„Szare miraże”, czyli poszukiwanie wolności
Zamknięci w domu artyści stworzyli serię surrealistycznych autoportretów. „Szare miraże” to wizualna wędrówka przez ich kulturowe fascynacje. Projekt został doceniony przez włoską edycję „Vogue’a”.
Dama w stylizowanej sukni niczym postać z „Westworldu” i wytatuowany Cezar siedzą w kuchni. Za ich plecami rozciąga się widok na centrum Warszawy, podczas gdy cały kraj pogrążony jest w głębokim lockdownie. Majestat sytuacji przełamują ludziki z magnesów na lodówce i butelka wody mineralnej na parapecie. Jest marzec 2020, pozują Dellfina Dellert – artystka multidyscyplinarna, i Luka Łukasiak – fotograf dokumentalny.
Choć przyjaźnią się od 20 lat i oboje pracują z autoportretami, nigdy wcześniej nie zrobili wspólnego projektu. Dopiero w pandemii odcięci od pracy i znajomych, pełni niepokoju o przyszłość i przygnębieni, spotkali się i zaczęli improwizować. – To było odreagowanie napięcia, lęku, tych wszystkich zakazów, którymi bombardował nas rząd – mówi Łukasiak.
– Luka wpadł do mnie pożyczyć dwie maski do swoich zdjęć. Pomyśleliśmy, żeby zrobić sobie w nich pamiątkowe zdjęcie. Założyliśmy je i wszystko potoczyło się lawinowo. Ja wyciągnęłam z szafy swoją suknię ślubną, Luka ściągnął z manekina medale gimnastyczne i tak powstało pierwsze zdjęcie – opowiada Dellfina.
Spontanicznie, przy muzyce, dla żartu wcielili się w role i odegrali scenkę. Fotografia okazała się na tyle mocna i wielowątkowa, że rozpoczęła cykl „Szare miraże”. Tak jak w piosence Kory z 1980 roku, gdzie śpiewała: „Tysiące twarzy, setki miraży/ To człowiek tworzy metamorfozy”, oni zaczęli wcielać się w nowe postacie, budować oniryczną rzeczywistość.
Dellfina i Luka regularnie urządzali sesje, każda była swoistym rytuałem. Zaczynało się od planowana zdjęcia, szukania nowych wcieleń i inscenizacji, a kończyło tańcami. – Czasami przy „Crocodile Rock” Eltona Johna, czasami przy „Voodoo People” The Prodigy. To była nasza terapia – przyznaje Luka. Dellfina dodaje: – Działaliśmy intuicyjnie. Niczego nie planowaliśmy, nie nazywaliśmy ani nie cenzurowaliśmy. Naszym zapleczem była zawartość szaf i wyobraźnia. Obydwoje bardzo cenimy wolność, a zamknięci w domu, niepewni jutra, tę wolność mogliśmy odnaleźć tylko głęboko w sobie, a żeby ją wyrazić, zbudowaliśmy własny świat.
Kolejne zdjęcia – zawsze podwójne autoportrety – uruchamiają lawinę wizualnych skojarzeń. „Przyjaciółki” z „Pół żartem pół serio”, magowie z filmów Alejandro Jodorowsky’ego czy całująca się w maskach gazowych para z muralu Banksy’ego. – Nie sięgaliśmy po żadne pierwowzory, nie mieliśmy zamysłu odtwarzania czegokolwiek. Improwizowaliśmy i badaliśmy to, co wewnętrzne, odcięte od świadomości, to, co wypływa dopiero wtedy, kiedy przestajesz poddawać się ocenom i oczekiwaniom – mówi Dellfina. – Nie budowaliśmy postaci, one przez nas przepływały.
Tak ucieleśniły się ich wspólne fascynacje „Psychomagią” Jodorowsky’ego, psychoanalizą i świadomym śnieniem.
Choć restrykcje już prawe nie obowiązują, projekt żyje własnym życiem i rozwija się, wychodząc poza przestrzeń mieszkania. – Wyszliśmy z aparatem na klatkę schodową, do parku, na parking przed marketem budowlanym i rozwijamy naszą absurdalną podróż, bo pandemia wciąż trwa i trudno mówić o normalności – mówi Luka. Zastrzega, że każde zdjęcie jest autonomiczne. Żadnemu nie przypisuje numeru ani historii. Chce, żeby w odbiorze były równie czyste i wrażeniowe, jak w procesie powstawania.
Cykl „Szare miraże”, choć wciąż jest w trakcie realizacji, został już doceniony przez Alessię Glaviano z włoskiej edycji „Vogue’a”. Polskie Ministerstwo Kultury przyznało artystom stypendium „Kultura w sieci”. Museum Houston Center for Photography zaprosiło ich do udziału w wirtualnej wystawie.