Liternictwo 28-letniej hiszpańskiej artystki zdobiło projekty Alessandra Michele oraz fasady budynków w Mediolanie i Nowym Jorku. Tym razem londyńską wystawą „Naïvy” wypływa na szerokie wody kreatywności.
Wchodzących na wystawę Coco Capitán w galerii Maximillian William w Londynie wita monumentalne zdjęcie nagiej postaci, która zdaje się rozpuszczać, nurkując w atramentowej wodzie. Praca zatytułowana „A New Kind of Freedom” chyba najlepiej oddaje nastrój „Naïvy” i aktualny stan umysłu Capitán.
Ta 28-letnia artystka szerszemu gronu znana jest przede wszystkim ze współpracy z Alessandrem Michele. Jej refleksyjne, niekiedy przygnębiające, poetyckie hasła widniały na elementach kolekcji domu mody Gucci z sezonu jesień-zima 2017 oraz ścianach mediolańskich kamienic i nowojorskich drapaczy chmur w ramach akcji #GucciArtWall. „Zdrowy rozsądek nie jest taki powszechny”, „Co zrobimy z tą całą przyszłością?” – krzyczały sekwencje zapisane w formie charakterystycznego odręcznego pisma, a raczej bazgrołów Coco. Jednak, jak mówi, „Naïvy” jest „mniej konkretna”.
– Moje poprzednie projekty były próbą odzwierciedlenia społeczeństwa konsumpcyjnego, definiowaną jako obrazy wpisujące się w kanony mody lub dokumentu – mówiła na łamach brytyjskiego „Vogue’a”. – Natomiast w „Naïvy” tkwi prawdziwa siła, odwaga. To show, o którym zawsze marzyłam. Projekt łączy również szerszą gamę nośników przekazu, od malarstwa i polaroidów po hafty na mundurach marynarzy z czasów drugiej wojny światowej.
Urodziłaś się w hiszpańskiej Sewilli, obecnie mieszkasz w Londynie. Gdzie powstała większość prac z serii „Naïvy”?
W marcu robiłam projekt w Mongolii i prawie tam utknęłam. Złapałam ostatni samolot do Nowego Jorku, a następnie znalazłam dom w Hudson. Planowałam zostać z moją dziewczyną [montażystką Cristi Duncan – red.] na kilka tygodni, ale to przeciągnęło się do kilku miesięcy. Miałyśmy ogromną przestrzeń i to tam powstała duża część „Naïvy”. Tam stworzyłam też nazwę, łącząc słowa „naïve” (naiwny) i „navy” (flota wojenna).
Jak sugeruje tytuł, obrazy przedstawiają żołnierzy i mundury marynarki wojennej. Skąd ta fascynacja?
Od dzieciństwa miałam obsesję na punkcie żeglarzy i morza. Spędzałam godziny na tworzeniu kolaży ze zdjęć łodzi. Zwykle staram się wytłumaczyć, dlaczego dana rzecz przykuła moją uwagę. Ale w przypadku „Naïvy” chciałam po prostu przelać obrazy powstające w mojej głowie na papier. Nigdy nie byłam tak twórczo wolna.
„Naïvy” bada pojęcie indywidualności i zbiorowości, ujednolicania. Napisałam tekst towarzyszący projektowi, który opowiada o fikcyjnej grupie militarnej noszącej nazwę „The Lost Navy”. U jego podstaw leży chęć zniknięcia i znalezienia grupy ludzi, z którymi można zgubić się na morzu.
Zagubiony marynarz symbolizuje kogoś, kto nie należy już do społeczeństwa, ale pozostaje częścią marynarki wojennej, którą prawie możemy nazywać mikrospołecznością. Dużo myślałam o żeglarzach na przestrzeni wieków, którzy wypływali w poszukiwaniu nowych miejsc. Ujmując to bardziej poetycko, myślałam o ludziach rozczarowanych zastaną rzeczywistością, ludziach pragnących zmiany, przeniesienia się daleko stąd.
