Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że ponad 300 milionów ludzi cierpi na depresję. Dla niektórych formą terapii, a także przekroczeniem tabu może okazać się sztuka. Amerykańska fotografka, pisarka i reżyserka Tara Wray prowadzi inicjatywę Too Tired Project, która wspieraja osoby zmagające się z depresją.
Kadr pierwszy z brzegu: kremowa ściana, krzywo zawieszony zegar, zakurzony wywietrznik. Albo: puste biurko, a za oknem tęcza. Są tu też mały chłopiec z podniesioną do góry ręką, staruszka w futrze ze swoją kolekcją porcelanowych lalek, młody chłopak przytulający kurę. Z pozoru – poza melancholią, niepokojem i pustką – te obrazy niewiele łączy. Podpisane różnymi tagami, wykonane przez profesjonalistów i amatorów z całego świata, czasem intymne, innym razem odrealnione, naturalistyczne albo mistyczne. Razem tworzą galerię migawek z życia na instagramowym profilu „Too Tired Project”.
Inicjatywa fotograficzna amerykańskiej artystki Tary Wray (wychowana w Kansas, na Uniwersytecie Nowojorskim studiowała reżyserię filmów dokumentalnych), bazująca na jej osobistym doświadczeniu, wspiera osoby zmagające się z depresją oraz działa jako platforma kreatywnego wyrazu i budowania społeczności twórców. Pozostaje wciąż otwarta, a więc niedokończona, rozwijająca się, wzbogacająca się o nowe wątki. Udział w projekcie może wziąć każdy, kto chce za pomocą obiektywu wyrazić swoje zmaganie ze zdrowiem psychicznym. Hasztagami #tootiredproject oznaczają swoje portrety, reportaże, pejzaże ludzie, których „aparat uratował przed śmiercią”, „niezdolni do wyrażenia siebie w inny sposób”, „nieprzystosowani do rzeczywistości”. Łącząca ich nić porozumienia nie ogranicza się do wspólnego doświadczenia depresji. Opiera się na wrażliwości na detal, przekorze, kreatywnym obalaniu schematów, ale nie sprowadza depresji do jednego mianownika. Pokazuje wiele jej twarzy, oblicza banalne i brutalne, samotność, rozpacz, zmaganie ze sobą. Ale często także absurd, humor, żart.
To połączenie spodobało się fotografce Zuzannie Szarek, która postanowiła sprowadzić projekt Tary do warszawskiej Leica 6x7 Gallery. – Pamiętam dokładnie pierwsze zdjęcie Tary, które zobaczyłam na Instagramie – mówi Szarek. – To był niezadowolony pies, uderzyła mnie wyjątkowa szczerość tego portretu i rozczulający wyraz jego pyska. Album „Too Tired for Sunshine”, efekt pracy Wray, jest pełen poruszających fotografii. Łączki i nieostrą kozę lubię chyba jednak najbardziej. W pracach Tary jest wszystko to, co kocham i czego szukam w fotografii – mówi artystka. – Dla mnie samej najtrudniejsze jest uchwycenie radości i szczęścia. Łatwiej mi idzie z pustką. W większości zdjęć jest ten mój podskórny lęk przed śmiercią, który rzadko mnie opuszcza. Największy spokój czułam na Islandii, pośrodku pustkowia, i o tej medytacyjnej jakości krajobrazu jest cykl, nad którym pracuję obecnie. Już planuję kolejną podróż – tłumaczy Szarek.
Odkrywając Too Tired Project, Szarek poczuła się częścią społeczności. Gdy dowiedziała się, że Wray planuje wybrać się do Wiednia na otwarcie swojej wystawy w Muzeum Hundertwassera, zaproponowała jej wizytę w Polsce. Ale najpierw wspólnie szukały polskich artystów, którzy chcieliby stworzyć fotografie pod hasztagiem #tootiredwarsaw. – Dostałyśmy ponad 200 zgłoszeń w ciągu zaledwie tygodnia, w tym wiele od polskich odbiorców. To dowód na to, że zaczynamy przyznawać się do depresji. Z mojego doświadczenia wynika, że starsze pokolenie wciąż udaje, że wszystko jest w porządku, młodsi jednak coraz częściej przyznają się do tego, że czują się zagubieni – mówi Szarek, która już dzisiaj weźmie udział w spotkaniu inaugurującym warszawską odsłonę projektu. W dyskusji wezmą udział także psycholożka i artterapeutka dr Aleksandra Chmielnicka-Plaskota, fotograf Wojciech Grzędziński oraz sama Wray.
– Dzielenie się swoim doświadczeniem wymaga odwagi. Gdy sztuka ma intymny charakter, podejmujemy ogromne ryzyko. Nie tylko dlatego, że wystawiamy się na ocenę poziomu artystycznego, ale także dlatego, że możemy być skrytykowani także my sami. Ale już się tego nie boję – mówi Wray na chwilę przed spotkaniem. Siłę do pracy znajduje w poczuciu, że doświadczenie cierpienia jest uniwersalne. Może dlatego tak trudno zgadnąć, z jakiego kraju pochodzą autorzy poszczególnych zdjęć, ile mają lat, z jaką płcią się utożsamiają. – Fotografia może ten nasz wspólny ból choć trochę ukoić. Depresja może dotknąć wszystkich, niezależnie od miejsca zamieszkania – dodaje Wray, podkreślając, że choć świat nie skłania do optymizmu, dzięki mediom społecznościowym nie czujemy się osamotnieni w swoim cierpieniu. – Gdyby nie Instagram, pewnie wciąż przyglądałabym się moim zdjęciom, zastanawiając się, czy inni ludzie mnie zrozumieją – mówi Wray. Artystce udało się opleść świat siecią wsparcia. A każde zdjęcie oznaczone hasztagiem #tootiredproject zbliża do siebie ludzi, jednocześnie zbliżając nas do zrozumienia depresji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.