Aksamitka i dżinsy, krótkie sukienki w kwiaty, zakolanówki i zakupy w india shopach. Czar lat 90. wraca, choć przez długi czas woleliśmy nie pamiętać o tym, jak się wtedy ubieraliśmy, gdzie chodziliśmy, i o tym, że muzyki słuchaliśmy głównie na discmanach. Fascynacja latami 90. to nie tylko estetyka, lecz także styl życia, a dla młodego pokolenia osób artystycznych – powrót do czasów dzieciństwa i okresu dorastania, często traktowany w sztuce jako temat sam w sobie.
Estetyka ostatniej dekady poprzedniego tysiąclecia widoczna jest w dużej mierze w fotografii i instalacjach, na przykład u Dawida Misiornego, Agnieszki Sejud czy Mikego Bony. – Urodziłem się w grudniu 1996 roku, więc wychowywałem się bez powszechnego dostępu do internetu – mówi Bona. – Był to okres, w którym na koncertach nikt nie trzymał telefonów w ręce i chodziło się do kafejki internetowej z kolegami, żeby pograć w gry przez sieć LAN. Miałem naprawdę wspaniałe, beztroskie dzieciństwo, więc naturalnie chciałbym do tych czasów wracać nawet jako dorosły. Pozwala mi na to fotografia, bo dzięki niej mogę przekształcić swoje wyobrażenia w rzeczywistość i uwiecznić ją na kliszy. Jestem ogromnym fanem aparatów analogowych, uważam, że wywołane później zdjęcia oddają klimat tamtej dekady i są bardziej realne niż te cyfrowe. Wydaje mi się, że w latach 90. czas nie miał takiego znaczenia jak dziś, przynajmniej dla mnie jako dziecka, kiedy niedzielne pochmurne popołudnia były wspaniałą okazją do beztroskiej zabawy wyobraźnią. Osoby z branży kreatywnej nie mogły posiłkować się ułatwieniami oprogramowań, każdą grafikę i element musiały dokładnie przemyśleć i wykonać samodzielnie, więc każda reklama, bajka w telewizji czy opakowanie produktu wykonane były z pasją. Jednak najważniejszym wspomnieniem jest dla mnie uczucie, że przyszłość maluje się w pozytywnych i kolorowych barwach, że jest jeszcze mnóstwo rzeczy do odkrycia i nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. To marzy mi się najbardziej.
Do dzieciństwa powraca też Karolina Wojtas, tworząca niekonwencjonalne kompozycje, które charakteryzują się przesyconymi kolorami, rozmytymi obrazami czy agresywnym użyciem lampy błyskowej. W projekcie „Abzgram” odwołuje się do doświadczeń z polskim systemem szkolnictwa, ironizuje i tworzy zaskakujące zestawienia, pokazując szkołę w krzywym zwierciadle. W wielu projektach fotografuje swojego brata i jego dzieciństwo w zabawnym entourage’u.
W latach 90. mieliśmy dostęp do zdobyczy technologii, która dzisiaj już jest przestarzała, aczkolwiek tak, jak nadal istnieją fani fotografii analogowej, tak i moda na low-tech również ma się dobrze. Nie tylko poprzez powrót do słuchania muzyki na CD czy taśmach magnetofonowych, lecz także w świecie wizualnym. Piewcą analogów jest Darek Pietraszewski – VJ, tape jockey, propagator kultury kasetowej i promotor muzyki niezależnej. Współprowadzi cykl koncertowy „V/A – Various Artist” oraz kasetowy label Pointless Geometry. Jest też autorem grafik do plakatów oraz okładek wydawnictw kasetowych. Jako Vj Copy Corpo tworzy wizualizacje oparte na sprzężeniach zwrotnych oraz materiałach wideo pochodzących z kaset VHS. W swoich improwizowanych setach używa analogowych mikserów wideo, urządzeń peryferyjnych czy kamer wideo. Korzysta z estetyki analogowego glitchu i psychodelii opartych na strukturach kolorystycznych. Michał Szota jest z kolei VJ-em, projektantem i programistą, który wykorzystuje estetykę low-tech w wielu swoich pracach, szczególnie wizualizacjach VJ-skich. – W mojej praktyce VJ-skiej lata 90. są źródłem wyjątkowej estetyki, którą kształtowało dostępne wówczas oprogramowanie komputerowe. Wtedy, jako dzieciak, długimi godzinami siedziałem przed moją amigą i eksperymentowałem z ówczesnymi programami graficznymi. Dzisiaj wróciłem do nich i czasami wykorzystuję je w czasie występów na żywo, na wielkim ekranie. Szukam wtedy połączeń między światem brutalistycznych pikseli a estetyką teraźniejszości – mówi.
Do tego klimatu odwołują się nie tylko poszczególne prace czy artyści, lecz także całe przestrzenie artystyczne, na przykład warszawska galeria Turnus mieszcząca się na Woli, założona w czerwcu 2023 roku przez Marcelinę Gorczycę i Kamilę Falęcką. Galeria na piętrze, połączona z kawiarnią i księgarnią, wygląda jak żywcem wyjęta z lat 90. Działalność wystawiennicza Turnusu sama przekształciła się w zjawisko artystyczne. Tak o swoim miejscu i o powrocie do lat 90. opowiadają założycielki: – Bardzo mocno we wszystkich aspektach działania Turnusu inspirujemy się estetyką lat 90. i 00… Chyba przez to, że wychowałyśmy się w latach 90. i to wracanie do wspomnień z dzieciństwa i szeroko pojęta nostalgia są nam bardzo bliskie. Lubimy odwoływać się do prostych rzeczy, które każdy może szybko zrozumieć i mieć z nimi swoje własne wspomnienie. Estetyka błędu kojarząca nam się z tym czasem jest czymś, z czego często korzystamy, aby obniżyć próg wejścia. Kochamy używać prostych materiałów: papier, klej, bibuła przenoszą nas w czasie do szkolnych dyskotek i przedstawień. Lubimy proste rozwiązania, banały i przypadki. Turnus jest połączeniem naszych estetyk i wypadkową wszystkich naszych niespełnionych marzeń i pomysłów. Do stworzenia obecnego projektu Turnus Show zaprosiłyśmy Horacego Muszyńskiego. Turnus Show będzie miał miejsce w sali kinowej nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, stąd też pomysł, aby zaprosić osobę artystyczną, która zajmuje się wideo. Horacy Muszyński kreuje światy, spiski i tak jak my kocha stare telewizyjne programy rozrywkowe i lata 90., więc cały Turnus Show będzie utrzymany w tym właśnie klimacie. Błędy, wpadki, przesada i zabawa – to właśnie kochamy w latach 90. – deklarują galerzystki.
Turnus reprezentuje różnorodne głosy sztuki najnowszej, które eksperymentują z szeregiem mediów w swojej praktyce, m.in. Ant Łakomsk, Piotra Kowalskiego czy Tomka Tofilskiego.
Sztuka ma swoją trajektorię zainteresowań, modnych tematów, orbituje wokół jakiejś osi czasu, zajmuje się przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Lata 90. to też popularne powracanie do młodej historii – takiej, którą pamiętamy i do której powracamy z sentymentem, tak jak do wrocławskiego budynku Solpolu (wybudowanego w latach 1992-1993), którego już nie ma. Za późno zorientowaliśmy się, jak bardzo trzeba dbać o takie wczesne, kiedyś niechlubne, a dziś bardzo pożądane wczesne dziedzictwo i je zachowywać.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.