Podczas gdy Gucci pod rządami Alessandro Michelego kojarzy się z awangardowym eklektyzmem, w latach 90., za czasów Toma Forda, kolekcje włoskiego domu mody to był sam seks. Wczorajszy pokaz amerykańskiego projektanta przypominał tamtą epokę.
Tom Ford nie może narzekać na brak wyzwań. Niedawno został szefem CFDA (podjął już swoje pierwsze ważne decyzje, np. skrócił nowojorski tydzień mody), pracuje nad swoim trzecim filmem, prezentuje też regularnie kolekcje swojej marki.
Nie musi się jednak przy projektowaniu specjalnie męczyć. Jego nazwisko przyciąga jak magnes – gwiazdy i całkiem zwyczajnych klientów. Może nawet zaprosić gości pokazu do nowojorskiego metra, gdzie noga większości z nich zazwyczaj nie staje. Przyjdą tłumnie, uwiedzeni jego czarem. Mrok podziemnych peronów stanowił kontrapunkt dla luksusowej mody. W stylizacjach to, co wysokie, też mieszało się z niskim.
Ford ma swój nieoceniony udział w propagowaniu mody sportowej de luxe. Teraz głosi jej triumfalny powrót, uznając, że amerykańska moda wyróżnia się właśnie luzem. Modele nosili bomberki, a modelki bejsbolówki. Ale najmocniejszym trendem była nagość. Dziennikarze Vogue.com obwołali już nawet sezon wiosna-lato 2020 „epoką ciała”.
Skórzane biustonosze ledwo przykrywały piersi, kombinezony opadały z ramion, a asymetryczne body z wycięciami przypominały raczej kostiumy kąpielowe niż dzienne stroje. W pierwszym rzędzie na pokazie zasiedli Miley Cyrus, świeżo po rozstaniu z Liamem Hemsworthem, topmodelki różnych pokoleń – Joan Smalls i Amber Valletta, Ansel Elgort, którego za chwilę zobaczymy w „Szczygle”, oraz Diane von Furstenberg, od której Ford przejął stery w CFDA. Fanką projektanta nie przestaje być także Anna Wintour. Nie opuszcza żadnego jego pokazu, czym potwierdza, że Tom jeszcze przez długi czas nie straci w amerykańskiej modzie czołowej pozycji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.