Architekci Katarzyna i Piotr Grochowscy są parą w życiu prywatnym i zawodowym, razem pracują dla sieci Arche, która specjalizuje się w rewitalizowaniu zabytkowych obiektów. Ich najnowszy ukończony obiekt to Cukrownia Żnin – pełne uroku miejsce na mapie ambitnej turystyki industrialnej.
Kiedy tu przyjechali, zastali kompletną ruinę, budynek przeznaczony do rozbiórki. W okolicy był tylko jeden hotel robotniczy, w którym w dodatku trudno było znaleźć wolne miejsce. Katarzyna, która wcześniej projektowała hotelowe wnętrza w zabytkowych pałacach, była lekko przerażona, nie czuła tego miejsca. Większość budynków Cukrowni Żnin wypełniały śmieci, a buty lepiły się do podłoża od resztek cukru na betonowych posadzkach. Kiedy jednak oprowadzani przez byłych pracowników odkrywali wspólnie kolejne zachowane perełki, stopniowo w ich głowach zaczęła kształtować się wizja stworzenia wyjątkowego hotelu, który niektórzy, z racji rozmiarów i multifunkcyjności, nazywają „państwem w państwie”. – Dopiero kiedy pan Andrzej, który doskonale zna cukrownię, opowiedział mi o procesie wytwarzania cukru, pozwoliło mi to zrozumieć, dlaczego te przestrzenie wyglądają tak, a nie inaczej. Staraliśmy się dopasować do tego, co zastaliśmy. Na przykład w jednej części zrobiliśmy dwupoziomowe apartamenty, jest ich aż dwanaście, to rzadkość w hotelach – mówi Piotr.
Inwestycji o podobnym industrialnym koncepcie jest sporo, przeważnie jednak zlokalizowane są w miastach, jak Stara Papiernia w Konstancinie czy Manufaktura w Łodzi. W tych pięknych obiektach Grochowskim brakowało autentyzmu. Piotr, kiedy rozmawia z architektami, porównuje budynki do człowieka, mawia, że niedoskonałości są jak zmarszczki, a niwelując je, zatraca się charakter. W przeciwieństwie do wielu mocno uporządkowanych realizacji, które architekci widywali w Polsce, chcieli – utrzymując ten sam poziom jakości – ocalić jak najwięcej. Nie czyścić z rdzy, nie malować na nowo i nie pudrować rzeczywistości – to ich zasada.
Zanim Katarzyna objęła dowodzenie nad pracami remontowymi, Piotr zabrał współpracujących architektów do Essen w Zagłębiu Ruhry, żeby obejrzeli stare budynki kopalni, rewitalizowane z minimalnym naruszeniem starych struktur. – Nie wszyscy wykonawcy są w stanie to zrozumieć, a większość architektów przeraża wejście na budowę i rozmowa z kierownikiem projektu. Wolą pozostać na etapie rysunku, pracować z katalogiem, dlatego też coraz więcej robi się projektów, w których jest mnóstwo detali, wszystko jest określone i opisane do najmniejszej śrubki. Ja natomiast zakładam, że w obiektach zabytkowych nie da się wszystkiego przewidzieć, dopiero kiedy zaczynamy robić odkrywki, widać tak naprawdę, co da się zrobić – mówi Katarzyna.
To nietypowe podejście do projektowania wzięło się stąd, że Katarzyna i Piotr Grochowscy jeszcze przed studiami ukończyli jedyne w Polsce technikum architektoniczne. Katarzyna, która wszystko projektuje na miejscu, w Cukrowni miała do dyspozycji stolarza i ślusarza. Pierwszy ze wszystkich kawałków drewna, jakie tylko dało się odzyskać, zrobił stylowe stoły do restauracji i parapety. Drugi stare kraty okienne zamienił w pergole. Z odzysku pochodzą też elementy wyposażenia wnętrz, takie jak ogromna gablota z równiutko ułożonymi narzędziami, która zawisła w centralnym miejscu w restauracji. – Żeby zrozumieć, dlaczego te narzędzia są tak starannie wyeksponowane, trzeba wiedzieć, że pracownicy cukrowni raz w roku musieli rozebrać co do śrubki, przesmarować, a następnie z powrotem złożyć turbinę, która wciąż znajduje się pośrodku restauracji. Dlatego traktowano je z tak wielkim szacunkiem – wyjaśnia Piotr.
