Pewien wycinek zainteresowń twórców surrealizmu odżywa współcześnie jako wyraz buntu przeciw zawodzącej racjonalności. Chodzi o zwrócenie się w kierunku magii, okultyzmu, mitów. Te motywy znajdują się w centrum wystawy „Surrealizm i magia. Zaczarowana nowoczesność” w Muzeum Barberini w Poczdamie. To szansa, by odkryć surrealizm na nowo.
„Manifest surrealizmu” z połowy lat 20. poprzedniego wieku zapoczątkował ruch, z którego sztuka czerpie do dzisiaj. Był reakcją na połamane chaosem społeczeństwa, został sprowokowany nastrojami antyklerykalnymi, skutkami I wojny światowej i nadreprezentacją drobnomieszczaństwa w życiu społecznym.
Autor manifestu, André Breton, podobnie jak inni twórcy surrealizmu, walcząc na kilku frontach, przeszedł przez piekło wielkiej wojny.
Sto lat później, w kolejnych latach 20., nastroje stają się niepokojąco podobne, a potrzeba eskapizmu prowadzi artystów w absurd, prowokacje, świat halucynacji i marzeń sennych. Świadczy o tym choćby wystawa główna na 59. Biennale Sztuki w Wenecji, „Mleko snów”, prezentująca surrealizującą twórczość kobiet. Tytuł ekspozycji, której kuratorką była Cecilia Alemani, odnosi się bezpośrednio do książki napisanej przez surrealistkę Donę Carrington, jedną z niewielu kobiet dopuszczonych wówczas do głównej reprezentacji nurtu (choć później obecność kobiet zwiększała się sukcesywnie).
Na wystawie można było obejrzeć fotografię przedstawiającą śmietankę surrealizujących artystów na emigracji w Nowym Jorku – w 1942 roku w nowojorskim mieszkaniu Peggy Guggenheim zebrali się m.in. Stanley William Hayter, Leonora Carrington, Frederick Kesler, Kurt Seligmann, Max Ernst, Amédée Ozenfant, André Breton, Fernand Léger, Peggy Guggenheim, Marcel Duchamp i Piet Mondrian.
Surrealizm to nie tylko nurt w sztuce, lecz także społeczność. Osiemdziesiąt lat później podobne nazwiska można oglądać obok siebie na plakietkach, na ścianach Peggy Guggenheim Collection, weneckiego muzeum, gdzie odbyła się wystawa „Surrealizm i magia. Zaczarowana nowoczesność”, towarzysząca biennale, teraz przeniesiona do Poczdamu. Pokazuje wycinek zainteresowań twórców – magią, okultyzmem, mitami – które współcześnie znowu przyciągają jako wyraz buntu przeciw zawodzącej racjonalności.
W Poczdamie można oglądać jedno ze sztandarowych dzieł surrealistek, „Tomorrow is Never” Kay Sage
Historycy sztuki lubią mówić, że Salvador Dalí był dyletantem, poza tym jego malarstwo wydawało się dość akademickie i nudne. Na tyle, że szybko zostało polubione przez masową publiczność. A przecież surrealizm pragnął rewolucji.
Dziś, ożywiając surrealizm, Dalego ustawia się raczej w drugim planie.
Wystawę w Poczdamie otwiera Wolfgang Paalen, artysta austriackiego pochodzenia, który wprost, jeszcze w latach 30., w swojej sztuce zaczął konfrontować się z oznakami pełzającego faszyzmu. Jego obraz „Totemic Landscape” ukazuje pękającą ziemię, z której wypływa woda. Z wody zaś wydobywają się kształty komunikujące widzowi, że ziemia przestaje być bezpiecznym miejscem.
Nastroje towarzyszące wojnie oddaje na płótnach również Max Ernst. W obrazie „The Bewildered Planet” z 1942 roku portretuje trudną sytuację ekonomiczną cywilów. Krajobraz przecięty fragmentem płotu dzieli płótno na dwie części: tę reprezentującą chaos, i tę reprezentującą harmonię. Obie jednak zapełnia coś, co wygląda jak warstwa ułożonych na sobie ciał – różnicą jest wyłącznie to, czy ciała są żywe czy martwe.
Nie brakuje na wystawie także jednego ze sztandarowych dzieł surrealistek – „Tomorrow is Never” Kay Sage, znajdującego się w kolekcji nowojorskiego MoMA. Sage namalowała rusztowania rozstawione w onirycznej mgle, dzieło powstało po śmierci jej męża – Yves’a Tanguy’ego, także surrealisty, z tęsknoty za którym niedługo później popełniła samobójstwo. Prace Tanguy’ego ulokowano na pierwszym piętrze – on także odwołuje się do doświadczenia wojny. Zmarły przedwcześnie surrealista, próbując przepracować doświadczenia wojennej przemocy, upodobał sobie wizję świata zapełnionego rzeźbami z kamieni i szkła. Był jednym z artystów, którzy rzeźbili w krajobrazie, zapożyczając kształty z natury i wkładając je w rozmaite tła. Eksplorował menhiry i dolomity, kojarzone z rytuałami w kulturze celtyckiej. Szczególnie zdawało się interesować go ożywianie materii. W późnych latach 40. jego obrazy zapełniły metaliczne rzeźby, jednak skonstruowane tak, aby za wszelką cenę uniknąć figuratywności.
