Polskie marki parentingowe rosną w siłę. Jedna z nich, rodzinna firma Woodies, produkuje swoje meble lokalnie. Na pierwszym miejscu stawia bezpieczeństwo dzieci, które śpią w ich łóżeczkach, ale nie zapomina o wysmakowanym designie, dopracowanej strategii marketingowej i obsłudze klienta. – Największą satysfakcję daje nam to, że większość klientów trafia do nas z polecenia. Ich lojalność to najlepszy dowód na to, że produkt się sprawdził. Podobnie jak to, że wielu z nich, gdy dziecko wyrośnie ze swojego pierwszego łóżeczka, wraca do nas po większe – mówi Michał Woźniak odpowiedzialny w Woodies za sprzedaż.
Woodies to rodzinna firma. Ile w niej szacunku dla dziedzictwa, a ile innowacji?
Staramy się harmonijnie godzić doświadczenie z przeszłości z dynamicznym rozwojem. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., gdy mój ojciec otworzył mały zakład stolarski. W pewnym momencie zlecono nam produkcję łóżeczek dziecięcych. Tak nam się to spodobało, że postanowiliśmy skupić się na tej jednej kategorii produktów. Wtedy naszą mocną stroną była produkcja, a nie sprzedaż. Wykonywaliśmy meble dla innych firm. Wysyłaliśmy łóżeczka na eksport, przede wszystkim do Wielkiej Brytanii. Rynek zagraniczny był wtedy bardziej wymagający niż polski. Obserwowaliśmy, jak nasze meble są prezentowane u innych sprzedawców – najpierw w katalogach, potem na stronach internetowych. Dowiedzieliśmy się, na co klienci zwracają uwagę. Nasza autorska marka Woodies powstała pięć lat temu na bazie wszystkich dotychczasowych doświadczeń.
Praca w rodzinnej firmie ma blaski i cienie?
Na szczęście w naszym przypadku więcej blasków niż cieni. Świetnie dogaduję się z ojcem, który dalej zarządza produkcją. Nigdy nie było między nami nieporozumień. Żeby uniknąć napięć i móc bez problemu spotkać się w weekend, ustaliliśmy ścisły podział obowiązków. Szanujemy się, uznajemy swoje doświadczenie i nie wchodzimy sobie w kompetencje. Tata zarządza produkcją, a ja sprzedażą. Ja mam świadomość, że nie wykonam jego pracy lepiej, i vice versa.
W Woodies każdy dzień jest wyzwaniem?
Tak, uczymy się codziennie. Klienci wciąż są w stanie zaskoczyć nas swoim pytaniem. Sporym wyzwaniem jest też samo łóżeczko – chcielibyśmy, żeby było jak najładniejsze, a jednocześnie musi ono być zgodne z wymogami bezpieczeństwa. Wciąż docieramy do nowych klientów, więc ani na chwilę nie możemy rezygnować z jakości ani odpuścić rozwoju.
Co was wyróżnia?
Połączenie dobrego produktu z przemyślaną komunikacją. Najważniejsze było dla nas zawsze bezpieczeństwo. Ale musi ono iść w parze z funkcjonalnym designem. Istotna jest też cena – musi być dla klienta akceptowalna. To, że sprzedajemy produkt bezpośrednio, pozwala nam znacząco obniżyć marżę względem konkurencji. Trzeci filar to u nas obsługa klienta. W przeważającej mierze trafiają do nas ludzie, którzy spodziewają się pierwszego dziecka. Nie wiedzą nic, a chcą wiedzieć jak najwięcej. Marzą, żeby dać dziecku wszystko, co najlepsze. Pytają więc o każdy szczegół. A my chcemy dać im poczucie komfortu. Dać im pewność, że dokonują właściwego wyboru. Powierzają nam bezpieczeństwo swojego dziecka, więc spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność. Musimy rozwiać wszelkie ich obawy – właśnie od tego jest dział obsługi klienta. Cierpliwie słuchamy, odpowiadamy na pytania, zapewniamy o bezpieczeństwie.
Ułatwiają ten kontakt media społecznościowe.
Dotarcie do klienta stało się łatwiejsze dzięki mediom społecznościowym – najpierw Facebookowi, potem w dużej mierze także dzięki Instagramowi. Możemy szybko dostać od nich feedback. Ekspresowo dowiedzieć się, co się podoba. Codzienna komunikacja z instamami to naturalna konsekwencja funkcjonowania w mediach społecznościowych. To wszystko sprawiło, że rozumiemy potrzeby naszych klientów.
Obserwujesz, że od kilku lat w Polsce następuje zwrot ku jakościowym produktom?
Właśnie to skłoniło nas do tego, żeby zacząć sprzedawać w Polsce. Pierwsze łóżeczko na rynku krajowym sprzedaliśmy dopiero pięć lat temu. Wcześniej wydawało nam się, że polski rynek nie jest na taki produkt gotowy. Konkurowaliśmy ze zdecydowanie mniej bezpiecznymi, ale znacznie tańszymi produktami. Normy nie były weryfikowane. A tłumaczenie klientowi, dlaczego produkt jest droższy, wcale nie było takie łatwe. Teraz to się zmieniło.
Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków podchodzi do rodzicielstwa bardziej świadomie?
W internecie jest mnóstwo informacji. Zbieramy je na każdy temat. Nic nie pozostawiamy przypadkowi. Nie wystarczy nam jedna opinia – chcemy porównać ich wiele. A dzieci to temat numer jeden. Uważamy na nie jeszcze bardziej niż kiedyś. Są w centrum naszego życia. To dla nich kupujemy najlepsze produkty. Chcemy, żeby dobrze jadły, były zdrowe i, oczywiście, bezpieczne.
Rozmawiamy w wyjątkowym momencie – dla każdego z nas, ale i dla biznesu. Myślisz, że kwarantanna i kryzys pozwolą ludziom jeszcze bardziej docenić rzeczy jakościowe?
Gospodarka prawdopodobnie mocno zwolni. Firmy, które mają dostawców daleko, stają przed problemem przerwanych łańcuchów dostaw. My zawsze bazowaliśmy na lokalnych dostawcach. Teraz znacznie ułatwia nam to pracę. Nie musimy godzić się na kompromisy w zakresie jakości produktu czy czasu potrzebnego na jego realizację. Myślę, że klienci to docenią. Wiele osób otworzyło oczy na to, że można kupować inaczej. Wyrwani z codziennego funkcjonowania, odmiennie postrzegamy nasze potrzeby konsumpcyjne.
Co uważasz za wasz największy sukces?
Cieszę się, że Woodies jako marka jest coraz bardziej rozpoznawalna. Pomaga w tym nasza obecność w mediach, np. w programie Doroty Szelągowskiej albo telewizji śniadaniowej. Ale największą satysfakcję daje nam to, że większość klientów trafia do nas z polecenia. Ich lojalność to najlepszy dowód na to, że produkt się sprawdził. Podobnie jak to, że wielu z nich, gdy dziecko wyrośnie ze swojego pierwszego łóżeczka, wraca do nas po większe. Częścią naszej misji jest też pomoc innym. Polskie sześcioraczki śpią w łóżeczkach, które od nas dostały. Podobnie jak dzieci w ośrodkach preadopcyjnych. Mamy tak bliski kontakt z ludźmi w mediach społecznościowych, że nie możemy nie odpowiedzieć na prośby potrzebujących. Jeśli mamy taką możliwość, jak moglibyśmy nie pomóc?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.