Stoimy przed dylematem: albo przebudujemy miasta, albo nie będą się nadawały do życia – wynika z raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu. Na szczęście pracujemy nad tym także w Polsce i widać już pozytywne przykłady.
Spacerując nad Wisłą w okolicach mostu Siekierkowskiego, możemy podziwiać piękny skyline Warszawy. Wokół Pałacu Kultury i Nauki wyrastają nowe wieżowce, a jeden z nich nawet przerósł starego mistrza, stając się tym najwyższym w Polsce. Nie trzeba być zakochanym w architekturze, by zachwycić się tym widokiem i pomyśleć: „Wow, nasza stolica jest naprawdę nowoczesna”. Tutaj jednak wkraczają eksperci, mówiąc: „To błędnie postrzegana nowoczesność”. Dlaczego?
Miasta emitują prawie trzy czwarte światowego CO2
Dzisiejsze aglomeracje zajmują ledwie skrawek terenu (mniej więcej 2 proc. powierzchni Ziemi), ale są odpowiedzialne za aż 75 proc. emisji gazów cieplarnianych na świecie – wynika z raportu „Zmiana klimatu 2022” przedstawionego przez ONZ. Nasze miasta są jak nieefektywne żarówki z początku XX wieku. Może i spełniają swoją podstawową funkcję, ale równocześnie marnotrawią mnóstwo energii. To działanie krótkowzroczne, które nie obroni nas przed skutkami zmian klimatycznych.
Dlaczego miasta emitują tak wiele CO2? Przede wszystkim odpowiada za to źle rozumiana organizacja transportu. W większości miejsc na świecie, w tym w Polsce, wciąż wyżej stawia się indywidualny ruch samochodowy niż komunikację zbiorową. – Gospodarka samochodocentryczna w połączeniu ze złym planowaniem przestrzennym i rozlewającymi się domkami na przedmieściach sprawia, że musimy dojechać dosłownie wszędzie: do szkoły, do pracy, a nawet po mleko, jak się go zapomni kupić – mówi Magdalena Milert, architektka i urbanistka, która na Instagramie popularyzuje wiedzę na temat dobrego planowania metropolii.
Zdaniem Milert ogromnym obciążeniem współczesnych miast jest również nieefektywne ocieplenie budynków – domy, bloki i kamienice w naszym kraju nie dość, że są często ogrzewane węglem, to jeszcze tracą wiele energii poprzez „dziurawą” izolację. Do ochrony termicznej budynków zamiast tradycyjnego styropianu powinno się użyć lepszych materiałów ekologicznych, godnych XXI wieku: włókien drzewnych i celulozowych czy kompozytu wapienno-konopnego.
Bałtyk podnosi się o 4,8 cm na dekadę
Wymieniając błędy konstrukcyjne miast, nie sposób pominąć tzw. betonozy. Pojęcie, które w 2016 roku ukuł Jan Mencwel, opisuje zjawisko patologicznego wykładania polskich przestrzeni wszelkiego rodzaju kostkami i wylewkami. Efekt jest taki, że w centrach zabetonowanych miast temperatura okazuje w skrajnych przypadkach wyższa o 10°C niż na obrzeżach. W miastach już teraz jest za gorąco, jednak jesteśmy dopiero na początku wzrostu temperatury. Jeśli świat będzie emitował tyle CO2 co obecnie, najbardziej prawdopodobny scenariusz przewiduje średnie ocieplenie o 0,2°C na dekadę. W sumie do 2030 roku temperatura w porównaniu z erą przedprzemysłową wzrośnie o 1,5°C, jakwynika z najnowszego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu. Naukowcy z Polskiej Akademii Nauk twierdzą, że w Warszawie w związku z rosnącą liczbą upalnych dni i tropikalnych nocy śmiertelność spowodowana zawałami i udarami wzrośnie po 2040 roku o 225 proc. Ulgę może przynieść tylko masowe rozbetonowanie przestrzeni.
Wyższa temperatura na świecie powoduje także wzrost poziomu mórz i oceanów. W Trójmieście i obszarach nadmorskich konieczne będzie podwyższenie ochrony nadbrzeżnej, w innym przypadku rosnący o 4,8 cm na dekadę Bałtyk wedrze się do miasta. Dodatkowo powinniśmy rozważyć budowę specjalnych wrót przeciwsztormowych w ujściach rzek, np. Martwej Wisły, dzięki czemu zapobiegniemy cofkom. – Już w tej chwili metrowy sztorm powoduje podtopienia na kilku ulicach w Gdańsku. Jeśli do tego dodamy te kilkadziesiąt centymetrów w związku z wyższym stanem mórz, zalaniu mogą ulec Dolne Miasto czy okolice parku Reagana – mówi prof. Jacek Piskozub z PAN.