– Projektując wnętrza, staram się nawiązywać do tego, co było tutaj wcześniej. Dlatego w Cukrowni jest sporo lamperii i niebanalnej sztuki. Wszystko zaczęło się od Jana Estrady i Grzegorza Jarzynowskiego, z którym rozmawialiśmy o identyfikacji, czyli bardzo prostym, technicznym oznakowaniu budynków. Razem wpadliśmy na pomysł, aby zrobić murale i plakaty, które zawisły w pokojach i częściach wspólnych. Wydrukowaliśmy je na blasze, żeby bardziej przypominały fabryczne szyldy, zrobiliśmy też PRL-owską sygnowaną zastawę – opisuje Katarzyna.
Cztery lata zajęło doprowadzenie zrujnowanej fabryki do tego, czym Cukrownia Żnin jest teraz – luksusowym kompleksem konferencyjno-hotelowym, z kilkunastoma salami konferencyjnymi, z których do największej, o powierzchni 1366 metrów kwadratowych i wysokości 9 metrów, swobodnie może wjechać kilkanaście samochodów, kameralną salą kinową, wybudowaną w dawnym zbiorniku na słód, lodziarnią, mikrobrowarem, kilkoma restauracjami oraz ogromną częścią wellnes, którą Katarzyna Grochowska przekornie zaprojektowała w landrynkowych kolorach.
Z tego surrealistycznie słodkiego świata, gdzie oprócz basenów i jacuzzi umieszczono gabinet z bogatą ofertą zabiegów dr Ireny Eris, długim łącznikiem wzdłuż świetnie zachowanego taśmociągu, którym kiedyś płynął strumień żółto-zielonych torebek z cukrem, przechodzi się do najstarszej części Cukrowni, której historia sięga 1895 roku. Najwyższą w tym miejscu przestrzeń wykorzystano, budując olbrzymią suchą zjeżdżalnię. Firma, która podjęła się tego zadania, po raz pierwszy realizowała tak duży projekt w budynku, ale było warto, bo goście są zachwyceni, a przecież w hotelu nie mniej ważne od dizajnu są atmosfera i emocje, które towarzyszą nam podczas pobytu. – Każdy z nas szuka w życiu czegoś wyjątkowego, a my staramy się wykreować taki wyjątkowy świat – mówią architekci, którzy za swoje projekty zdobyli już kilka ważnych nagród.
Najnowszy projekt Kasi to klasztor w centrum Wrocławia w stylu niemieckiego neogotyku, dawna szkoła, a później szpital prowadzony przez zakonnice, z których kilka wciąż tam mieszka. To będzie typowo butikowy hotel z 80 pokojami, SPA i pięknym 5-hektarowym parkiem. – A ja zaczynam w Konstancinie rewitalizację Królewskiej Fabryki Papieru, obiektu, który jest starszy niż sam Konstancin i należy do niego niezwykle ciekawa obsada pracownicza, tak zwane mazowieckie familoki. Planujemy zrobić tam multifunkcyjny obiekt ze szkołą biznesu i hotelem oczywiście. Zaczęliśmy od spotkań z ludźmi, mieszkańcami Konstancina. Podoba nam się podejście, które zakłada, że architekt nie jest alfą i omegą, nie twierdzi razem z inwestorem, że wie, jak ten świat ma być zbudowany, tylko chce rozmawiać z ludźmi, poznać ich opinie i ich historie, które też są historią tego miejsca – dodaje Piotr.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.