Ta idea ujednolicania jest interesująca szczególnie w kontekście tego, że haftując mundury, nadajesz im unikatowości.
Uwielbiam obserwować, jak dzieci personalizują mundurki szkolne, na przykład przewiązując krawat albo stawiając kołnierze żakietów. W zdobionych przeze mnie marynarkach od munduru chodzi o to przełamywanie zunifikowania, ale jednocześnie dumę, którą napawa noszenie ubrania symbolizującego przynależność do jakiejś grupy.
Jaka historia stoi za obrazem „Something Deeper Baths LTD”?
Obraz jest odwzorowaniem zdjęć, które zrobiłam mojej dziewczynie w wannie, gdy byłyśmy w Nowym Jorku. Chciałam zobaczyć, jak marynarka żeglarza wygląda, unosząc się na wodzie, by móc później namalować Cristi po środku oceanu. Ale widząc polaroidy, pomyślałam, że paradoks będzie jeszcze większy, jeśli marynarz będzie tonął w zaciszu domowej łazienki.
„Naïvy”, jak mówisz, opowiada o jedności. Współpraca jest ważną częścią twojej twórczości, chociażby we współpracy z Alessandrem Michele dla Gucci. Co was łączy?
Mamy wspólny wszechświat – jesteśmy dwojgiem nostalgicznych ludzi, którzy przez modę romantyzują przeszłość i przyszłość, ale dla tej przyszłości znajdujemy także nowe prawidła i możliwości. To zarazem barok i coś kompletnie świeżego.
Nie mogę mówić w imieniu Alessandra, ale osobiście odczuwam znużenie, żyjąc jedynie teraźniejszością. Choć jest to obecnie bardzo modne (szczególnie w dobie ruchu mindfulness), ja zawsze myślę o tym, co było kiedyś. I w chwilach, gdy nie jestem z tego dumna, gdy mi to po prostu ciąży, przypominam sobie, że ten sposób myślenia kształtuje moją twórczość, stanowi jej siłę napędową.
Masz na horyzoncie jakieś nowe ekscytujące współprace?
Mam kilka dużych projektów, o których jeszcze nie mogę mówić. Zdradzę jedynie, że zgodziłam się na współpracę, bo ta marka dąży do możliwie jak największego zrównoważenia. Staram się pracować z firmami, które są świadome naszego szkodliwego wpływu na planetę (w kontekście kryzysu klimatycznego) i które starają się to zmienić czy powstrzymać. Obecnie pracuję także nad własną linią produktów wykonanych wyłącznie z materiałów pochodzących z recyklingu – będą jedyne w swoim rodzaju, niczym marynarki żeglarskie z mojej wystawy.
Ochrona planety nie polega na posadzeniu drzewa za każdą wyprodukowaną tonę węgla. Chcę inspirować ludzi do ponownego wykorzystywania materiałów i dawania im nowego życia. Kiedy przychodzi czas zakupów, warto nabyć jeden dobrze uszyty garnitur, który później będzie można zreperować i spersonalizować, zamiast się go pozbywać. Jeśli ograniczymy konsumpcjonizm lub chociaż palącą potrzebę posiadania, już wiele zdziałamy.
Wiele wystaw i targów sztuki z powodu pandemii zostało przeniesionych do strefy cyfrowej. Myślisz, że sposób prezentacji zmienił się na zawsze?
Wystawy są dla mnie kluczowe. Umieszczenie pracy w galerii pozwala mi ją lepiej zrozumieć i dokładniej przekazać emocje odbiorcom. Media społecznościowe i cyfrowe platformy są idealnym dodatkiem, ale uważam, że nie powinny w pełni zastąpić pokazów fizycznych, na których spotykamy się z ludźmi, dyskutujemy na temat sztuki. Bo ostatecznie wszystko, co zobaczysz w sieci, zawsze będzie reprodukcją.
Wystawa Coco Capitán „Naïvy” jest dostępna w galerii Maximillian William w Londynie od 11 września do 30 października 2020 r.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.