Miasta 15-minutowe
Na szczęście są też powody do umiarkowanego optymizmu. Świat, w tym Polska, zaproponował kilka ciekawych koncepcji energooszczędnych metropolii. Jedną z nich jest tzw. miasto 15-minutowe. Według tej teorii, na którą stawiają władze Paryża, w odległości kwadransa pieszo albo rowerem powinno się znaleźć wszystko, czego przeciętny człowiek potrzebuje do funkcjonowania: szkoła, sklep, tereny zielone czy basen. Cel? Stworzenie „miasteczek w mieście”, by nie musieć wystawiać nosa spoza własnej dzielnicy, jeśli nie będzie to niezbędne.
Proces budowy miasta 15-minutowego jest żmudny i wymaga rozwiązań infrastrukturalnych, ale też organizacyjnych. Wspomniany Paryż, oprócz atrakcyjnych rozwiązań dla rowerzystów, wprowadza również system zachęt dla przedsiębiorstw, aby w obrębie 15-minutowej dzielnicy stworzyć bardziej kompleksową ofertę handlowo-usługową i biznesową. W stolicy Francji przewiduje się nawet stworzenie systemu, w którym sąsiedzi mogliby wymieniać się usługami w ramach gospodarki cyrkularnej. Uzupełnieniem tej koncepcji jest założenie 8-80, wedle którego przestrzeń należy budować w ten sposób, by bezpiecznie czuli się wszyscy mieszkańcy, od ośmio- po osiemdziesięciolatków.
By projekt miasta 15-minutowego się powiódł, władze miasta potrzebują odważnych decyzji przy ograniczeniu ruchu kołowego. Nie brak głosów, że takie rozwiązania to „cofanie się w rozwoju”. Czy na pewno? Dziś połowa pracujących mieszkańców Paryża codziennie spędza w komunikacji 45 minut. Wdrożenie idei miasta 15-minutowego to więcej czasu dla rodziny i przyjaciół, ale też większa możliwość korzystania z terenów rekreacyjnych.
Polska na zielono
Zwężanie ulic i zastępowanie ich zielenią jest trendem nie tylko w Europie Zachodniej, lecz także u nas. Praktycznie każde większe miasto ma swoją grupę aktywistyczną, która postuluje wprowadzanie ekologicznych rozwiązań. W Warszawie stowarzyszenie Miasto Jest Nasze zaproponowało program nazwany „5-10-15”. Według niego mieszkańcy mieliby mieć pieszo maksymalnie: 5 minut do przystanku transportu publicznego, 10 minut do terenu zieleni urządzonej oraz 15 minut do placówki oświatowej i ośrodka kultury. Choć plany te nie zostały wprowadzone w życie, to w jakimś stopniu zainspirowały stołeczny Ratusz do implementowania dobrych decyzji.
Taką pozytywną zmianą dla stolicy ma być „zielona Marszałkowska”, czyli możliwa metamorfoza jednej z najważniejszych ulic Warszawy. W obecnej formie arteria komunikacyjna stanowi nieprzyjazną „miejską autostradę”, jednak według projektu ma zostać oddana ludziom. W miejscach, gdzie obecnie ma po trzy pasy w każdym kierunku i pas do parkowania, powstaną jedynie dwa, a wzdłuż chodników i między torowiskiem pojawią się szpalery drzew.
Miasto planuje przebudować Marszałkowską na dwóch odcinkach: od pl. Konstytucji do ul. Nowogrodzkiej i od ul. Królewskiej do pl. Bankowego. Oba zostaną zaprojektowane na podstawie koncepcji przygotowanej przez Zarząd Zieleni i skonsultowanej z mieszkańcami.
Coraz częściej zaczynamy dostrzegać, że troska o naturę, również tę w mieście, służy nie tylko planecie, lecz także nam na co dzień – zupełnie inaczej się żyje, gdy mijamy miejskie mokradła i łąki kwietne niż tylko beton. Polskie miasta są jednak na początku drogi. Zarządcy powinni podejmować działania dwutorowo. Z jednej strony radykalnie obniżać poziom CO2, by nie nakręcać spirali kryzysu klimatycznego, z drugiej zaś wprowadzać działania pozwalające przystosować się do zmian, które już nastąpiły. Nie ścigajmy się, kto zbudował wyżej i szybciej, ale kto najmniej emituje.
A co, jeśli nic nie zrobimy? Czy za dwie dekady miasta będą się jeszcze nadawały do życia? – Nasze miasta będą nas gotować, a my będziemy starym społeczeństwem, które nie jest odporne na takie warunki. Musimy myśleć o przestrzeniach naszych miast jako o dobru wspólnym, które mają zapraszać, by spędzać w nich czas. Musimy inwestować w parki i skwery oraz zaostrzać przepisy dotyczące wycinki – mówi Milert.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.