duszące – metaforycznie i dosłownie – gorsety. Są tu przykłady kobiet, które wychodzą z tych ram poprzez sztukę, jak aktorki Antonina Hoffman i Helena Modrzejewska. Ale mamy też Narcyzę Żmichowską, która jest na dobrą sprawę pierwszą polską emancypantką-feministką, ponieważ już w połowie XIX wieku stawia jasne postulaty dotyczące kształcenia kobiet w konkretnych, poszukiwanych zawodach i umiejętnościach (niekoniecznie w wyszywaniu, malowaniu czy salonowej grze na instrumencie albo amatorskim śpiewie).
XIX wiek to okres zaborów, kiedy oficjalnie nie mogą funkcjonować instytucje zrzeszające różne grupy społeczne, ale powstają wtedy na terenie Galicji różnego rodzaju towarzystwa, stowarzyszenia, np. ochrony zabytków Krakowa czy pomocy osobom ubogim. W wielu z nich dominują kobiety. Stowarzyszenia dawały kobietom szansę na realizację ich ambicji, wyobrażeń na temat swojej aktywności, nie tylko w przestrzeni domowej, lecz także społecznej i patriotycznej.
Niezależność przede wszystkim
Bardzo ciekawy wątek stanowią historie przedsiębiorczych kobiet z przełomu XIX i XX wieku, które miały własne sklepy czy przedsiębiorstwa. Często nie zakładały rodziny, właśnie dlatego, że w ówczesnym systemie społecznym kobieta – nawet wykształcona i prowadząca działalność – po wyjściu za mąż musiała zrezygnować pracy. To mąż miał za zadanie utrzymać żonę i rodzinę. – Wiele kobiet decydowało się na samotność, ponieważ nie chciały tracić tego, co osiągnęły, nie chciały oddawać swojej niezależności – opowiada Hankus. – Tak było często z nauczycielkami czy właścicielkami sklepów. Zdarzało się, że niektóre z nich wychodziły za mąż, ale zawsze była to kwestia dogadania się z mężem i jego zgody się na ustępstwa. W XIX wieku bywało już różnie, świat się powoli zmieniał.
Kurator przywołuje postać Anny Hallerowej (siostry generała Hallera), nauczycielki, która tuż po odzyskaniu niepodległości zaangażowała się m.in. w budowanie systemu szkół na terenie Górnego Śląska. Jest wśród tych pionierek także Amalia Krieger, jedna z pierwszych krakowskich niezależnych fotografek. Amalia wykonywała świetnej jakości zdjęcia miejscowych zabytków, z których korzystali potem na wykładach profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pojawia się Antonina Rothe-Rotowska, która po śmierci męża na początku XX wieku kierowała fabryką świec w Krakowie, oraz Agnieszka Jałbrzykowska, jedna z pierwszych honorowych obywatelek miasta Podgórza, która prowadziła szkołę i pensję dla dziewcząt. „Siłaczki” prezentują więc całe zastępy fascynujących walecznych kobiet Krakowa z rożnych epok – tych znanych i nieznanych.
Artystki i szpiegówki zmieniają Galicję
Wśród kobiet budujących wizerunek i życie Krakowa jest wiele wybitnych artystek, chociażby malarki Olga Boznańska i Aniela Pająkówna czy pierwsze rzeźbiarki: przede wszystkim Antonina Rożniatowska i Tola Certowicz. Wykonywały one pracę artystyczną wymagająca siły i na początku XX wieku wciąż jeszcze uznawaną za stricte męską. Na wystawie można zobaczyć m.in. rzeźbę Rożniatowskiej Lotos – secesyjne popiersie kobiety wyrastające z liści kwiatów lotosu. Trudno określić, czy to nimfa, czarodziejka, czy marzenie senne. Pewne jest natomiast, że mamy do czynienia ze spojrzeniem kobiety na kobietę. Na początku wieku XX pojawia się z kolei Alicja Halicka, pochodząca z Krakowa uznana ilustratorka ówczesnego... „Vogue’a” i „Harpers Baazar”. A także twórczyni kolażowych mikroświatów 3D wykonanych m.in. z tkanin wypychanych watą, koronek i ozdobnej pasmanterii.