Dorothea Tanning i Leonor Fini eksplorowały w surrealizmie figurę pramatki
Dziedzictwo surrealistów zmusza nas dzisiaj do zastanowienia się nad ich niejednoznaczną i niełatwą w ocenie narracją o kobiecym ciele i cielesności. Relacje pomiędzy grupą surrealistek i surrealistów nie były czysto zawodowe – Peggy Guggenheim, jedna z czterech żon Maxa Ernsta, była wcześniej krótko związana z żonatym wówczas Yves’em Tanguy’ym. Max Ernst z kolei miał długi romans z Leonorą Carrington, która uchodziła za największą miłość artysty. Obrazy artystów wiszą w salach obok siebie, ale pozbawione relacyjnego kontekstu, który w środowisku skupionym wokół André Bretona zdecydowanie wpływał na twórczość i cały nurt. Można zatem na własną rękę szukać znaczeń pomiędzy. Na przykład jeden z piękniejszych obrazów Maxa Ernsta – odpowiednio wyeksponowany na poczdamskiej wystawie, „Attirement of the Bridge”, przedstawiający hybrydę kobiety i potwora, okrytą czerwonym futrem, z trzymającym włócznię sępem przy boku – był hołdem dla Carrington.
Obecne na tym samym piętrze artystki, Dorothea Tanning czy Leonor Fini, eksplorowały w surrealizmie figurę pramatki, motyw kobiecej siły, nierzadko posługując się nagością. Jednak prace takie jak „Black Magic” albo „The Magician's Accomplicies” René Magritte’a, „Break of Day” Paula Delvaux, na których nagie kobiece ciała są dość ostentacyjne, sugerują, że surrealiści traktowali nagość kobiet jako rodzaj figury, fetyszu.
Za podsumowanie wystawy w Barberini może posłużyć sąsiadujący z wcześniej wspomnianymi obraz z podobnego okresu, „Voltage” Dorothei Tanning. Jest na nim nagi korpus kobiecego ciała, pozbawiony głowy, za to w dłoniach trzyma parę oczu, jak teatralną lornetkę.
Dyskutując dziś o odzyskiwaniu przez artystki panowania nad wizerunkami kobiet w sztuce, warto powrócić do surrealistek. Nagie kobiece ciało w sztuce już wówczas próbowano oddzielić od fetyszu. Tanning w 1936 roku dyskutowała ze sposobem przedstawiania polegającym na fetyszyzowaniu
Na wystawie w Barberini widzka i widz zobaczą wiele kobiecych sutków, ciał często pozbawionych twarzy, wmieszanych w formę maszyn, wizerunki, którym niekoniecznie da się przypisać płciowość (jak u Wifreda Lama, który w bezkształtnych korpusach umieszczał wizerunek kubańskiej bogini). Trudno się dziwić tej perspektywie. W cieniu pełzającej wojny następowała również próba przepisania wizerunku męskości.
Leonora Carrington: Do samic należy egzorcyzmowanie męskiej przemocy
Sporą reprezentację na wystawie „Surrealizm i magia” ma sztuka Kurta Seligmanna, amerykańsko-szwajcarskiego artysty, którego w Polsce nie wymienia się raczej w podręcznikach historii sztuki. To jeden z twórców, którzy najlepiej oddają wyjściową tezę kuratorską tej ekspozycji. Seligmann jest autorem książki „Historia magii i okultyzmu”, uczestnikiem karnawałów w rodzinnej Bazylei, które później eksplorował w swojej sztuce, oraz przedstawicielem niebezpiecznego przekonania, że pod warstwą Europy kryje się duch starożytnej tradycji, jakiego Seligmann chciał odkrywać na swoich płótnach.
Zanurzona w ezoterykę Leonora Carrington dostała na wystawie podobną przestrzeń. Surrealistka słynęła z tego, że w latach 70. przekonywała, iż odrodzenie planety leży w rękach kobiet oraz że powinno się dążyć do wyplenienia przemocy z mężczyzn, co ostatecznie, jeśli się powiedzie, doprowadzi do stworzenia lepszego świata dla wszystkich. „Wierzę, że kobiety są egzorcystkami rodzaju ludzkiego. (…) do samic należy egzorcyzmowanie męskiej przemocy”, mawiała.
Surrealizm narodzony w latach 20. szybko wyewoluował w ruch, który niósł na sztandarach hasła, jakie dzisiaj również przyświecają artystkom i artystom; wśród nich – te związane ze świadomością wyczerpywalności planety, potrzebami nawiązywania sojuszów międzygatunkowych, czego symbolami były hybrydyczne postaci. Surrealizm stał się później przydatnym narzędziem do opowiadania o tym, do czego opisywania trudno znaleźć język, między innymi o doświadczeniu Zagłady.
W Poczdamie jednak surrealizm jest eskapistyczny i taki dzisiaj coraz częściej powraca w galeriach, na współczesnych płótnach. Powracał zresztą od dawna, do tego stopnia, że w Wenecji Cecilia Alemani mogła, korzystając z motywów powtarzanych przez lata w różnych częściach świata, zrobić wystawę, która objęła kilkaset obiektów.
Dlaczego zatem teraz? W lutym 2022 roku w Tate Modern można było oglądać wystawę „Surrealism Beyond Borders”, pokazującą, jak z francuskim nurtem popłynęło wielu artystów na całym świecie. „Surrealizm ma na celu obalenie rzeczywistości, ponad granicami” – głoszono podczas otwarcia, które odbyło się dokładnie tego samego dnia, w którym Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję na Ukrainę.
„Surrealizm i magia. Zaczarowana nowoczesność”, Muzeum Barberini, Poczdam, wystawa czynna do 29 stycznia 2023
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.