– Warto przywołać wątek I wojny światowej i udziału w niej kobiet – mówi Hankus. – Nawet pomijając sanitariuszki, pielęgniarki, wśród których wybitną postacią jest założycielka ambulatorium, Magdalena Maria Epstein, mamy tu również postacie kobiet, które „wzięły sprawy w swoje ręce” i walczyły na froncie jako legioniści. Mówię celowo nie legionistki, tylko legioniści, dlatego że np. Zofia Zawiszanka, Eliza Ludwika Daszkiewiczówna czy Wanda Gertz przybierały pseudonimy męskie, ścięły włosy i założyły mundury. Dowódcy od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia, ale pozwalali tym kobietom walczyć. Myślę, że były dodatkowo chronione w męskim środowisku, ale rzeczywiście mogły się tam realizować jako żołnierki. Mogły też łatwiej zajmować się kwestiami związanymi z wywiadem wojskowym, były więc świetnymi szpiegami czy – jak przed wojną mówiono – szpiegówkami.
Po roku 1918, w wolnej Polsce, nie było już powrotu do sytuacji sprzed wojny, kiedy tylko mężczyźni mają głos w życiu społecznym. Dlatego w dekrecie z tego roku, a potem w konstytucji marcowej z 1921 roku, prawa wyborcze kobiet czynne i bierne zostały zapisane na równi z prawami mężczyzn.
Archiwa historyczne i dzieła współczesnych artystek
Badanie historii kobiet jest trudne: dominuje męski punkt widzenia, więc w zasobach Muzeum są ogromne ilości fotografii mężczyzn ważnych dla historii Europy i Polski i zaledwie kilka fotografii/portretów kobiet.
– Często zdarza się, że mamy biografię, informację o danej osobie, ale nie mamy jej portretu – mówi kurator wystawy. – Dlatego poprosiliśmy krakowskie artystki, by dokonały swoistej rekonstrukcji wizerunku wybranych Krakowianek. Iwona Siwek-Front zrobiła interpretacje portretu Nawojki, malarki Agnieszki Dolabelli czy sióstr Studzińskich – Konstancji i Filipiny, które w roku 1826 jako pierwsze kobiety zaocznie otrzymały tytuł magisterki farmacji (oficjalne studentki na Uniwersytecie Jagiellońskim pojawią się dopiero pod koniec XIX wieku).
Czasami zdarzają się też namacalne pamiątki, jak piękny wachlarz jednej ze studentek – Janiny Kosmowskiej, na którym zachowane są wpisy jej kolegów i koleżanek z roku. Prezentowana jest i praca samego Józefa Mehoffera „Róża Saronu”. Przedstawia Zofię Minderową, wziętą w dwudziestoleciu międzywojennym krawcową (dziś nazwalibyśmy ją po prostu projektantką mody), a także muzę Mehoffera i Dunikowskiego. To postać tajemnicza, bo nie zachowały się żadne jej projekty, a zarazem postać tragiczna, ponieważ zginęła pod koniec wojny w obozie koncentracyjnym. Wystawę uzupełniają prace współczesnych twórczyń. Są dialogiem z przeszłością, ale i aktualnym wyrazem tego, co wokół nas: niepokojów społecznych, praw kobiet, wojny, aktywności polskich i ukraińskich artystek w Krakowie i nie tylko. Wśród nich są m.in. Bettina Bereś, Ewa Juszkiewicz, Marta Frej, Jadwiga Sawicka czy Agata Kus-Dymna.
W tym kobiecym uniwersum pojawiają się kwestie związane z modą i jej niepokojącymi wymiarami, które na wystawie symbolizują np. eleganckie błyszczące szpilki Erwiny Ziomkowskiej, nabite... prawdziwymi szpilkami.
– Z daleka wyglądają, jakby były wyściełane w środku lśniącym futrem – opisuje Michał Hankus. – Kiedy jednak podchodzimy bliżej, widzimy, że to ogromna ilość szpilek tworząca rodzaj raniącej stopę otuliny. To w symboliczny sposób pokazuje opresję, jaką może być narzucanie kobietom norm społecznych albo niemożliwych do zrealizowania w pełni wyśrubowanych norm zawodowych. A właściwie nam wszystkim, bo bezwzględny patriarchat jest kaleczący i ograniczający osoby wszystkich płci.
Wystawa „Siłaczki” w Muzeum Krakowa (Kamienica Hipolitów) potrwa od 26.09.2024 do 16.03.2025. Więcej szczegółów na stronie muzeum.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.